Od miesięcy jesteśmy straszeni wizją niemal inwazji skrajnej prawicy na Parlament Europejski. Tego, że wygra w wielu krajach i zdobędzie więcej mandatów, że stanie się trzecią siłą w PE, że przez nią po najbliższych wyborach UE może zmienić kurs. Ostrzeżenia i obawy płyną dosłownie z każdej strony. "Europejczycy mogą wybrać najbardziej prawicowy parlament w historii" – od tygodni grzmią zagraniczne media. Oto jaki obraz skrajnej prawicy wyłania się na kilka dni przed wyborami.
Reklama.
Podobają Ci się moje artykuły? Możesz zostawić napiwek
Teraz możesz docenić pracę dziennikarzy i dziennikarek. Cała kwota trafi do nich. Wraz z napiwkiem możesz przekazać też krótką wiadomość.
– Absolutnie nie wolno ich lekceważyć. Partie populistyczne i żerujące na niepokojach i obawach społecznych mają dobre miejsce w wyścigu w wielu krajach. Jest ryzyko i pewien stopień zagrożenia. Jest dość dużo państw, w których populistyczna prawica idzie po dobry wynik wyborczy – reaguje w rozmowie z naTemat Jan Truszczyński, były ambasador RP w Brukseli, główny negocjator członkostwa Polski w UE.
Dziś praktycznie w ciemno można założyć, że skrajnie prawicowe partie zdobędą więcej mandatów do PE, niż miały dotychczas. To coś, co jeszcze kilka lat temu trudno byłoby sobie wyobrazić, a dziś dzieje się na naszych oczach. Tak jak to, że w UE nasili się antyimigrancka, antyunijna, ksenofobiczna, antysemicka narracja. Są też obawy organizacji kobiecych, że wraz z siłą skrajnej prawicy, mniejsza może być reprezentacja kobiet w PE.
"Europejczycy mogą wybrać najbardziej prawicowy parlament w historii", "Skrajna prawica może zdefiniować UE na kolejne 5 lat" – grzmią od tygodni zagraniczne media. Płyną ostrzeżenia, analizy i pytania. Na przykład, czy Europę mogą uratować młodzi, bo – uwaga – w kilku krajach pierwszy raz do urn pójdą 16- i 17-latki.
Czy nam się podoba, czy nie, to jest europejski trend.
Także w Polsce tuż przed wyborami do PEKonfederacja ma ok. 9,5 proc. poparcia – a w 2019 roku nawet nie dostała się do PE.
– Mamy coś, co nazywam deja vu, czyli bardzo silną kampanię zohydzania UE w Polsce. To może pozostawić takie ślady, jak kampania w czasie referendum akcesyjnego, która przede wszystkim wystraszyła wieś. Nic z rozsiewanych wtedy lęków się nie potwierdziło, ale wieś albo była przeciw, albo nie głosowała w ogóle. Boję się skutków obecnej kampanii, bo żyzną glebą populizmu antyeuropejskiego jest przede wszystkim kwestia migracyjna. Nią najłatwiej jest straszyć – komentuje Janusz Lewandowski, europoseł PO, były komisarz UE.
I podkreśla: – Oczywiście należy spodziewać się większego udziału skrajnej prawicy w Parlamencie Europejskim. Ona może namieszać. Będzie więcej złej krwi. Będzie brunatniej i bardziej brutalnie.
Tu chcą głosować na skrajną prawicę
Austria, Włochy, Francja, Holandia – tu zwycięstwo skrajnej prawicy wydaje się już praktycznie przesądzone.
Austriacka Partii Wolności (FPÖ) nie od dziś prowadzi w sondażach, teraz może zdobyć nawet 27 proc. głosów. "Znacznie wyprzedzając socjaldemokratów z SPÖ (23 proc.) i obecnie sprawujących władzę konserwatystów z ÖVP (21 proc.)" – komentują zachodnie media. Ba, FPÖ może wygrać też wrześniowe wybory parlamentarne.
We Francji prym wiedzie Zjednoczenie NarodoweMarine Le Pen, bijąc na głowę partię prezydenta Emmanuela Macrona. Bohaterem kampanii jest jej kandydat – Jordan Bardella. "28-latek dominuje nad swoimi rywalami w sondażach. Niemal jedna trzecia francuskich wyborców planuje oddać swoje głosy na Zjednoczenie Narodowe, dając partii niegdyś uważanej za toksyczną, dwukrotnie większe poparcie niż jej najbliższy rywali – partia Odrodzenie Emmanuela Macrona" – pisze o nim Politico.
We Włoszech króluje premier Georgia Meloni z Braci Włochów, którą agencja AP nazywa najpotężniejszą, prawicową przywódczynią w Europie.
W Holandii zaś skrajnie prawicowa Partia Wolności (PVV) Geerta Wildersa, która wygrała jesienne wybory parlamentarne. Jak pokazuje jeden z ostatnich sondaży, w wyborach do PE partia ta może zdobyć aż 18 z 31 przysługujących Holandii mandatów.
Podobnie jest we Flandrii, flamandzkiej części Belgii, gdzie triumfy święci Vlaams Belang. Tu też media alarmują, że"skrajna prawica pewnie kroczy po zwycięstwo".
Doliczmy do tego inne kraje, gdzie partie prawicowe i populistyczne także rosną w siłę.
Na przykład Portugalia. Tu skrajnie prawicowa partia Chega powstała w 2019 roku, ale swoją obecność zaczęła zaznaczać dopiero w 2022 roku, gdy poparcie dla niej przekroczyło 7 proc. Wiosną tego roku, w wyborach parlamentarnych Chega zdobyła już ponad 18 proc. głosów i zajęła trzecie miejsce. Przy takim poparciu w wyborach do PE może liczyć na kilka mandatów.
Również w Rumunii skrajnie prawicowy Związek Jedności Rumunów (AUR) powstał w 2019 roku. Dziś ma ok. 20 proc. poparcia i słychać, że skrajna prawica, która przez ostatnie 20 lat była tu czymś marginalnym, w wyborach do PE może osiągnąć rekordowy wynik. Razem z innym radykalnym ugrupowaniem, S.O.S. România, mają ponad 25 proc. poparcia.
"W ciągu ostatnich kilkunastu miesięcy w Rumunii doszło do gwałtownego wzrostu popularności radykalnych i eurosceptycznych partii prawicowych, niechętnych udzielaniu wsparcia wojskowego czy finansowego Ukrainie, a niekiedy wprost opowiadających się za współpracą z Rosją" – czytamy w analizie Ośrodka Studiów Wschodnich.
A jest jeszcze Szwecja, Dania...
I obraz niemal gotowy. Choć nie do końca. Bo jednocześnie w tym obrazie prawicy można odczuć taki chaos, że łatwo się pogubić.
Czy powstanie kolejna prawicowa frakcja
Kto? Z kim? W jakiej konfiguracji? Wciąż nie do końca wiadomo.
Na przykład w Niemczech jeszcze niedawno skrajnie prawicowa, antyimigrancka, eurosceptyczna Alternatywa dla Niemiec (AfD) wyrosła na drugą siłę w kraju. A dziś, na kilka dni przed wyborami, okazuje się, że spadła na trzecie miejsce, za SPD. Do tego została wyłączona ze skrajnej, populistycznej grupy w PE Tożsamość i Demokracja (o czym za chwilę) i teraz słychać, że może chcieć utworzyć własną frakcję w PE.
Albo rumuńska AUR. Też nie wiadomo, do której grupy w PE mogłaby ewentualnie dołączyć.
Z drugiej strony widać, że na prawicy już dmuchają w żagle. Jarosław Kaczyński sam oświadczył w Brukseli, że prawica w PE powinna się zjednoczyć. Natychmiast pojawiły się pytania i spekulacje, że w PE może pojawić się trzecia prawicowa frakcja. I że np. może do niej dołączyć Chega. A także Fidesz Viktora Orbana.
Podobają Ci się moje artykuły? Możesz zostawić napiwek
Teraz możesz docenić pracę dziennikarzy i dziennikarek. Cała kwota trafi do nich. Wraz z napiwkiem możesz przekazać też krótką wiadomość.
Czy jest się więc czego obawiać? I jak może wyglądać ten szturm skrajnej prawicy na PE?
Co pokazują sondaże przed wyborami do PE
Przypomnijmy, w Polsce idziemy do urn 9 czerwca. Ale wybory w innych krajach UE zaczynają się już 6 czerwca. Cała Europa wybiera 720 europosłów i europosłanki – o 15 więcej niż w 2019 roku. W Polsce wybieramy 53 przedstawicieli PE.
Jak wynika z ostatnich prognoz i sondaży, na górze rankingów niewiele się zmieni. Faktycznie, największe, liberalne i demokratyczne grupy, nadal zajmują w nich pierwsze miejsca, choć niektóre ze spadkiem poparcia.
To Europejska Partia Ludowa (EPP), do której należy PO i PSL – dotąd miała 182 mandaty i sondaże dają jej ok. 180.
Z kolei Postępowy Sojusz Socjalistów i Demokratów (SD) miał 154 mandaty, teraz może liczyć na ok. 136.
Liberałowie z Odnówmy Europę (RE) mieli zaś 108 mandatów. Teraz mogą liczyć na ok. 81.
Ale w prognozach widać też, że tracą Zieloni.
Zyskują zaś Europejscy Konserwatyści i Reformatorzy (EKR), do których należy PiS.
A także Niezrzeszeni, do których należy m.in. węgierski Fidesz usunięty z EPP (z 57 do 76).
I tu dochodzimy do skrajnej grupy Tożsamość i Demokracja (ID), którą dziś tworzą m.in.: francuskie Zjednoczenie Narodowe, włoska Liga Północna, Wolnościowa Partia Austrii, Interes Flamandzki, holenderska Partia Wolności oraz ugrupowania z Danii, Estonii i Czech.
Patrząc na jej prognozy, ktoś może powiedzieć, że wielkich zysków tu nie widać. Nie zapominajmy jednak, że w maju ID wykluczyła ze swoich szeregów dziewięcioro członków niemieckiej AfD – za wypowiedź jej polityka, Maximiliana Kraha, o tym, że nie wszyscy członkowie hitlerowskiej SS byli zbrodniarzami.
Janusz Lewandowski zaznacza, że w sondażach widać różnicę, bo ID wypiera liberałów z trzeciego miejsca. – Liczymy, że AfD, czyli skrajna prawica może mieć nawet o kilkadziesiąt mandatów więcej, niż dotąd – ocenia. I nie ma raczej znaczenia, że została wykluczona z ID.
– Nie chcę spekulować, ale mogą zapisać się do niej ponownie. Na pewno dodadzą głosów skrajnej prawicy, gdziekolwiek są – mówi.
Nie wiemy więc, jaka faktycznie będzie sytuacja po wyborach. Kto, z jaką grupą, może współpracować.
– Wszystko wskazuje na dodatkowe mandaty dla partii wchodzących w skład tego, co skrajne, czyli grupy Tożsamość i Demokracja oraz partii, które nie są zwolenniczkami integracji europejskiej, czyli grupy Konserwatystów i Reformatorów, w której jest PiS. Nie wiem, na ile to jest realne, ale nie wykluczałbym, przynajmniej w pierwszym okresie nowej kadencji, taktycznego zbliżenia między nimi. Oby to się nie udało – mówi Jan Truszczyński.
"Jak się nie dogadają, rządzić będzie języczek u wagi, czyli antyeuropejska prawica"
A zatem – jak nowy PE może wyglądać w praktyce?
– Ciągle kalkulujemy, że będziemy mieli przewagę – mówi Janusz Lewandowski. Chodzi o współpracę EPP, SD i RE.
– Tylko nasza przewaga, która w tej chwili wynosi 60 proc. mandatów, może pomniejszyć się do ok. 55 proc. – dodaje.
Co oczywiście zwiększa siłę prawicy.
– Różne są w tej chwili zabiegi koalicyjne. Moja frakcja powinna być największa w PE. Według najnowszych sondaży powinna mieć 24 proc. mandatów, teraz ma 25. Nasz szef, Manfred Weber zerka w stronę EKR, ale dla nas jest to o tyle trudne ze względu na obecność PiS. Powinniśmy jednak utrzymać pakiet kontrolny. Warunek jest jeden. Że trzy frakcje, które dotąd rozdawały karty, będą się dogadywały. Jak nie będą się dogadywały, to rządzić będzie języczek u wagi, czyli antyeuropejska prawica – uważa Janusz Lewandowski.
A to może mieć znaczenie nawet przy kwestiach budżetowych. Gdy – jak wskazuje –większość z nich, jako płatnicy netto, będzie zabiegać o to, żeby ich budżety, czyli składki narodowe, były możliwie małe.
Jan Truszczyński uważa zaś, że tak czy inaczej, w PE wyłoni się czteropartyjna, w miarę bezpieczna, większość. Ale może być jej trudniej się dogadać – w porównaniu do trzech partii, które były większością w dotychczasowej kadencji.
Ale mimo prawdopodobieństwa zbliżenia niektórych prawicowych partii zbytnio się nie martwi.
– Nie załamuję rąk. Do tej pory była możliwość skutecznego dogadania się. Nie ma powodu zakładać, że tym razem będzie inaczej. Postawiłbym na bezpieczną większość parlamentarną czterech znanych, demokratycznych ugrupowań. Mimo dodatkowego uzysku skrajnej i populistycznej prawicy nie boję się nadmiernie, że to przekształci się w skuteczny bat na integrację europejską. I że w maleńkim stopniu stworzy to alternatywę dla EPP po prawej stronie. To wydaje mi się bardzo mało prawdopodobne – ocenia.