Wystarczy się tam zalogować na Tinderze czy bardziej przyjaznym dla kobiet Bumble'u i spływają propozycje, komplementy. Włosi chcą się umawiać natychmiast, mimo upału. Ciao Bella, ciało bella, ciało pragnie miłości. Pieszo i skuterem – proponują pokazać okolicę, zabytki i własne walory. Co z tego, że każdej pewnie piszą: moja bogini, królowo, odstawiając włoską operetkę. Swoim zaangażowaniem zasłużyli na reputację kochanków Europy.
Dla dwudziestolatek oblatanych po świecie problemem polskiego Tindera są Polacy. I nie dlatego, że w porównaniu ze Skandynawami mają mniej fotogeniczną... powiedzmy inteligencję.
Wiadomo, u Duńczyków i Szwedów przewaga nad uzębieniem Polaków jest państwowa. Jeszcze ich ojcowie byli pojeni kranówką ubogaconą fluorem. A gdy fluor uczepi się genów, to na pokolenia szczęka błyszczy Hollywoodem.
Kiedyś Słowian od Wikingów różniło nakrycie głowy. Oni nosili hełmy z rogami, nasi fryzurę na donicę. Teraz młodzi Polacy lubią się strzyc na wschodnioeuropejskiego kryminalistę, po czym łatwo ich odróżnić za granicą.
Za szczyt tinderowej męskości uważają pozowanie przy basenie (nie swoim), w ciasnych spodenkach, a obok drink z parasoleczką. Amerykanie w sieciowym randkowaniu też pokazują czym chata bogata, ale nie pod slipkami. Porównują się na długość spluwy. Taka amerykańska specyfika strzelania nie tylko do zwierząt, przypadkowych ludzi i prezydentów.
Kandydaci na męża lubią imponować tym, co właśnie upolowali. Jeśli John z Teksasu złowił taaaką rybę, dziewczyna nie umrze przy nim z głodu, miłości. Niektóre Amerykanki to bierze i chwalą się fotkami profilowymi z własnoręcznie ubitą "padliną". Nasze dziewczyny, oprócz Konfederatek głosujących na partię odmawiającą im rozumu, raczej nie pozują z bronią.
Tinderowi Szwedzi bywają zabójczo przystojni, ale Szwedki uważają, że 90 proc. z nich jest wybrakowana emocjonalnie i mentalnie, mimo równościowej edukacji.
A Polacy? – pytam polskie tinderowiczki. – Tragedia – zgadzają się w diagnozie. Jeśli po napisaniu kilku banałów nie prosi o zdjęcie topless, to dżentelmen. Żaden seksista, jego autentycznie interesuje twoja dusza z sutkami. Umówić się? Owszem, jak się go namówi. Godzinę przed spotkaniem połowa facetów rezygnuje. Kto ich wychował? Wilki? One przynajmniej miewają gody.
Młodzi Polacy dezerterują z randki jak z wojska. Dlaczego skoro portale randkowe nie są przymusem i rekrutują raczej do łóżka niż do armii? Na barykadach rekonstrukcji historycznej Powstania Warszawskiego czy Grunwaldu chłopcy-tinderowcy umieją się bić, ale o serce pięknej i chętnej Polki już nie. Trudno mówić o bitwie, gdy nie zjawiają się na pierwsze miłosne manewry.
Problem nie w tym, że nie dorastają do planów matrymonialnych. Oni nie dorastają do niezawyżonych standardów człowieczeństwa. Za to za darmo obniżają poczucie wartości dziewczyn. One płacą za siebie, więc nie trzeba im stawiać kolacji, nie oczekują bukietów. Spodziewają się ludzkiego traktowania.
Kiedy jeden człowiek umówiony na randkę spędza godzinę przed lustrem, nawet idzie do fryzjera albo kupuje nową sukienkę, wydaje na to pieniądze, traci czas. Drugi człowiek nie inwestuje nic. Celowe nieprzyjście na spotkanie jest typowym zachowaniem typu pasywno-agresywnym, czyli okazywaną nie wprost wrogością.
A gdyby to było karalne odszkodowaniem jak niedotrzymanie umowy cywilno prawnej? Chłopcy tinderowcy piszący godzinę przed randką: Wybacz, muszę odwołać, babcia w szpitalu, żona kolegi rodzi, przejechało mi psa, nie wyrobiłem się z robotą – musieliby przynosić zwolnienie od lekarza, najlepiej psychiatry.
Czytaj także: