Waszyngton reaguje na ruch Kremla, który wysłał grupę okrętów do Zatoki Hawańskiej. Statki zacumowały u wybrzeża Kuby, w odległości zaledwie 160 kilometrów od najdalej wysuniętych na południe krańców USA. Amerykańskie władze zapewniają, że sytuacja jest pod kontrolą.
Reklama.
Reklama.
Narasta "kryzys kubański". Jak pisaliśmy w naTemat, do wybrzeży Kuby dotarła flotylla rosyjskich okrętów wojennych. Znajduje się wśród nich między innymi łódź podwodna z napędem atomowym "Kazań", a także fregata "Admirał Gorszkow". Jest też tankowiec i holownik ratowniczy.
Do tej sytuacji odniosły się władze Stanów Zjednoczonych. Podczas specjalnego briefingu prasowego na pokładzie Air Force One, którym Joe Biden udał się na szczyt G7 we Włoszech, komentarza udzielił Jake Salivan, doradca prezydenta USA do spraw bezpieczeństwa narodowego. Bagatelizował on obecność rosyjskich okrętów u brzegów Kuby, mówiąc, że nie jest to pierwszy taki przypadek. Wcześniej podobne działania Kreml podejmował za kadencji George'a Busha, Baracka Obamy czy Donalda Trumpa.
– Zobaczymy, co się stanie w najbliższych dniach, ale widzieliśmy już takie manewry w przeszłości i zapewne zobaczymy w przyszłości. Nie chcę spekulować na temat motywów – stwierdził Sullivan w rozmowie z dziennikarzami.
Rosyjskie okręty na Kubie to odwet za decyzję Joe Bidena ws. broni dla Ukrainy
Flotylla okrętów wzbudziła ogromne zainteresowanie wśród mieszkańców Kuby, która od kilkudziesięciu lat utrzymuje przyjacielskie relacje z Rosją, a wcześniej ZSRR. Niektórzy trzymali rosyjskie flagi. Rozległy się też powitalne armatnie salwy.
Rosyjskie statki na Kubie dziwią coraz mniej. Jak podkreślają amerykańskie służby, są one "rutynowymi wizytami morskimi". Tym razem mają jednak związek z ćwiczeniami wojskowymi. Jednostki mogą pojawić się również u wybrzeży Wenezueli. Zdaniem ekspertów Władimir Putin nieprzypadkowo wybrał właśnie ten moment.
W ten właśnie sposób Władimir Putin ma brać odwet za decyzję Joe Bidena. Przypomnijmy, że prezydent USA wyraził niedawno zgodę na wykorzystanie przez Ukraińców amerykańskiego uzbrojenia do rażenia celów znajdujących się na terytorium Rosji. Dzięki temu mają wzrosnąć szanse skutecznej obrony Charkowa, znajdującego się dziś blisko linii frontu.
– Rosyjskie okręty wojenne przypominają Waszyngtonowi, że to nieprzyjemne, gdy przeciwnik wtrąca się w waszą bliską zagranicę – powiedział w rozmowie z "Time" Benjamin Gedan, dyrektor Programu dla Ameryki Łacińskiej w waszyngtońskim think tanku Wilson Center. Jego zdaniem w ten właśnie sposób Putin wysyła sygnał także Kubie i Wenezueli. To swoisty gest wsparcia dla tych krajów.