Frekwencja i wynik eurowyborów uzależnione... od ideologii? Analityk tłumaczy: Jest tu spory rozjazd
– Zainteresowanie i emocje wokół tych wyborów są praktycznie zerowe – mówi naTemat Maciej Sychowiec, analityk, doktor nauk politycznych Uniwersytetu SWPS, gość podcastu Anny Dryjańskiej "poliTYka". Nie jest to jednak wyłącznie problem polskiej klasy politycznej. – W całej Europie zauważa się niską frekwencję w tych wyborach – dodaje, podając przykład Słowacji, gdzie frekwencja wynosiła zaledwie 20 proc.
Zdaniem Macieja Sychowca, jest mało prawdopodobne, aby tegoroczne wybory do Parlamentu Europejskiego przyciągnęły rekordową frekwencję. Analityk przypomina, że to już trzeci z rzędu, kiedy jako wyborcy udamy się do urn, w trwającym od jesieni maratonie wyborczym, który obejmuje wcześniejsze wybory parlamentarne i samorządowe.
– Wybory do Parlamentu Europejskiego zawsze mierzyły się ze stosunkowo niską popularnością wśród wyborców. Choć ostatnie wybory w 2019 roku przekroczyły 40 proc. frekwencji, wcześniejsze lata charakteryzowały się znacznie niższym zainteresowaniem. Nie spodziewam się, że frekwencja w tym roku będzie wysoka – mówi.
Pomimo niskiej frekwencji, badania przeprowadzone przez Uniwersytet SWPS i Ipsos wykazały, że aż 90 proc. ankietowanych uważa działalność Parlamentu Europejskiego za ważną. – To paradoks. Ludzie uważają, że działalność Parlamentu jest ważna, ale nie potrafią wskazać konkretnych działań ani nazwisk europarlamentarzystów – zauważa Sychowiec.
Badania pokazują również, że pewne grupy demograficzne są bardziej zainteresowane wyborami niż inne. – Młodsze osoby są zazwyczaj mniej zainteresowane wyborami. Jednak widać duży rozjazd, jeśli chodzi o płeć – młode kobiety są dużo bardziej zainteresowane niż młodzi mężczyźni – mówi analityk.
Sychowiec podkreśla, że choć teoretycznie sondaże wskazują na nawet 60 proc. frekwencji, rzeczywistość może być inna. – Często w takich badaniach osoby chcą pokazać się z lepszej strony niż faktycznie ma to miejsce – wyjaśnia analityk. – Nie spodziewałbym się więcej niż 40 proc. – dodaje.
Dopytywany, czy ludzie okłamują ankieterów, Sychowiec wyjaśnił, że wiele osób chce pokazać się jako odpowiedzialni obywatele, choć w rzeczywistości mogą nie planować udziału w głosowaniu.
– Są też tacy, którzy chcą iść na wybory, ale coś ich powstrzymuje – choroba, wyjazd czy inne nieprzewidziane okoliczności – tłumaczy.