Myślałem, że Skoda Scala niczym nie może mnie już zaskoczyć. Niedawno jeździłem nowym Superbem, więc tym bardziej poprzeczka wisiała wysoko. Oczywiście nie będzie tu porównania, bo to nie miałoby sensu. Pokażę wam jednak, że Scala po liftingu to nie jest stereotypowy wóz dla... przedstawiciela handlowego.
Reklama.
Podobają Ci się moje artykuły? Możesz zostawić napiwek
Teraz możesz docenić pracę dziennikarzy i dziennikarek. Cała kwota trafi do nich. Wraz z napiwkiem możesz przekazać też krótką wiadomość.
"Czy Skoda Scala to dobre auto?" – takie pytanie najczęściej wpisujecie w Google w przypadku tego samochodu. To tak, jakby zapytać: który hatchback na rynku jest najlepszy? Nie ma na to jednej odpowiedzi.
Scala pozostaje trochę w cieniu. Czesi mają w ofercie Octavię czy Superba i nie da się ukryć, że to propozycje bardziej efektowne. Tyle że skrojone pod użytkownika z innymi wymaganiami i budżetem. Pytacie też czasami o "auta do 100 tysięcy złotych". Scala byłaby w tym przypadku jedną z propozycji, o ile nie poszalejecie za bardzo z wyborem wyposażenia.
Dla mnie ten samochód to przede wszystkim skojarzenie z prostotą, którą widać już po zewnętrznym designie. Nie znajdziecie tu nic efektownego, co nie znaczy, że ten uniwersalny projekt nie zachował świeżości. Ty razem zmieniono reflektory, zderzaki... niby tylko kosmetyka, jednak dała pozytywny efekt.
No i dobrnęliśmy do żartu z tytułu. Czy to wóz typowy dla "przedstawiciela handlowego"? Podobną łatkę kiedyś dostała już Octavia, nawet Superb. W przypadku Scali była może bardziej oczywista, ze względu na niższą cenę.
Pora zmienić podejście. Stara Toyota Prius kojarzyła się głównie z przewozami na aplikację. Nowa – zupełnie wywróciła to myślenie. Starsza Skoda Scala może więc faktycznie pachniała nudnym "korpostylem", albo wozem do połykania kolejnych kilometrów? Głośno myślę. W wersji poliftowej na pewno nie dałbym tak zaszufladkować tego auta.
Wnętrze Scali zaskakuje przestronnością. Na niezły komfort może liczyć nie tylko kierowca, ale także jego pasażerowie z przodu i z tyłu. To nie będą podróże w stylu sardynek w puszce. Kiedy usiadłem z tyłu, miałem nawet miejsce nad głową, a przy 1,85 m wzrostu nie zawsze jest to oczywiste.
Z przedniego fotela można... poczuć się jak w domu. Dosłownie, jeśli znacie wnętrza Skody, nie znajdziecie tu nic zaskakującego. Ten sam układ na desce rozdzielczej, sprawdzona szata graficzna wirtualnego kokpitu i ekranu w środkowej części. Nie było potrzeby na siłę kombinować, bo projekt zdawał już egzamin w wielu sytuacjach na drodze.
Bardzo zaskoczyła mnie przestrzeń bagażnika. 467 litrów to potencjał nawet na rodzinne auto, którym można wybrać się na wakacje.
Warto jeszcze docenić jakość wykończenia. Umówmy się, to nie jest propozycja z oferty Skody, która aspiruje do półki premium. Scala nie świeci jednak plastikiem. Mało tego, w środku można poczuć się po prostu przyjemnie, a spasowanie elementów nie przypomina o sobie w czasie jazdy. Z kolei twarde dodatki nie psują ogólnego wrażenia.
Testowaliśmy Scalę z benzynowym silnikiem 1.0 TSI o mocy 115 KM oraz automatyczną, 7-biegową skrzynią DSG. To kolejny efekt liftingu – w poprzedniej wersji mieliśmy 110 KM, więc inżynierom udało się wycisnąć z tej niewielkiej jednostki jeszcze więcej.
Skoda oferuje jeszcze Scalę w wersjach 95 KM i 150 KM, więc wpadła nam konfiguracja "po środku". Mogłoby się wydawać, że 115 KM to nic efektownego, ale ta opcja okazała się zupełnie wystarczająca w codziennym użytkowaniu na krótkich i średnich dystansach.
No i co ważne, podróżowałem głównie sam. Byłem zadowolony z dynamiki auta, bo wypadła ona lepiej niż w liczbach "na papierze". Teoretycznie Scala z automatyczną skrzynią biegów, rozpędza się do setki w nieco ponad 10 sekund. W praktyce samochód nie był "zawalidrogą", a na ekspresówce nie czułem, że brakuje mi mocy nawet przy wyprzedzaniu.
Problem pojawi się w momencie, gdy zapakujecie do Scali całą rodzinę z bagażami. Wtedy ta jednostka pod maską może być jednak zbyt skromna, żeby sprostać oczekiwaniom. Szczególnie gdy wyjedziecie na autostradę.
Jeśli nie będziecie "piłować" pedału gazu, Scala odwdzięczy się średnim spalaniem na poziomie 5,5 litra. Mówimy tu o jeździe bez nastawienia na oszczędzanie, więc ten wynik dałoby się jeszcze poprawić. Przy takich liczbach ogólny zasięg do przejechania na jednym zbiorniku paliwa (o pojemności 50 l) przekroczy 800 km.
Gdybym miał jednym zdaniem odpowiedzieć na pytanie, jak ogólnie jeździ się Scalą, powiedziałbym, że... trochę bez emocji, ale skutecznie. To samochód z fajnie zbalansowanym zawieszeniem, które zadba o was na nierównościach. W ogóle układ kierowniczy w moim odczuciu jest zaskakująco precyzyjny. Trudno było oczekiwać tu jakichś spektakularnych wrażeń, ale Scala niczego nie udaje. Jest do bólu praktyczna i przemyślana.
Na początku wspomniałem o cenach aut do 100 tys. zł i rzeczywiście Scala nie przebije tego sufitu, o ile zdecydujecie się na wersję o mocy 95 KM lub 115 KM z manualną skrzynią i wyposażeniem ze średniej półki.
Najtańsza Scala to wydatek 87 200 zł (95 KM). Testowany przez nas egzemplarz byłby do kupienia od nieco ponad 105 tys. zł, ale po doposażeniu wyjdzie to ponad 130 tys. zł. Mieliśmy dodatkowo płatny lakier, felgi czy pakiet Assisted Drive Plus. Te gadżety kosztują, więc doposażając Skodę, cena wyjściowa może szybko wzrosnąć.
Nie zmienia to faktu, że Scala pozostaje względnie tanią propozycją, jeśli nie zdecydujemy się na przykład na odmiany "Monte Carlo", których ceny wahają się od 115 tys. zł do 129 tys. zł. Przy kompromisie uwzględniającym skromniejsze wykończenie, za tę Skodę aż tak mocno nie przepłacicie.
Czytaj także:
Po tygodniu ze Scalą odklejam jej łatkę "typowego służbowego samochodu". To może być rodzinne "wozidło", jeśli nie wymagacie materiałów premium u dynamiki wciskającej w fotel. Scala z wielu powodów brzmi więc, jak... bardzo rozsądna propozycja.
Więcej relacji zza kierownicy innych ciekawych aut znajdziesz na moich profilach Szerokim Łukiem na Facebooku, Instagramie oraz TikToku.