W zeszłym tygodniu doszło do pożaru fabryki firmy Aksam, w wyniku którego spłonęła znaczna część zakładu. Właściciel firmy poinformował, że tragedia nie będzie mieć wpływu na los pracowników – nikt nie zostanie zwolniony, a mimo zmniejszenia godzin pracy, nie obniży ich pensji. Po tej deklaracji Polacy spontanicznie ruszyli na pomoc, a Paluszki Beskidzkie w błyskawicznym tempie zaczęły znikać ze sklepowych półek. Jak tę sytuację komentują władze spółki?
Reklama.
Reklama.
W nocy z 12 na 13 lipca w fabryce firmy Aksam wybuchł pożar, w wyniku którego znaczna część zakładu całkowicie spłonęła. Zniszczeniu uległo kilka budynków produkcyjnych i magazyn surowców, które były ze sobą połączone.
W tym czasie na terenie obiektu przebywało około stu pracowników. Szczęście w nieszczęściu, że obyło się bez ofiar. Wszystkich udało się bezpiecznie ewakuować i nikt został ranny.
Aksam to polska firma rodzinna, która powstała w 1993 roku w Osieku. Produkuje słone i słodkie przekąski, z których najpopularniejsze są Paluszki Beskidzkie. To właśnie od nich zaczęła się historia firmy.
"Stawiamy na polskie składniki wysokiej jakości i tworzymy z nich niezapomniane, klasyczne smaki jak i nowe innowacyjne połączenia. Dzięki temu zdobyliśmy uznanie również w 29 krajach, do których eksportujemy nasze produkty" – czytamy na stronie firmy Aksam.
Fabryka Paluszków Beskidzkich spłonęła, ale nikt nie straci pracy
Tragedia w fabryce wstrząsnęła całą Polską, ale jeszcze większym echem odbiła się decyzja właściciela firmy. Adam Klęczar zadeklarował, że pomimo zmniejszonej ilości godzin pracy nikt z 600 zatrudnionych pracowników nie zostanie zwolniony i wszyscy otrzymają pełne wynagrodzenie.
"Pracownicy będą zatrudniani w systemie dwutygodniowym. Potem będzie wymiana załogi. Chcę, żeby każdy miał pracę. Jednak dwutygodniowa praca nie oznacza zmniejszenia wynagrodzenia. Będzie ono pełne. W naszej firmie zawsze na pierwszym miejscu stawialiśmy na człowieka i to się nie zmieni" – oznajmił prezes Adam Klęczar w "Gazecie Krakowskiej".
Jak informuje prezes firmy Aksam, w ciągu miesiąca produkcja powinna wrócić do 65 proc. tego, co było przed wybuchem pożaru. Z dziewięciu obszarów produkcyjnych spłonęło sześć, jednak na szczęście największa hala ocalała.
Polacy masowo wykupują Paluszki Beskidzkie
Deklaracja Adama Klęczara wywołała falę pozytywnych komentarzy i zmobilizowała Polaków do pomocy. W odpowiedzi na jego decyzję ruszyła akcja wsparcia, w wyniku której ze sklepów w błyskawicznym tempie zaczęły znikać Paluszki Beskidzkie.
Po Internecie zaczął krążyć apel o wsparcie firmy, a na odpowiedź nie trzeba było długo czekać. Polacy przystąpili do masowego kupowania słynnych paluszków, aby pomóc firmie w powrocie do normalności.
Do akcji dołączyły znane osoby – politycy, celebryci, blogerzy i influencerzy. Wśród nich znalazł się Mateusz Morawiecki. Były premier opublikował wideo, w którym zachęca do zakupu przekąsek firmy Aksam.
Pożar w fabryce i spontaniczna akcja Polaków jest pięknym przykładem jedności narodowej i wzajemnego wsparcia. To kolejny przykład na to, że w trudnych chwilach Polacy potrafią się zjednoczyć i podejmować wspólne działania.
Jak czytamy na profilu Aksam na LinkedIn, zakład wznowił produkcję na halach, które ocalały, a w sierpniu planowane jest wznowienie działalności największej hali. Firma podkreśliła, że pracownicy zawsze byli priorytetem i podziękowała wszystkim za wsparcie i życzliwość.
"Ostatnie dni były dla nas niezwykle trudne. Nasza firma ucierpiała fizycznie, jednak mimo tego, mentalnie jesteśmy silniejsi niż kiedykolwiek. Niesamowita mobilizacja wszystkich pracowników pozwoliła już dziś o 8:00 wznowić produkcję na halach, które ocalały. W sierpniu planujemy wznowić działalność na naszej największej hali" – informuje Aksam.
"Tak jak wielokrotnie wspominaliśmy, nasi pracownicy są dla nas najważniejsi. Wszystkim osobom, dla których tymczasowo zabraknie pracy, zapewnimy urlopy płatne lub wynagrodzenie postojowe. Dziękujemy wszystkim za okazane wsparcie i życzliwość. Razem damy radę!" – dodaje firma Aksam.