Fot. Pawel Wodzynski/East News

Paulina Andrzejewska, żona Mateusza Damięckiego, udzieliła Plejadzie szczerego wywiadu. 44-letnia mama dwóch chłopców opowiedziała o późnym macierzyństwie i obu ciążach. Nieoczekiwanie wyjawiła, ile starała się z aktorem o dziecko. Okazuje się, że para musiała poczekać na zostanie rodzicami.

REKLAMA

Mateusz Damięcki to jeden z najbardziej znanych polskich aktorów, którego obecnie można oglądać w serialu sensacyjnym "Prosta sprawa". Należy do grona gwiazd polskiego show-biznesu, które nie lubią dzielić się swoim życiem osobistym w mediach. Mimo że bardzo ceni sobie prywatność i życie z dala od zgiełku plotek i afer medialnych, w mediach społecznościowych często publikuje kadry ze swoją ukochaną żoną.

Przypomnijmy, że Damięcki w 2018 roku w tajemnicy przed wszystkimi wziął ślub z Pauliną Andrzejewską, tancerką baletową, obecnie choreografką teatralną. Para ma dwoje dzieci: 6-letniego Franciszka i 4-letniego Ignacego. Andrzejewska to druga żona Mateusza Damięckiego, aktor w 2010 roku poślubił tłumaczkę Patrycję Krogulską, z którą rozwiódł się po kilku miesiącach.

Czytaj także:

Paulina Andrzejewska, żona Mateusza Damięckiego, o staraniu się o dzieci. Powiedziała wprost

Mimo że 43-letni Damięcki jest bardziej skryty, to jego żona postanowiła uchylić rąbka tajemnicy o... staraniu się o dzieci. Paulina Andrzejewska opowiedziała o macierzyństwie w rozmowie z Plejadą.

Kobieta została po raz pierwszy matką w wieku 38 lat. Została więc zapytana o późne macierzyństwo. – Jeden pan doktor pocieszył mnie, że w Anglii byłabym jedną z młodszych matek – wyznała.

Po czym dodała: "Nam tak się ułożyło życie, ale staraliśmy się o dziecko kilka lat. To nie było tak, że odkładaliśmy tę decyzję i chcieliśmy poczekać. Po prostu ten proces troszeczkę potrwał. Drugie dziecko udało się szybciej, więc może gdzieś była jakaś blokada. Niektórzy mają szczęście, że udaje się szybciej, a inni muszą poczekać".

Andrzejewska wspomina "wspaniale" pierwszą ciążę. – Unosiłam się nad ziemią, czułam się fenomenalnie aż do samego porodu. Skończyłam robić dyplom uczniom szkoły baletowej, będąc już w dziewiątym miesiącu ciąży. Teraz to są wspaniali artyści opery i nie tylko, a wtedy uczyłam ich przez sześć lat, więc stwierdziła, że ich nie zostawię. Na egzaminach widziałam ich przerażenie, gdy przychodziłam z dużym brzuszkiem i wchodziłam na drugie piętro szkoły baletowej po schodach – opowiadała.

W sobotę wzięliśmy ślub cywilny i miałam mieć jeszcze miesiąc do porodu, ale chyba było tyle emocji przy tym ślubie, że Franek urodził się sześć dni później, trzy tygodnie przed wyznaczonym terminem. Później wszystko wydarzyło się bardzo szybko – mówiła żona Damięckiego w Plejadzie.

Tancerka i choreografka mogła... kontynuować egzaminy swoich studentów. – Okazało się, że nasz synek miał idealne wyczucie czasu, bo dzięki temu, że się urodził wcześniej, mogłam pójść ustawić światła moim uczniom do spektaklu dyplomowego. Franek miał wtedy ok. dwa miesiące i przespał cały dyplom – wspominała.

Druga ciąża była jednak trudniejsza. – Myślę, że wpływ na to miała pandemia i człowiek gdzieś już wewnętrznie się stresował. Z drugiej strony, zmienił mi się tryb, bo już nie byłam taka aktywna jak podczas pierwszej ciąży. Dwa razy wylądowałam w szpitalu, a kiedy mój mąż trzeci raz miał mnie wieźć do szpitala, to mówił: już tam może zostań, bo ja tego nerwowo nie wytrzymam – opowiadała Paulina Andrzejewska.

Mateusz Damięcki bardzo ją wspierał. Wyznała, że wszystko "bardzo odczuwał" razem z nią. – Nie wiem, czy będzie zachwycony, że to powiem, ale on jest bardzo wrażliwy. Był zestresowany, czekając za szybą, przyklejony do niej, z pierwszym dzieckiem w wózku. To są słabe wspomnienia, ale człowiek szybko to wypiera, bo ostatecznie wszystko dobrze się skończyło i mamy dwóch wspaniałych rozrabiaków – podsumowała.

Czytaj także: