Praca dzieci w wakacje to temat, który wraca jak bumerang każdego lata. Jedni uważają, że uczniom należy się odpoczynek i na pracę jeszcze przyjdzie czas. Inni podkreślają, że nie ma nic złego w tym, aby dorobiły sobie one do kieszonkowego. Często jednak może być to po prostu zwyczajnie niebezpieczne, co należałoby mieć na uwadze, zanim zacznie się wychwalać "przedsiębiorcze dzieci".
Reklama.
Podobają Ci się moje artykuły? Możesz zostawić napiwek
Teraz możesz docenić pracę dziennikarzy i dziennikarek. Cała kwota trafi do nich. Wraz z napiwkiem możesz przekazać też krótką wiadomość.
To, że Polacy nie są w stanie dojść do porozumienia ws. pracy dzieci w wakacje, nikogo nie raczej nie zdziwi, ale temat za każdym razem wywołuje spore emocje, kiedy się pojawia.
Czy dzieci powinny pracować w wakacje? Temat wywołuje wielkie emocje
Kilka dni temu software engineer Leonard Ossa w mediach społecznościowych dodał wpis dotyczący tej kwestii. "Dzieciaki zarabiają na wakacje. Mają w sobie więcej przedsiębiorczości niż połowa LinkedIna" – napisał na profilu w tym serwisie, dodając, że chodzi o róg ulic Czerniakowskiej i Gagarina w Warszawie. Dzieci ze zdjęcia, które zamieścił to na oko środek podstawówki.
"Wrzućcie im proszę jeśli będziecie w okolicy, (ja wrzuciłem wszystkie drobne, ale zostawiłem towar do sprzedaży innym" – dodał.
Wyraził też nadzieję, że "nie przyjdzie państwo otoczyć ich swoją opieką" w postaci mandatów. "Takim funkcjonariuszom bym nogi z d... powyrywał" – zakończył ostro.
Co ważne, w Polsce nie można w ogóle pracować przed 13 rokiem życia, potem już można, ale tylko w niektórych branżach i po spełnieniu rygorystycznych wymogów. Przynajmniej jedno z dzieci na zdjęciu nie ma na pewno 13 lat.
Pod tym postem pojawiły się oczywiście opinie popierające, że dzieci jak najbardziej mogę sobie dorabiać w wakacje, ale też takie, że Ossa nie powinien publikować takiego posta, gdyż....faktycznie dziećmi mogą się zainteresować służby jak np. policja. Były to jednak głosy popierające taką formę aktywności dzieci w wakacje.
Ta dyskusja ma jednak drugą – bardzo wyrazistą stronę, którą reprezentuje m.in publicysta i działacz związków zawodowych Piotr Szumilewicz.
Szumilewicz: Przejaw degrengolady części środowisk przedsiębiorców
"Mamy się zachwycać pracą dzieci? Serio? Taki typ przedsiębiorczości kwitnie w najbiedniejszych krajach świata. Marny wzorzec. I jeszcze ten nacisk, aby nikt nie kontrolował ich pracy. Smutne, głupie i szkodliwe" – taki komentarz zamieścił pod postem tego pracownika IT.
Jego zdaniem "cała ta dyskusja to smutny przejaw degrengolady części środowisk przedsiębiorców". "Pochwała pracy dzieci, na dodatek bez żadnej kontroli instytucji państwowych? Serio? I jeszcze pisanie, że dzieci powinny pracować od małego, a nie korzystać z zasiłków? Tutaj to już chyba całkowicie peron odjechał" – nie krył emocji Szumilewicz.
I dalej dopytywał: "Rozumiem, że wzorcem państwa jest dla Was Bangladesz, ale też nie, bo tam zakazano wyzysku dzieci – czyli Bangladesz, tylko sprzed 20 lat. "W Tajlandii nastolatki sprzedają swoje ciała. Czy to Wam też się podoba? Ludzie, ogarnijcie się. Naprawdę nie jesteśmy, a na pewno nie powinniśmy być krajem bezprawia, samowoli biznesu i wyzysku dzieci" – podsumował.
Wyzysk dzieci to ważny wątek, który poruszył Szumilewicz, bo jednak często praca nieletnich w Polsce to nie sprzedawanie lemoniady jak na amerykańskich filmach, ale na przykład spędzanie całych dni w polu, a to może być dodatkowo bardzo niebezpieczne.
"Dorastałam na wsi, a moje dzieciństwo w główniej mierze składało się z pracy na roli. Ale dopiero pisząc go, dotarło do mnie, że wykonywałam obowiązki ponad siły kilkuletniego dziecka. Nie miałam jednak wyboru" – pisała jakiś czas temu związana wówczas z naszym serwisem Mama.du Aneta Zabłocka.
Praca dzieci w wakacje jest też często zwyczajnie niebezpieczna
Dziennikarka wspomniała, że jej wakacje zawsze były podzielone na segmenty – sianokosy, przerwa, żniwa, przerwa, potraw, szkoła. "I wiecie, może zbudowało to we mnie etos pracy, może jestem silniejsza psychicznie i fizycznie, niż inni, którzy nie musieli pracować jako dzieci. Ale chyba chciałabym żyć pozbawiona tego wstydu, który noszę ze sobą do tej pory" – taką dość smutną refleksję zawarła w swoim tekście.
Warto tutaj jeszcze wspomnieć, że to nie jest żadna pieśń przeszłości, a małolaty nadal pracują w polu lub tam spędzają wakacje. I często ulegają wypadkom. I to poważnym wypadkom, które niestety czasem są śmiertelne.
16 czerwca media donosiły, że 4-letni chłopiec wbiegł na pole w Białobłociu (woj. lubuskie) i wpadł pod ciągnik koszący łąkę. Nie udało się go uratować.
– Podczas prac polowych pod pracującą maszynę wpadł 4-letni chłopczyk, który odniósł bardzo poważne obrażenia i został przetransportowany śmigłowcem LPR do szpitala w Szczecinie, gdzie zmarł. Kierującym ciągnikiem był 25-letni mężczyzna, była to osoba trzecia, nie jest to rodzina 4-letniego chłopczyka. Dziecko w czasie zdarzenia było pod opieką rodziców. Mama chłopca była trzeźwa, ojciec był pod wpływem alkoholu. Kierujący ciągnikiem był trzeźwy – przekazała wówczas portalowi Gorzowianin.com Mariola Wojciechowska-Grześkowiak, rzeczniczka prasowa Prokuratury Okręgowej w Gorzowie Wielkopolskim.
Takie dramatyczne historie wypełniają serwisy informacyjne każdego lata. I powiedzmy sobie szczerze, ten czterolatek nie powinien być na polu, nawet jeśli tam nie pomagał. Tak samo jak dwójka dość małych dzieci sprzedająca napoje przy ruchliwym skrzyżowaniu ulic Czerniakowskiej i Gagarina w stolicy. Dzieci w wakacje powinny się móc bawić lub po prostu odpocząć od szkoły.
Lub jak napisał jeden z komentujących pod postem dotyczącym sytuacji z Warszawy: "Dziecko ma się bawić, uczyć i poznawać świat, a nie zarabiać i pracować. Do naprawdę patologicznych granic został przesunięty ten chory kult zap*****.
Absolwentka dziennikarstwa na UMCS i Uniwersytecie Warszawskim. Przez kilka lat związana z Polską Agencją Prasową. Obecnie reporterka newsowa w naTemat.pl.