Niektórzy z nas uwielbiają być takimi "policjantami" życia codziennego. Rozliczają palaczy w restauracji, młodzież nieustępującą miejsca starszym w autobusie, chociaż i tak najlepsi są "strażnicy kolejkowi". I okej, jeśli mają rację, to nic mi do tego. Ale wpienia mnie, jeśli ktoś wyskakuje z gębą do małego chłopca tylko za to, że jedzie z ojcem rowerem po chodniku. No puknij się człowieku w czoło!
Reklama.
Podobają Ci się moje artykuły? Możesz zostawić napiwek
Teraz możesz docenić pracę dziennikarzy i dziennikarek. Cała kwota trafi do nich. Wraz z napiwkiem możesz przekazać też krótką wiadomość.
Jakiś czas temu byłem świadkiem bulwersującej sceny. Szedłem jednym z warszawskich osiedli, takim jakich wiele: chodnik z kostki, ruchliwa ulica, jakieś przystanki autobusowe, zatoczki – no standard (chyba że mieszka się na Białołęce, o której warszawski ratusz zapomniał, ale to temat na inną rozprawę).
W pewnym momencie obok mnie przejechał mężczyzna na rowerze, a za nim na mniejszym rowerku tak na oko 6- lub 7-letni chłopczyk – zakładam, że byli to ojciec z synem. I pełna kulturka, bo facet zadzwonił dzwonkiem, przejeżdżając obok, spojrzał na syna, czy nie wjeżdża w pieszego. Fajnie.
Ale już nie było tak fajnie, jak mijali starszego mężczyznę idącego jakieś 50 metrów przede mną... Dlaczego? Siwy gość, widząc rowerzystów przejeżdżających obok, zaczął wymachiwać rękami i wydzierać się na nich.
– K**wa, czego jeździcie po chodniku, spie****ać na ulicę, tam się jeździ rowerami, a nie k**wa tutaj. Czego c**ju uczysz tego dzieciaka? – popisał się staruszek.
Maluch prawie przewrócił się na tym swoim rowerku, bo wyraźnie przestraszył się reakcji pieszego. Ojciec zatrzymał się, poczekał na synka, aż ten przejedzie obok, zobaczył, czy nic mu się nie stało, pokazał starszemu facetowi, żeby puknął się w głowę i pojechał dalej.
Rozumiem, że może kiedyś prawo jazdy to się wraz z bigosem na zimę dostawało i podstawy prawne mogły się zmieniać przez te lata. Ale nikt nikogo nie zwalnia z myślenia. Jak ten chłopaczek miałby jechać po tak ruchliwej ulicy? No trzeba mieć trochę wyobraźni!
Ale czego spodziewać się po gościu, który "rzuca się" na małe dziecko przejeżdżające obok niego na rowerze...?
Jakby jednak jakimś cudem ów pan czytał ten tekst, to chciałbym przytoczyć jeden z paragrafów kodeksu o ruchu drogowym.
Art. 33.5. Prawa o Ruchu Drogowym mówi, że:
Korzystanie z drogi dla pieszych przez kierującego rowerem jest dozwolone wyjątkowo, gdy:
1) opiekuje się on osobą w wieku do lat 10 kierującą rowerem;
2) szerokość chodnika wzdłuż drogi, po której ruch pojazdów jest dozwolony z prędkością większą niż 50 km/h, wynosi co najmniej 2 m i brakuje drogi dla rowerów, drogi dla pieszych i rowerów lub pasa ruchu dla rowerów;
3) warunki pogodowe zagrażają bezpieczeństwu rowerzysty na jezdni (śnieg, silny wiatr, ulewa, gołoledź, gęsta mgła), z zastrzeżeniem ust. 6.
A ten ustęp 6 mówi, że: Kierujący rowerem, korzystając z drogi dla pieszych, jest obowiązany jechać z prędkością zbliżoną do prędkości pieszego, zachować szczególną ostrożność, ustępować pierwszeństwa pieszemu oraz nie utrudniać jego ruchu.
Mało tego! Dziecko do 10 lat jadące chodnikiem na rowerze w świetle prawa jest traktowane jak pieszy! Dlatego dołączam się do apelu ojca tego chłopaczka: puknij się pan w czoło.