7-latka zagryziona przez psy pod Olsztynem. Mieszkańcy wstrząśnięci
redakcja naTemat
26 czerwca 2024, 11:56·2 minuty czytania
Publikacja artykułu: 26 czerwca 2024, 11:56
Do tragicznego zdarzenia doszło we wtorek w jednej z miejscowości w gminie Barczewo. Psy z hodowli prowadzonej na jednej z posesji pogryzły 7-letnią dziewczynkę. Nie udało jej się uratować. Głos sprawie zabrali mieszkańcy tej miejscowości.
Reklama.
Reklama.
Lokalne służby podały, że we wtorek policjanci z Komendy Miejskiej Policji w Olsztynie i podległego jej komisariatu policji w Barczewie działali w miejscu tragicznego zdarzenia.
Z ustaleń śledczych wynika, że tego dnia po godzinie 14 siedmiolatka goszcząca u swoich znajomych została pogryziona przez psy z hodowli znajdującej się na ich posesji. W wyniku odniesionych obrażeń 7-latka poniosła śmierć na miejscu.
7-latka zagryziona przez psy. Nowy komunikat policji
Na miejscu pojawił się też prokurator i policyjna grupa operacyjno-procesowa z technikiem kryminalistycznym.
"Przeprowadzone zostały oględziny miejsca zdarzenia i przesłuchani zostali świadkowie. Zebrane i zabezpieczone ślady kryminalistyczne oraz materiały procesowe posłużą teraz śledczym do tego, aby możliwie precyzyjnie odtworzyć okoliczności tragedii i ustalić, w jaki sposób dziewczynka weszła w bezpośredni kontakt ze zwierzętami" – podały w swojej relacji służby.
Policjanci ustalili też, że na posesji w zamkniętych wybiegach trzymanych było 11 psów ras dog niemiecki i buldog francuski. Służby zabezpieczyły dokumenty potwierdzające legalność hodowli i historii leczenia i szczepień zwierząt.
Psy trafiły na kwarantannę
Psy zostały poddane oględzinom przy udziale powiatowego lekarza weterynarii. 6 dogów niemieckich trafiło do miejscowych schronisk dla zwierząt, odbywają kwarantannę i czekają na dalsze postanowienia prowadzącego śledztwo prokuratora.
RMF FM podała, że 7-latka była częstym gościem na posesji, gdzie trzymane były psy, a zwierzęta były oswojone z jej obecnością.
Według nieoficjalnych informacji, prawdopodobnie w furtce prowadzącej do kojca dla psów, zostawiono kluczyk i dlatego dziewczynce udało się wejść do środka. Radio podaje również, że na razie nikomu nie przedstawiono zarzutów w tej sprawie.
Okoliczni mieszkańcy znali właścicielkę hodowli. – O właścicielce hodowli nie możemy powiedzieć złego słowa – stwierdzili w rozmowie z "Faktem". Twierdzą, że był to nieszczęśliwy wypadek.
– Jesteśmy sąsiadami, znamy się wiele lat. Na co dzień wszystko było dobrze. Hodowla jest zaopiekowana, psy są zadbane. To, co się stało, uważam za tragiczny, nieszczęśliwy wypadek – dodała w rozmowie z "Faktem" jedna z sąsiadek.