Filip Chajzer wydał oświadczenie w sprawie oskarżeń matki 7-letniego Oskarka. Kobieta twierdzi, że fundacja znanego dziennikarza przestała przelewać pieniądze zebrane na leczenie jej ciężko chorego synka. Media podały, że nie przekazano aż 350 tysięcy złotych. Co mówi w tej sprawie prezenter?
Reklama.
Reklama.
"Fundacja Filipa Chajzera nie przekazała matce ciężko chorego chłopca aż 350 tys. zł z przeprowadzonej przez siebie zbiórki" – napisał serwis Goniec.pl, wywołując prawdziwą burzę w mediach.
Jak podał portal, Monika Kozieł, matka chorego na autoimmunologiczne zapalenie mózgu 7-letniego Oskara twierdzi, iż fundacja "Taka Akcja", której prezesem jest dziennikarz, nie chce wypłacić zebranych środków na kontynuowanie terapii.
Według Goniec.pl, po spotkaniu z zapłakaną kobietą w 2022 roku, Filip Chajzer postanowił założyć wraz ze swoją fundacją zbiórkę na leczenie chorego dziecka. Łącznie udało się zebrać 1,2 miliona złotych. Jak napisano, dotąd fundacja opłacała kolejne faktury związane z terapią, jednak miesiąc temu przestały one być regulowane.
Matka 7-letniego Oskara apeluje do Filipa Chajzera
Do sprawy odniosła się w serii postów na Facebooku sama Monika Kozieł. W jednym z nich napisała: "Panie Filip Chajzer bardzo proszę o opłacenie faktur za pierwszy etap leczenia Syna, ze środków, które pozostały na subkoncie Oskarka w Pana Fundacji. Syn rozpoczął leczenie w STANACH ZJEDNOCZONYCH i jeśli faktury nie zostaną pilnie opłacone klinika przerwie procedury ratowania życia Oskarka"
Potem pojawiły się kolejne, utrzymane w alarmującym tonie wpisy, takie jak ten: "DRUGI dzień bez leczenia!! Oskarek dziecina moja kochana nie otrzymał kolejny dzień leku - BO FAKTURY NIE ZOSTAŁY OPŁACONE".
W sobotę rano (25.05) kobieta zamieściła następny post, w którym można przeczytać: "Panie Chajzer, prosiliśmy Państwa o kontakt przez kilka tygodni. Całe zamieszanie związane z wypłatą środków na leczenie nie miałoby miejsca gdyby nie milczał Pan przez 1,5 miesiąca i nie bylibyśmy blokowani, zbywani jako rodzice, a nawet pracownicy innych organizacji. Do tamtego czasu nie były kwestionowane żadne faktury, wyjazd na diagnostykę do Chicago także nie był kwestionowany".
Ten wpis pojawił się w szczególnym momencie. Wcześniej bowiem Chajzer, któremu część mediów zdążyła już zarzucić "zapadnięcie się pod ziemię", wydał w tej sprawie długie i emocjonalne oświadczenie.
Filip Chajzer wydał oświadczenie w sprawie zbiórki na chorego 7-letniego Oskarka
Do stawianych publicznie pod jego adresem oskarżeń, Filip Chajzer odniósł się na swoim Facebooku. Co napisał?
"Wszyscy mądrzy doradcy w moim otoczeniu mówią: Filip nie komentuj. Odpuść. Zostaw. Sprawą zajmuje się prokuratura, zrobiłeś wszystko co mogłeś. Zgłosiłeś. Zapłaciłeś Pani Monice nie tylko kasę za leczenie w Chicago (209.000PLN), o którą poprosiła i mieszkanie na miesiąc niedaleko kliniki (25.162PLN) , ale nawet za bilety samolotowe w klasie BIZNES na trasie Warszawa - Chicago i Chicago Warszawa (24 576PNL)" – stwierdził prezenter (pisownia oryginalna - red.).
W dalszej części posta Chajzer zapytał: "czy dało się taniej" i rzucił przykładem mającym zachęcić do zgłębienia historii, którą – jego zdaniem – nie pogardziłby Netflix: "Pani Monika, w trakcie naszej współpracy, poprosiła też o nowe auto, a ja (idiota) już wtedy nie zorientowałem się w czym uczestniczę".
Następnie Filip Chajzer wyjaśnił, że panią Monikę poznał przed studiem Dzień Dobry TVN. "Już wtedy jej syn umierał, a uratować go miały 3 miliony złotych. Pani Monika płakała i oskarżała polską służbę zdrowia o brak diagnozy chorego dziecka. Jaka to choroba? Nie powiem Wam, bo dokumentacja z polskich szpitali jest… niejednoznaczna, ale z pewnością nie wskazuje na ewentualność śmierci dziecka".
Prezenter podkreślił, że dzięki jego zaangażowaniu zebrano ponad milion złotych, "jednak Pani Monika dalej potrzebowała trzech milionów. Kiedy pytałem, po co, skoro są pieniądze na koncie, słyszałem, że dziecko umiera. Dziś słyszę to samo".
Kończąc swój wpis, Filip Chajzer stwierdził, że w pewnym momencie jego fundacja stała się organizacją służącą pomocy wyłącznie jednemu dziecku, z "wątpliwą bazą" do prowadzania innych akcji.
"Moje marzenia zostały zabite. Zostałem oszukany. Moja Fundacja została okradziona, a strona www zablokowana. Sprawę zgłosiłem do prokuratury. Regularnie do dziś stawiam się na przesłuchaniach na Policji. Przekazuje również rachunki wysyłane przez Panią Monikę, a dodam, że moja Fundacja nie jest jedyną, która aktualnie nie wypłaca jej środków. Weryfikuje" – napisał dziennikarz na Facebooku.