Pies zdechł, a nie umarł, kota można przygarnąć, a nie adoptować – po tych słowach prof. Jerzego Bralczyka internet zawrzał. Ludzie wrzucają do sieci zdjęcia swoich nieżyjących już czworonogów i z pasją polemizują ze znanym językoznawcą. Jest jednak coś, czego w całej tej sytuacji nie dostrzegamy. Zwraca na to uwagę w naTemat popularna weterynarka Dorota Sumińska.
Reklama.
Podobają Ci się moje artykuły? Możesz zostawić napiwek
Teraz możesz docenić pracę dziennikarzy i dziennikarek. Cała kwota trafi do nich. Wraz z napiwkiem możesz przekazać też krótką wiadomość.
Dorota Sumińska o zamieszaniu wokół wypowiedzi prof. Jerzego Bralczyka oczywiście słyszała. Autorka książek i działaczka na rzecz praw zwierząt ma zupełnie inną opinię niż polonista. – Dla mnie to oczywiste. Zwierzęta się rodzą tak jak my, odczuwają ból tak jak my i umierają tak jak my. Umierają, nie zdychają – mówi weterynarka.
Rozmówczyni naTemat podkreśla, że słowo "zdychać" samo w sobie nie jest negatywne, bo oznacza wyzionięcie ducha. Pejoratywne brzmienie nadali mu ludzie, którzy przeznaczyli je dla zwierząt, a dla siebie zarezerwowali "umieranie", by nawet na poziomie języka zaszyć, że ludzka śmierć to coś wyjątkowego, specjalnego, bardziej godnego uwagi. O człowieku nie mówi się, że zdechł, chyba że autor komunikatu żywi do zmarłego głęboką pogardę.
Dalsza część tekstu z wypowiedziami Doroty Sumińskiej pod zdjęciem.
Czytaj także:
Wszystkie zwierzęta są równe, ale...
– Moje życie nie jest więcej warte niż życie świni, krowy, psa czy kota. Ludzie są zwierzętami, tylko innego gatunku. Ja też jestem zwierzęciem, podobnie jak wszyscy, którzy to czytają – mówi Dorota Sumińska.
Weterynarka zwraca uwagę na to, że językowa segregacja gatunków nie jest przypadkowa: ma określony cel, którym jest umacnianie pewnej wizji świata. Świata wypełnionego ludzkim okrucieństwem.
– Słowa typu "zdechł" czy "padł" mają usprawiedliwiać nasze okrucieństwo wobec innych zwierząt. Okrucieństwo, za które inne zwierzęta się nam nie odpłacą, zwykle bezkarne. Dopiero od niedawna sądy zaczęły powszechniej karać za znęcanie się nad zwierzętami, ale wyroki nadal są niewspółmiernie niskie do wagi popełnionego czynu – uważa autorka książki "Dość. O zwierzętach i ludziach, bólu, nadziei i śmierci".
Dorota Sumińska jest zadowolona z dyskusji, która rozpoczęła się wokół słowa "zdychać", a przez to szerzej na temat tego, jak ludzie traktują zwierzęta, jednak według niej zbyt słabo wybrzmiewa w niej istotny wątek.
– To potworna hipokryzja, że wstawiamy się głównie za psami czy kotami. Psy i koty kochamy, krowy, świnie czy kurczaki traktujemy za to gorzej niż rzeczy. Zabijamy inne zwierzęta na potęgę. Skoro zwierzęta nie umierają, a padają, to ci, którzy je jedzą, jedzą padlinę. Nie mówi się o masowym mordzie na zwierzętach rzeźnych, ale o uboju. Wszystko po to, by się usprawiedliwić – wskazuje rozmówczyni naTemat. Sama od lat jest wegetarianką.
Śmierć ludzi, śmierć zwierząt
Dorota Sumińska zwraca uwagę na to, że problem z umieraniem zwierząt domowych – tych, które kochamy i rozpieszczamy – nie da się zredukować do języka. – Obecnie naturalna śmierć to rzadkość. Ludzie spieszą się ze śmiercią w przypadku zwierząt, a chcą jej odebrać stuletnich starców. Jesteśmy niepogodzeni ze śmiercią. Może dlatego, że tyle jej zadajemy? – zastanawia się weterynarka.
Dorota Sumińska mówi naTemat, że w odchodzeniu towarzyszyła zarówno bliskim ludziom, jak i zwierzętom, a proces wygląda bardzo podobnie niezależnie od gatunku. – Adoptuję tylko starsze, schorowane psy i koty, więc w moim domowym "hospicjum" rotacja jest duża. Nie ma nic złego w naturalnej śmierci, to często wybawienie – ocenia ekspertka.
Nie znaczy to jednak – podkreśla – że eutanazja jest nieakceptowalna. – Nie jestem ani zwolenniczką, ani przeciwniczką eutanazji. Uważam, że jeśli nie zostało już nic, oprócz cierpienia, eutanazja powinna być możliwością odejścia dla każdej żywej istoty – mówi.
Jej zdaniem decyzję o "dobrej śmierci" dla zwierząt wiele osób podejmuje jednak przedwcześnie. – Ludzie nie mają siły patrzeć na starość. Usypiają psa dlatego, że nie może chodzić, podczas gdy on nadal cieszy się naszą bliskością i jedzeniem. Można go przecież przekładać z boku na bok, ale wielu opiekunów wybiera eutanazję – opisuje weterynarka.
Zwierzęta u weterynarza często umierają w samotności
Jednak nawet wtedy, gdy eutanazja jest w pełni uzasadniona, nadal często uciekamy przed odchodzeniem zwierzęcia, niezależnie od tego, czy mówimy o umieraniu, czy zdychaniu.
– Ludzie przychodzą z psem do gabinetu weterynarza i wychodzą, zostawiają ukochanego zwierzaka samego. Tak nie powinno być. Zachęcam wszystkich, by towarzyszyli swoim psom czy kotom do samego końca. Śmierć w samotności może być przerażająca także dla zwierzęcia. Zostańmy w gabinecie. Nie dajmy się z niego wyprosić. Trzymajmy dłoń na głowie zwierzęcia do samego końca, by czuło, że ktoś, kogo kocha, z nim jest – apeluje Sumińska.
Sumińska o Bralczyku
Rozmówczyni naTemat nie czuje się urażona słowami prof. Bralczyka, ale nie kryje, że się na nim zawiodła.
– Już dawno przestałam czuć się urażona takimi rzeczami. Przyzwyczaiłam się, bo nasza kultura jest uboga w empatię. Jest mi tylko przykro, że mój ulubiony językoznawca nie jest już moim ulubionym językoznawcą – podsumowuje Dorota Sumińska.