Takiego poruszenia na temat zagadnienia językowego w Polsce nie było od dawna. Internet dosłownie zapłonął po słowach prof. Jerzego Bralczyka o "zdychaniu psów". Jednak przy okazji ta dyskusja wywołała też inną – pokazującą, że w naszej edukacji jest istotna luka. Zwróciła nam na to uwagę nauczycielka biologii, która napisała o tym w liście do redakcji naTemat.
Reklama.
Podobają Ci się moje artykuły? Możesz zostawić napiwek
Teraz możesz docenić pracę dziennikarzy i dziennikarek. Cała kwota trafi do nich. Wraz z napiwkiem możesz przekazać też krótką wiadomość.
Po tej rozmowie z naszą redakcją skontaktowała się Marta, nauczycielka biologii. To właśnie ona zwróciła naszą uwagę na dużą lukę w polskim systemie edukacji. A także na kwestię tego, jak wysokie mamy o sobie mniemanie jako ludzie.
"Jestem nauczycielką biologii. Doskonale wiem, że ludzie należą do królestwa zwierząt i tak uczę. To przekazuje zresztą podstawa programowa. Nasze społeczeństwo nie zachowuje jednak tej wiedzy" – zaczęła swój list.
Człowiek to zwierzę, czy nie? Okazuje się, że niektórzy wypaczają prawdę
Z jej listu wynika, że kiedy tłumaczy uczniom, że człowiek jest zwierzęciem, doprowadza do niemałego zamieszania. Oburzeni są zwłaszcza rodzice, którzy próbują ją zmusić do tego, żeby uczyła w inny sposób.
"Wielokrotnie zdarzało mi się, że rodzice robili mi awantury o to, że jesteśmy ludźmi, a nie zwierzętami i mam uczyć inaczej. Nawet niektórzy nauczyciele tak myślą" – pisze.
Umieranie tematem tabu. Uczymy dzieci o seksie, ale nie o odchodzeniu
Nauczycielka biologii zwróciła uwagę na istotny brak w podstawie programowej. Dzieci w szkole podstawowej uczone są o wielu kwestiach – oddychaniu, dorastaniu, trawieniu, a nawet rozmnażaniu. Wprowadzane są zajęcia z zakresu edukacji seksualnej (których poziom pozostawia wiele do życzenia). Ale na żadnym poziomie nie mówi się o ostatnim etapie życia każdego gatunku – umieraniu.
"Na biologii w szkole podstawowej nie uczy się jednak wprost o umieraniu. Mówimy o rozmnażaniu, trawieniu, oddychaniu, dorastaniu... Może warto poruszyć proces śmierci przy każdej omawianej grupie. Porozmawiajmy o umieraniu. Może ministerstwo, które pracuje teraz nad nową podstawą do biologii, mogłoby to wprowadzić" – sugeruje nasza czytelniczka.
Jaki ma to związek z wypowiedzią prof. Bralczyka? Po pierwsze tematyka dotyczy umierania, a nie zdychania. Po drugie, rozumiejąc kwestię odchodzenia z tego świata, być może stalibyśmy się bardziej empatyczni i zrozumieli, że skoro pszczoła może umrzeć (jest to poprawne językowo), to takie samo prawo ma do tego pies, kot, komar, krowa i człowiek.
"Nie wiem, czy doczekam się czasów, kiedy nie będzie takiej ignorancji, jak u profesorów, a empatia wzrośnie" – podsumowała nauczycielka.
Czytaj także:
Umieranie zwierząt pozostaje kwestią sporną pośród językoznawców
W jednym z naszych materiałów przytoczyliśmy wypowiedź innego językoznawcy. Prof. Mirosław Bańko z Uniwersytetu Warszawskiego pozostaje w opozycji do osobistych przekonań prof. Jerzego Bralczyka.
"Zdechnąć jest nacechowane pejoratywnie, gdy jest odnoszone do ludzi, i to nacechowanie może udzielać się także wypowiedziom, w którym słowo to odnosi się do zwierząt" – tłumaczy na łamach internetowego Słownika Języka Polskiego od PWN.
"Gdy mowa o zwierzęciu domowym lub hodowlanym, do którego ktoś czuje się przywiązany, o sympatycznym zwierzaku w zoo, o zwierzętach leśnych, obserwowanych na wycieczce, o zwierzątku z bajki, z wierszyków dla dzieci itp. – zdechnąć może zupełnie być nie na miejscu" – czytamy.
Prof. Bańko pisze też: "Rozumiem, że można w tym słowie nie widzieć nic nieodpowiedniego i że o martwej sarnie napotkanej w lesie niejedna osoba nie powie: 'Umarła', gdyż wydawałoby się to jej infantylne. W takim wypadku jednak wolałbym powiedzieć: 'Padła'".
To dowodzi, jak niezręcznym tematem jest dla nas odchodzenie.