Karol Strasburger spełnia się dziś jako tata pięcioletniej Laury. Ojcem został po siedemdziesiątce, ale nie żałuje, że zdecydował się na dojrzałe ojcostwo. Wręcz przeciwnie, o czym mówi w szczerej rozmowie z naTemat. Tylko u nas aktor i prezenter zdradza, dlaczego uważa, że jest bardzo dobrym ojcem, w jakich momentach się wzrusza i czym z premedytacją nie zajmuje się w wychowaniu swojej córki.
Reklama.
Podobają Ci się moje artykuły? Możesz zostawić napiwek
Teraz możesz docenić pracę dziennikarzy i dziennikarek. Cała kwota trafi do nich. Wraz z napiwkiem możesz przekazać też krótką wiadomość.
Tekst jest częścią akcji redakcyjnej portalu naTemat pt. "Tato, nie wstydź się". Chcemy nią zwrócić uwagę na kwestię zdrowia psychicznego ojców. Stosunek mężczyzn do okazywania uczuć, szczerej rozmowy o problemach, może mieć ogromny wpływ na rozwój oraz samopoczucie ich dzieci. Publikujemy serię materiałów, w których dotykamy tego zagadnienia z wielu stron. W ramach akcji wspólnie z Wellbee uruchomiliśmy również bezpłatną anonimową infolinię dla osób potrzebujących wsparcia. Będzie aktywna przez miesiąc.
Został pan ojcem w wieku 72 lat. Był strach?
Nieznane zawsze wywołuje niepokój, a to było moje pierwsze dziecko. Nie miałem żadnych doświadczeń, a zdawałem sobie sprawę, że dziecko zupełnie zmienia życie. Co teraz będzie? Jak sobie poradzę? To wielka niewiadoma. Ale czułem też ogromną radość. W głębi serca czekałem na spełnienie tego marzenia.
Ale odnalazł się pan w tej nowej roli?
Tak. Myślę, że całkiem nieźle, aby nie powiedzieć bardzo dobrze. Czuję się pewnie, ojcostwo stało się dla mnie na swój sposób stylem życia, w którym doskonalę swoje umiejętności i czerpię zeń ogromną radość. Wciąż odkrywam siebie jako tatę w takim wymiarze, jaki dotąd gdzieś istniał tuż obok, ale był dla mnie niedostępny.
O, czyli uważa pan, że jest dobrym ojcem.
Nie. Uważam, że jestem bardzo dobrym ojcem.
Nie każdy tata mógłby tak o sobie powiedzieć.
Niestety. Dobrze, że użyła pani słowa "tata", bo ojcem może zostać każdy, ale znany cytat mówi "tylko ktoś wyjątkowy może być tatą".
Być może problem pojawia się w momencie, w którym mężczyzna albo nie dorósł do ojcostwa, albo dziecko jest dla niego zaskoczeniem i, mówiąc okrutnie, jest niechciane. Ma inne zajęcia, jest pochłonięty rozwojem kariery zawodowej, nie jest przekonany, czy jest gotów założyć rodzinę, bo jeszcze się "nie wyszumiał" i dlatego jest niezadowolony, że dziecko zmienia mu życie (ale wtedy posiadanie potomstwa jest dla mnie kompletnym nieporozumieniem…).
A co oznacza dla pana bycie bardzo dobrym ojcem?
Bycie bardzo dobrym ojcem to bycie człowiekiem, który poświęca swój czas i życie wychowaniu dziecka – już od momentu narodzin. Dziecko staje się najważniejsze. Ciężko jest być dobrym ojcem na odległość, telefonicznie lub wyłącznie na papierze.
Jeżeli tata jest obecny od rana do wieczora przy dziecku, towarzyszy mu w rozwoju, jest świadkiem jego pierwszego słowa, pierwszego kroku, pierwszych sukcesów, ale i trosk, w jakich trzeba wesprzeć dziecko, a potem czynnie uczestniczy we wszelkich aspektach wychowawczych, to myślę, że to domena naprawdę bardzo dobrego ojca.
Trudno jest nim być?
Dziecko zmienia życie. Niewątpliwie. Ale nie możemy być na nie za to złym. Czasem np. człowiek musi wstać w nocy, co oczywiście nie jest na rękę, ale nie mogę być obrażony na córkę, że chce o 4 rano zjeść lub nie może spać i potrzebuje czułości oraz wsparcia. Trzeba potrafić zrozumieć, że to nie jest wina dziecka. Ba, to jego integralne prawo do życia, czemu ojciec musi sprostać.
Nie może być tak, że jako ojciec jestem cały czas zdenerwowany, bo dziecko irytuje mnie, absorbuje czy męczy atencją. Myślę, że to kluczowa kwestia, którą każdemu przyszłemu ojcu powinno się wkładać do głowy. Nie będziesz już żyć tak jak do tej pory – masz dziecko.
Jeśli chcesz wyjeżdżać, chodzić po klubach i kinach z kolegami to będziesz musiał to ograniczyć. Jeśli potrzebujesz wysypiać się, wtedy, kiedy masz na to ochotę, to dziecko będzie dla ciebie przeszkodą. Jeśli nie będziesz potrafił zrozumieć, że potrzeby dziecka muszą być na pierwszym miejscu, a własne w dalszej kolejności, to przemyśl decyzję o byciu rodzicem! Obwinianie dziecka nie jest cechą dobrego ojca.
W jednym z wywiadów powiedział pan, że cieszy się, że ma pan dziecko teraz, w dojrzałym wieku, bo wcześniej nie był pan gotowy na ojcostwo.
Każdy etap w życiu ma jakiś priorytet. Kiedy kończyłem studia aktorskie, rektor powiedział słowa, które zapamiętałem na lata. "Macie do wyboru: albo skupiacie się na pracy i robicie karierę, albo zakładacie rodzinę. Jeśli zakładacie rodzinę, to pamiętajcie, że te dwie rzeczy nie idą ze sobą w parze". I tak faktycznie jest.
Trzeba przygotować się do ojcostwa?
Oczywiście. Myślę, że przed podjęciem decyzji o dziecku, dobrze jest to sobie poukładać. Na przykład "odfajkować" karierę i dopiero potem zająć się czymś, co z mojego punktu widzenia jest najważniejsze: wychowaniem człowieka, ukształtowaniem go i wzięciem za niego odpowiedzialności moralnej, fizycznej i finansowej.
Oczywiście ważne jest to, aby umieć po prostu wyważyć ten czas na rozwój osobisty, zawodowy i ten, w którym będziemy stawiać pierwsze kroki jako rodzice. To "ciężkie studia", nie zawsze zdamy egzamin, ale musimy chcieć się uczyć, jak być "magistrem rodzicielstwa", a potem myśleć może i o doktoracie (śmiech). Trzeba twardo iść do celu i wiedzieć, że każda taryfa ulgowa tu nie bardzo wchodzi w grę.
Czyli ciągła nauka.
Myślę, że jeśli mamy już poukładane życie zawodowe i osiągnęliśmy w nim sukces, to łatwiej i naturalniej jest pomyśleć o dziecku i rodzinie, którym możemy już całkowicie się oddać. Pamiętajmy też o budowaniu szczęścia w relacji. Nasze dziecko będzie czerpało największą korzyść, będąc otoczonym miłością, szacunkiem i wspaniałym wzorcem relacji między rodzicami.
Przy podejmowaniu decyzji o ojcostwie ważna jest dojrzałość i mądrość życiowa oraz potrzeba przekazania małemu człowiekowi swojej uwagi, wiedzy i doświadczeń. Decydowanie się na dziecko bez wcześniejszych przemyśleń to życie w stresie, niepewności, braku stabilizacji emocjonalnej, a w konsekwencji być może bycie nieszczęśliwym i sfrustrowanym.
Czyli cieszy się pan z bycia dojrzałym tatą?
Tak! Zawsze wydawało się mi, że jestem jeszcze zbyt młody na zostanie ojcem. A teraz mam czas, kiedy chcę i mogę spędzać z córką niemal każdą wolną chwilę. W moim przypadku wszystko naprawdę dobrze się ułożyło, ale…
Ale?
Jedyny problem, jaki istnieje i o którym oczywiście myśli wiele osób w kontekście późnego ojcostwa – ja również – to fakt, że nie żyjemy wiecznie. Nie jesteśmy w stanie dożyć wszystkich dni, w których chcielibyśmy towarzyszyć młodemu człowiekowi. Ale czy można myśleć o tym cały czas? Według mnie nie, bo śmierć jest poza naszą kontrolą. Umieramy w różnym wieku i w różnych okolicznościach losu.
Zamartwianie się raczej nie ma sensu... Co robi pan zamiast niego?
Najważniejsze jest dla mnie bycie blisko mojej rodziny i dawanie dziewczynom wszystkiego, co najlepsze, póki jest czas. Dostaję w zamian także wiele dobra, które buduje mnie, czyni szczęśliwym. Moim zdaniem to znacznie lepsze niż bycie zbyt młodym ojcem, takim, który nie potrafi jeszcze dziecku zbyt wiele zaoferować, bo sam myśli o kłopotach bytowych, realizacji pasji czy finansowaniu marzeń.
Zresztą jest jeszcze jeden mały szczegół… Aby mieć dziecko, potrzebne są dwie osoby (śmiech). To nie jest takie proste, bo wiek mamy również ogranicza rodzicielskie możliwości. Mężczyzna może dłużej zastanawiać się nad posiadaniem dziecka, choć widzę, że coraz więcej kobiet po trzydziestce czy czterdziestce zostaje mamami.
A czy trudny dla pana, jako ojca po siedemdziesiątce, był aspekt fizyczny? Mówiąc wprost: nadążał pan za biegającą córką albo zarywał noce bez problemu?
Nie jest to dla mnie żadnym problemem. Zawsze powtarzam, że zdrowie jest nam potrzebne na całe życie, nie tylko wtedy, kiedy mamy 20 lat. Dlatego dbam o nie i jestem aktywnym ojcem. Wygrywam z młodymi w tenisa, jeżdżę na nartach i rowerze, odwiedzam siłownię, basen, sauny i biegam – wychodzi mi to nawet lepiej niż lata temu.
A spanie… Nie muszę długo spać, zawsze dużo pracowałem, tutaj nic się nie zmieniło. Powiedziałbym nawet, że jestem aktywniejszy i bardziej wytrzymały niż przed laty. Pan Bóg dał mi taką możliwość, ale również praca nad sobą. Nie wiadomo tylko, ile będzie to trwało.
Tego nikt nie wie.
Wydaje mi się wręcz, że ta fizyczność byłaby kiedyś dla mnie większym problemem, bo denerwowałbym się, że muszę jechać do pracy, a nie spałem pół nocy, bo dziecko płakało, coś mu dolegało, potrzebowało się przytulić, miało złe sny, czy o 4 rano, nagle wyspane, oczekuje wspólnej bajeczki, zabawy albo zwyczajnie jest głodne. Oczywiście są momenty zmęczenia, to naturalne. Ale myślę, że warto spojrzeć na nie dojrzalej. Zupełnie odwrotnie.
Czyli jak?
Ja patrzę na trudniejsze sytuacje w tej sposób: fakt, że dziecko mówi mi o swoich intymnych potrzebach i jestem mu niezbędny, bo beze mnie nie da sobie rady, jest dla mnie wyzwaniem, ale też niesamowitym dowartościowaniem. Jestem dumny, że mogę pomóc mojej córce i być z nią. Myślę, że jeśli podejdzie się do sytuacji, która nas denerwuje, nieco inaczej, irytacja może przekształcić się w zadowolenie.
Co oznacza, że w byciu bardzo dobrym ojcem kluczowe są też emocje.
Tak. Myślę, że w ojcostwie bardzo potrzebna jest mądrość kierowania swoimi emocjami. Staram się nie przeżywać rzeczy nieważnych i kierować emocje w innym kierunku. Widzę u młodych ludzi, że wykańcza ich nie tylko stres, ale też niemożność pogodzenia się ze sobą, chęć bycia kimś innym czy brak wiary w siebie.
Niektórzy próbują od tego wszystkiego uciekać i próbują stać się kimś, kim nie są, ale człowiek nigdy od siebie nie ucieknie. To powoduje stresy i napięcia, wcale nie daje na dłuższą metę rozwagi, mądrości i spokoju.
Jeśli posiadamy umiejętność analizowania siebie i życia, to z wiekiem układamy je właściwie. Zdajemy sobie wtedy sprawę, że jako rodzice musimy być autentyczni. W jakiej się rodzinie dziecko wychowa, takim będzie dorosłym i trzeba robić wszystko, aby było pewne siebie i znało swoją wartość, aby potrafiło z życia brać, co najlepsze, ale i dawać od siebie równie wiele.
Próbuje być pan dobrym wzorem dla swojej córki?
Jeśli będę dla córki autorytetem, to jest to wszystko, co mógłbym sobie wymarzyć. Chcę być dla niej wzorem. Ojciec musi być mądry, a ojcowska mądrość polega na robieniu wszystkiego w życiu uczciwie, bo dziecko wszystko dostrzega. Widzi, jak tata je, jak się zachowuje i co ogląda w telewizji. Słyszy, o czym mówi i rozmawia z drugim człowiekiem. Obserwuje jego pasje, talenty, ale i relacje z mamą. Może nie do końca wszystko rozumie, ale bacznie obserwuje, czego ojciec musi mieć świadomość.
Dziecko będzie nas naśladowało. Też odwoływałem się często do mojego ojca. Widziałem jego zarówno dobre, jak i złe cechy, bo nikt nie jest idealny. Chciałbym, żeby moja córka upodobniła się do mnie w tych dobrych cechach. Ale wiem też, że i ja bywam niedoskonały. I choć nie krystalizuję siebie w jej oczach, jestem prawdziwy i umiem panować nad tymi "mankamentami" charakteru, to wolałbym jednak, żeby tego, z czego dumny nie zawsze jestem, moje dziecko nie naśladowało (śmiech).
Ale nie ukrywa pan tych mankamentów.
Ojcostwo powinno być otwarte, uczciwe i szczere. Jeśli ojciec jest nieuczciwy wobec dziecka, to jest to naprawdę fatalne. Rodzicem powinna kierować mądrość, a niestety dorosłość nie zawsze łączy się z mądrością. Szczerość i otwartość powinny nas cechować zarówno w relacjach z dorosłymi ludźmi, jak i dziećmi, nie widzę tu żadnej różnicy. Dziecko musi wiedzieć, że mówimy prawdę i nikogo nie udajemy.
Jestem ciekawa, czy kiedy dowiedział się pan, że zostanie ojcem córki, miał pan w głowie jakąś wizję, jaki powinien być tatuś dziewczynki.
Szczerze mówiąc, nie rozróżniam jakoś specjalnie bycia ojcem dla córki i syna. Oczywiście nie mam doświadczenia posiadania syna, ale wiem, jaki jestem dla córki.
Mam jedynie problem, którym się z premedytacją nie zajmuję – bo uważam, że żaden człowiek nie powinien się zajmować tym, na czym się nie zna – czyli dziecięce ubranka, gadżety, zabawki. Nie znam się na tym i nawet nie staram się poznać.
To faktycznie bywa skomplikowane...
Nie wiem do końca, jakie zabawki są na czasie, jakie są trendy wśród przedszkolaków –staram się nadążać. Nie mam pojęcia, jak łączyć ubranka, jaką dobrać biżuterię czy buciki do sukienki i co do siebie pasuje, ale na tym na szczęście zna się moja żona i ja się do tego nie wtrącam. Mógłbym się jedynie wtrącić, gdybym uważał, że robi to źle, ale robi to naprawdę dobrze. Jest naszym dziecięcym zaopatrzeniowcem i genialnie opanowała świat dziecka w wielu aspektach.
Małgosia za to nie ingeruje w inne rzeczy, w jakich ja się świetnie odnajduję i spełniam, dajemy sobie tę przestrzeń, by się uzupełniać. Ja np. czerpię ostatnio radość z przygotowania nowego rowerka lub hulajnogi dla dziecka, kupuję wszelkie nietuzinkowe gadżety do domu czy zabawki na zewnątrz, bo na tym to ja akurat się znam i lubię z córką spędzać czas aktywnie. Myślę, że podział kompetencji między rodzicami jest ważny.
Wróćmy do emocji. Kiedyś dominował kult surowego ojca macho, który zamykał córki pod kluczem i tresował synów. Dziś jest inaczej: współczesne ojcostwo opiera się na wrażliwości. Również, jako dojrzały ojciec, wychowuje pan córkę w takim współczesnym duchu?
Nie rozdzielam ojcostwa na dawne i współczesne, ale na dobre i złe. Ojciec, który pokrzykuje i udaje groźnego, jest dla mnie śmieszny i żałosny. Nie chcę być ojcem ani despotą, ani dominatorem, ani też macho! Dziecko się wychowuje, a nie chowa. Nie wyobrażam sobie, aby dziecko KIEDYKOLWIEK się mnie bało.
Mam być bezpieczną przystanią, silnym ramieniem, a nie wzbudzać lęk. To przemoc, trzeba nazwać to po imieniu. Niedopuszczalne jest naruszanie nietykalności cielesnej, agresja, krzyk, wymuszanie. Chcę być ojcem-przyjacielem, bratnią duszą, która nauczy dziecko zasad i pokaże właściwą ścieżkę moralną, nauczy kanonu wartości. Ale nie siłowo, a przez naśladowanie pożądanych, właściwych postaw.
A ciężko jest egzekwować te zasady, o których pan wspomniał, a jednocześnie unikać bycia surowym?
Tym jest dla mnie wychowywanie bezstresowe: umiejętnością bycia z dzieckiem i uczenia go życia. Najlepiej robić to poprzez własny przykład dobrego, porządnego i właściwego postępowania. Dziecko mnie obserwuje i samo się uczy. Gdy robi coś nie tak, dostaje natychmiast sygnał stanowczej dezaprobaty, ale z szacunkiem. Ciągłe pokrzykiwania, pouczenia, wymuszania, rozkazy, nerwowość – tego w dobrym ojcostwie i macierzyństwie być nie powinno.
Ale jednocześnie staram się ustawiać niektóre zasady dotyczące bezpieczeństwa bez dyskusji. A jak jest "bez dyskusji", to w ogóle nie ma o czym mówić. Czyli na przykład, kiedy wchodzimy na jezdnię, córka musi się zatrzymać, popatrzeć w lewo, prawo, lewo i dopiero wejść na pasy. Tu chodzi o jej zdrowie i życie, dlatego takich zasad bezwzględnie wymagam. Ale nie krzykiem i awanturą, ale własnym przykładem, powtarzaniem tego w kółko i wpajaniem tego córce.
Bo to dla jej dobra?
Nigdy bym sobie nie wybaczył, gdybym nie nauczył dziecka podstawowych rzeczy i zrobiłoby sobie krzywdę. To jest niedopuszczalne. Tatuś, który mówi, że dziecko będzie robiło wyłącznie to, co będzie chciało, bo świat do niego należy, to tzw. głupi tatuś. Zagraża życiu i zdrowiu dziecka, czyli najważniejszym kwestiom, przez swoją głupotę i nieodpowiedzialność. Ojciec musi być mądry, ale stanowczy.
Dziecko musi wiedzieć, że jest dla nas najważniejsze, bo powinno być najważniejsze i chcemy, żeby było najważniejsze. Trzeba starać się dawać dziecku dzieciństwo takie, jakie powinno mieć. Czyli szczęśliwe, pełne miłości i otwartości na potrzeby dziecka, ale przede wszystkim bezpieczne.
Jest pan czułym ojcem?
Oczywiście! Przytulasy, buziaczki, łaskotki, wspólne wygłupy to totalnie moja bajka. Nie jestem zbyt tkliwym człowiekiem, ale nie wstydzę się wzruszeń i słów "kocham cię". Czułe zwroty, nazywanie emocji, wyznawanie uczuć są ważne dla rozwoju emocjonalnego i uczenia dziecka życia w społeczności.
Płacze pan przy córce?
Nie ukrywam wzruszeń. W moich oczach pojawiają się łzy, kiedy dostaję od niej prezent albo robimy coś razem. Nie wstydzę się tego, wręcz odwrotnie. Płacz jest przywilejem nie tylko małego dziecka, warto, żeby dorośli również pokazywali, że się wzruszają i płaczą – bo są normalnymi ludźmi. A ja jestem za tym, żeby nigdy nie ukrywać normalności. To nigdy nie jest za dobre.
Moim zdaniem lepiej jest jednak, jeśli dziecko nie widzi łez rodzica z powodu życiowych trudności. Myślę, że lepiej zostawić je dla siebie, bo to nasz problem, nie jego. Ale wyjaśnijmy mu wtedy mądrze, dlaczego jesteśmy smutni. Dziecko powinno widzieć emocje mamy i taty.
A jest pan takim ojcem, do którego córka będzie mogła zawsze przyjść z każdym problemem? Na przykład ze złamanym sercem?
Naturalnie. Do kogo ma z tym przyjść? Chodzi właśnie o to, żeby dziecko przyszło do swojego ojca czy mamy jak do przyjaciela, a jednocześnie starszego człowieka, który ma wiedzę i doświadczenie. Aby miało potrzebę, żeby rodzic posłuchał go i doradził. Na pewno chciałbym, że moja córka przyszła do mnie z każdym problemem. Oczywiście nie we wszystkim będę mógł pomóc, a wtedy zaproponuję jej, żeby poradziła się mamy. Oboje jesteśmy dla niej zawsze w gotowości, dlatego sami wciąż edukujemy się jako rodzice.
Jednak jednej rzeczy na pewno będę starał się nie robić: nie mówić córce, jak ma żyć. Mogę jedynie doradzić, żeby czegoś nie robiła i przypomnieć o konsekwencjach, jeśli na to się zdecyduje. Jak z tym przechodzeniem na pasach. Dziecko musi wiedzieć, jak przejść przez jezdnię i co może się stać, jeśli przejdzie niepoprawnie, ale samo musi podjąć decyzję.
Zostawia pan wybór córce.
To tylko jej wybór. Jeśli kiedyś córka powiedziałaby mi, że będzie starała się o dziecko, zapytałbym ją, czy chce je mieć i czy wie, z czym wiąże się rodzicielstwo. Bo to nie jest błahy temat i zabawa. To ona podejmie decyzję, nikt inny. Chce brać narkotyki, palić, pić, musi wiedzieć, że są tego konsekwencje. Nie będzie tak, że ciebie one nie spotkają. Spotkają, wcześniej czy później.
Tu będę bezwzględny w agitowaniu przeciw i zrobię, co w mojej mocy, aby uchronić ją od tym podobnego zła, ale nie przekroczę granicy jej wolności wyboru. Skaczesz na główkę w miejscu, w którym widać dno, więc musisz wiedzieć, że możesz uderzyć o nie głową. Może nie złamiesz kręgosłupa, ale bądź świadoma, że możesz go złamać.
Z perspektywy pokolenia córek wychowanych przez ojców, którzy często mówili "to nie moja sprawa, idź do mamy", naprawdę cieszę się, że jest pan i chce być przystępnym tatą.
Zdaje sobie sprawę, że tak bywało i bywa, ale nie potrafię tego pojąć. Idź do mamy, bo co? Bo ja oglądam mecz? Bo mam spotkanie z kolegą, czytam głupoty w internecie albo gram? Nie ma nic ważniejszego od tego, że dziecko otwiera się przed nami ze swoim problemem i liczy na wsparcie. Nie masz czasu dla niego, nie oczekuj, że kiedyś ono będzie z tobą w stałym kontakcie. Dla mnie to po prostu wygodnictwo albo niechęć. Nie do przyjęcia. Nie jest to mój ideał mężczyzny i ojca, niezależnie od jego wieku.
Odpowiedzialność za wszystko, co związane z dzieckiem, spoczywa na obojgu rodzicach. Zostawianie wszystkiego matce (bo "ona urodziła, więc wychowuje"), naprawdę jest nie w porządku. Dziecko jest nie tylko dzieckiem kobiety, to również moje dziecko. Jestem ojcem i biorę odpowiedzialność za swoją córkę.
Córki często podświadomie szukają mężczyzn podobnych do swoich ojców. Idąc tym tropem, jaki chciałby pan, żeby był przyszły partner Laury?
Uważam, że dziecko powinno mieć świadomość tego, co jest w rodzicu dobre i złe. Ale chciałbym, że moja córka przejęła ode mnie mądrość życiową, odpowiedzialność, uczciwość, ambicję i pracowitość, no i to tych rzeczy szukała w przyszłym partnerze. Jeżeli znajdzie kogoś, kto będzie w życiu głupkiem, to wolałbym, żeby się z tym głupkiem nie wiązała (śmiech). Bo wiem, jakie głupota może mieć konsekwencje.
Ale wiemy też, że wielu mężczyzn nie posiada wzorca – to bardzo ważny aspekt w byciu rodzicem. To, jak wyglądał nasz dom pod względem emocjonalnym i wychowawczym, jakie były relacje między dzieckiem a rodzicami ma ogromny wpływ na to, jakim rodzicem będzie ono samo w przyszłości. Może właśnie w takich przypadkach tak się dzieje? W innych nie bardzo wyobrażam sobie, że można być niedobrym ojcem.
Zawód aktora wymaga elastyczności, co dotyczy oczywiście nie tylko mojego zawodu. Ciężko mieć małe dziecko i jednocześnie być mistrzem świata w biegach, bo to łączy się z częstymi wyjazdami na treningi czy zawody. Jeśli miałbym poświęcać swojej małej córce tyle czasu i emocji, ile obecnie, a jednocześnie kręcić "Polskie drogi" z dala od domu, nieustannie uczyć się zawodu i myśleć, jak wejść do show-biznesu, to byłoby mi niewątpliwie trudniej.
Oczywiście, każdy musi sam podjąć decyzję, a dawanie jakichkolwiek rad byłoby nie na miejscu, bo po co kogoś pouczać, jak ma żyć. Ale na pewno warto wcześniej przemyśleć tę kwestię: czy jesteś gotowy na zostanie młodym ojcem i kompletne poświęcenie się dziecku, na czym pewnie ucierpi twoja kariera i życie prywatne, albo czy jesteś gotowy na dojrzałe ojcostwo i świadomość, że nie będziesz z dzieckiem przez znaczną część jego życia?
Dziecko to dziecko, obojętnie jakiej płci. Gram z nią w piłkę, jeżdżę na rowerze, układam LEGO, koloruję, szaleję w tańcu oraz akrobacjach i myślę, że to samo robiłbym z chłopcem. Nie było tak, że marzyłem o synu i teraz jestem rozczarowany. To chyba największa krzywda, jaką można zrobić dziecku.
Moje dziecko może mówić do mnie per "ty", kiedy żartuje czy nawet śmiać się ze mnie w sposób miły i sympatyczny. Kiedyś mówiło się "proszę ojca", ale ja do takich ludzi nie należę. Ja staram się być przyjacielem swojego dziecka i będę starał się być nim jak najdłużej. Żeby zamiast różnicy wieku między nami, moja córka widziała mądrość i doświadczenie. To byłoby najfajniejsze.
Wzruszam się, gdy córka mówi do mnie miłe rzeczy, przychodzi, przytula się. Czuję wtedy, że jestem jej potrzebny. Czułość jest dla mnie w ojcostwie i małżeństwie bardzo ważną rzeczą. Odkrywam w sobie pokłady pozytywnych emocji i czuję się z nimi świetnie. Przykład: córka dała mi swojego misia, żebym zawsze o niej pamiętał. Trzymam go zawsze przy sobie.
Ojcowie, którzy ignorują rozwój dziecka i zostawiają takie rzeczy, jak zmienianie pieluch, kąpiel, aktywności na placu zabaw czy udział w dziecięcych imprezach kobietom, bo to "niemęskie zajęcie", uciekają od wszystkiego, co ważne i co łączy rodzica z dzieckiem. Ja od tego nigdy nie uciekałem. Też nie potrafiłem na początku wielu rzeczy, jak podstawowe trzymanie dziecka na rękach, ale nie mówiłem: "nie będę trzymał córki, bo boję się, że mi wypadnie". Trzymałem ją tak, żeby nie wypadła. Nauczyłem się.