nt_logo

Jestem synem ojca, który nie lubił rozmawiać o emocjach. Tak odbiło się to na moim życiu

List czytelnika

03 lipca 2024, 20:50 · 4 minuty czytania
Ojciec. Tak się zawsze podpisywał, gdy składał mi życzenia pisemnie. Na przykład w telefonie. Nie tata, tylko ojciec. Nie wiem, czy chciał, by tak do niego mówić. Dla mnie to oschłe, jeśli dzieci tak nazywają rodzica. I to jest dla mnie odbicie moich relacji z nim, właściwie przez całe życie. Jest dobrym człowiekiem, ale nigdy tak naprawdę ze mną nie rozmawiał. Zdradzę wam, jak to wpłynęło na moje życie.


Jestem synem ojca, który nie lubił rozmawiać o emocjach. Tak odbiło się to na moim życiu

List czytelnika
03 lipca 2024, 20:50 • 1 minuta czytania
Ojciec. Tak się zawsze podpisywał, gdy składał mi życzenia pisemnie. Na przykład w telefonie. Nie tata, tylko ojciec. Nie wiem, czy chciał, by tak do niego mówić. Dla mnie to oschłe, jeśli dzieci tak nazywają rodzica. I to jest dla mnie odbicie moich relacji z nim, właściwie przez całe życie. Jest dobrym człowiekiem, ale nigdy tak naprawdę ze mną nie rozmawiał. Zdradzę wam, jak to wpłynęło na moje życie.
Jestem synem ojca, który nigdy ze mną nie rozmawiał. Tak odbiło się to na moim życiu. 123RF / zdjęcie seryjne

Nie zrozumcie mnie źle. Mój tato, nie ojciec, tylko tato (bo tak zawsze chciałem go nazywać) to wspaniały człowiek, który mi i siostrze oddałby wszystko. Ale jest dzieckiem komuny, tamtego wzorca rodziny, który rodziców stawiał na piedestale, a ojcom zabraniał okazywać słabości, w tym rozmów o uczuciach i emocjach. W takim domu, w latach 50. i 60. sam się wychował i to nam z siostrą przekazał.

Mój tata pochodzi ze średniego miasta na północnym wschodzie, kurortu z jeziorami i lasami, do którego kiedyś na wakacje przyjeżdżało pół Polski. Jest synem nauczycieli, ludzi z pasją do zawodu. No właśnie… Ten zawód dała moim dziadkom Polska Ludowa, gdzie nauczyciel był kimś drugim po Bogu, autorytetem, a dzieci w klasie miały się go słuchać i koniec. To nie dzisiejsze czasy, gdy uczniowie mogą wchodzić nauczycielowi na głowę, a rodzice przychodzą z każdą pierdołą, by poskarżyć się, że dziecko jest "krzywdzone". 

Słowo mojego dziadka było święte. Chciał być niekwestionowanym autorytetem w domu. I był, wszystkie dzieci i babcia go słuchały, nie było żadnej dyskusji. Rozmów o uczuciach i ciepła zdecydowanie tam nie było.

Dla moich dziadków rzeczywistość była prosta: "ojciec to ojciec". Albo tata w trzeciej osobie. "Czy tata życzy sobie...?"; "Czy tata chciałby może...?" – w taki sposób zwraca się mój tata do mojego dziadka do dziś. To wiele pokazuje. 

Mój tato ma opinię wspaniałego, ale dość zimnego człowieka. I moim zdaniem to przeniesienie wzorca z domu rodzinnego, w którym dorastał. Nie potrafi i nigdy nie potrafił ze mną rozmawiać. Umie tylko przekazywać rady – w taki sposób, w jaki sam został tego nauczony, czyli niczym komendy wojskowe.

Tata ze mną nie rozmawiał. W taki sposób odbiło się to na mnie

W dzieciństwie z zazdrością patrzyłem na inne dzieci, które szybko nawiązywały kontakty, wygłupiały się, śmiały. Ja byłem zablokowany, bo po prostu nie umiałem się wyluzować. Dlaczego taki byłem?

Tata nauczył mnie, że rozmowa zawsze powinna być rzeczowa, na temat, czemuś służyć, coś rozwiązywać. W innym przypadku to – jego zdaniem – "takie bezsensowne ble ble ble", "bicie piany".

Gdy byłem już nastolatkiem, nie potrafiłem tak jak inni żartować, prowadzić rozmowy o niczym, tak po prostu pogadać z drugim człowiekiem i się pośmiać. A to przecież przełamuje lody i sprzyja nawiązaniu kontaktu.

Z tatą nigdy o dziewczynach nie rozmawiałem, mimo że chciałem go zapytać jako gówniarz o radę, jak do nich podchodzić, by przekonać do siebie. Szybko jednak uciął temat i ja, znając jego zamknięcie w sobie, więcej go już nie podjąłem. Straciłem nadzieję, że możemy naprawdę szczerze pogadać.

Nie potrafiłem więc okazywać kobietom ciepła, traktować ich inaczej niż kumpli, a więc szorstko, merytorycznie, po męsku, bez okazywania uczuć i słabości. Dopiero po latach (i znacznie później niż rówieśnicy), wielu próbach i błędach, zbudowałem zdrowe relacje damsko-męskie. Sam musiałem się nauczyć pewnych kwestii.

Długo nie potrafiłem nawiązywać kontaktów z ludźmi i do dziś mam problemy z prawdziwym wyluzowaniem się w grupie. Trochę pozostałem takim samotnikiem, mimo że mam dziewczynę, znajomych czy przyjaciół.

Tata nigdy nie usiadł ze mną przy stole, nigdy nie było "nocnych Polaków rozmów", nigdy nie rozmawialiśmy o naszych uczuciach, słabościach, problemach.

A w taki sposób brak rozmów z tatą mógł odbić się na siostrze

W tym wszystkim jest też moja siostra. Mniej więcej od wieku pełnoletniego cierpi na chorobę dwubiegunową, czasem przechodzącą w schizofrenię. W najgorszym momencie jej choroba psychiczna doprowadziła do tego, że próbowała popełnić samobójstwo. Na szczęście się nie udało. 

Wiem, że choroby psychiczne to też geny. Nie chcę wyrokować, na ile to, że w domu nigdy nie rozmawialiśmy z tatą, że siostra w momentach kryzysu nie miała komu się wygadać, sprawiało, że blokowała w sobie różne uczucia, które potem wydobywały się z niej jak z wulkanu. 

Ja też, nienauczony szczerej rozmowy, nie wiedziałem, jak mógłbym ją pocieszyć, rozbawić, jak mógłbym jej pomóc. 

Być może, gdyby tata potrafił z nami szczerze rozmawiać, w pewnych sytuacjach byłoby jej łatwiej, nie doszłoby do największych kryzysów.

Zapytacie pewnie: gdzie była wtedy mama? Niestety umarła, gdy byliśmy jeszcze z siostrą mali. Z macochą mieliśmy chłodną relację, nie rozmawiała z nami, podobnie jak tata. 

Mój tata to jednak dobry człowiek

Mimo wszystko wiem, że mój tata to wspaniały człowiek, który oddałby wszystko dla swoich dzieci. Nie skrzywdziłby nawet muchy. Dosłownie. Gdy czasem do pokoju wbiega kosmaty pająk i prawie każdy (bo ja nie) chce go zatłuc, on bierze gazetę i wynosi go na niej troskliwie na dwór, pozwalając dalej żyć.

Mój tata zrobił dla mnie dużo dobrego i nie oskarżam go o całe zło, które się w moim życiu wydarzyło. Ale przypuszczam, że brak naturalnego ciepła i rozmów w domu mógł przyczynić się do problemów w komunikacji z ludźmi, które mam właściwie całe życie. 

Tak więc mam jedną radę dla ojców. Uczuć nie wolno blokować, bo długo tłamszone wylewają się i eksplodują. Albo pozostają na zawsze niewypowiedziane i zostają zabrane do grobu. Tak może być w moim i taty przypadku – nigdy szczerze nie rozmawialiśmy i być może nigdy już tego nie zrobimy. Bo nie potrafimy. 

Ojcowie, nie bójcie się okazywać uczuć.