Przeczytałam niedawno ogłoszenie zdesperowanej pisarki szukającej pracy: umiem sprzątać. Też bym potrafiła, ale zarobek z tego nie jest duży, niewiele większy niż z prozy. Mogę się znaleźć w podobnej sytuacji.
Reklama.
Podobają Ci się moje artykuły? Możesz zostawić napiwek
Teraz możesz docenić pracę dziennikarzy i dziennikarek. Cała kwota trafi do nich. Wraz z napiwkiem możesz przekazać też krótką wiadomość.
Nieważne, że od 30 lat, żyjąc z książek płacę podatki. Chociaż wydałam 30 książek, nie przysługuje mi ubezpieczenie, chorobowe ani pisarska emerytura. Za chwilę kończę 60 lat i nie przysługuje mi nic, dla mojego kraju jestem przecież darmozjadem. A wkład w kulturę się nie liczy.
Przepraszam, na 25-lecie twórczości jakieś ministerstwo przysłało mi kartę okolicznościową w uznaniu zasług społeczno-kulturalnych. Orderu na pocieszenie i jałmużny nie dostanę, chociaż aktorki mówiące moje teksty są obwieszone państwowymi odznaczeniami.
Na szczęście jestem kobietą, która żadnej myśli, ani tym bardziej pracy się nie boi. Postanowiłam więc pójść na kurs glazurnictwa. Amatorsko kładłam już kafelki, zdałam w młodości na sztuki piękne, czyli mam wyczucie symetrii. Po 60 godzinach praktyk zawodowych na Pradze dostałam zaświadczenie "zgodne z ustawą Ministerstwa Edukacji w sprawie kształcenia ustawicznego". Jakby co, mam fach w ręku i papier. Myślę o znalezieniu koleżanki po piórze dołującej finansowo, żeby założyć firmę "Kładziemy kulturalnie".
Na biblioteczne tantiemy nie ma co liczyć. Lata temu, gdy przypomniałam publicznie o niewywiązywaniu się naszego państwa z unijnego obowiązku płacenia za biblioteczne wypożyczenia, zostałam wybrana "Obciachem roku". Oburzeni czytelnicy obiecywali wyrzucać moje książki z półek.
Wreszcie doszło do zgodnego z unijnym prawem wypłacania autorom książek bibliotecznych tantiem. Oczywiście nie płacą za to biedne biblioteki, żadna przez pisarzy nie zbankrutowała. Kasę bierze się z gier hazardowych, literaturę zasila na przykład każdy wysłany kupon totolotka.
Jednak nawet pisarska wyobraźnia nie mogłaby wymyślić przekrętu, jaki w tej sprawie wymyśliły polskie władze. I to kraju, który podobno przetrwał dzięki kulturze. Postanowiono ograć pisarki i pisarzy. Niby kasa jest, ale nie tam, gdzie myślisz i nie całkiem dla ciebie.
Z 7638 bibliotek wylicza się nam statystyczny dochód na podstawie 60, pomijając całe regiony np. Małopolskę. Wiadomo, łatwo literatów oszukać. Gdyby umieli liczyć, znaleźliby sobie lepsze zajęcie. Powodem kantowania na tantiemach nie jest brak cyfryzacji. Każda biblioteka jest podłączona do komputera, niektóre mają nawet światłowód. Ale pisarze nie górnicy, ani hutnicy i się nie odwiną koktajlem Mołotowa państwowym oszustom.
Podobnie można by wypłacać filmowcom kasę z biletów. Na przykład ze średniej w 10 prowincjonalnych kinach. Albo muzykom, którym ZAIKS liczy za każdy utwór w każdym radio, wypłacać dochód ze średniej w rozgłośni Kozia Wólka. I to tylko w niedzielne poranki dla dzieci. A że heavy metalowcy by nie zarobili? Pisarki i pisarze również dołują, bo do podziału z wydawcami, i nie wiem z kim jeszcze, mają przyznane 4 miliony.
Jeżdżąc po całym kraju, dowiaduję się od bibliotekarek, że moje książki są wypożyczane chętnie i często. W efekcie dostaję kilkaset zł rocznie, mniej więcej tyle, ile płacę miesięcznie za prąd. Więcej zarobię, kładąc kafelki przy cenach robocizny: 120 za metr kwartowy.
Dlatego cieszę się, że w świetnym towarzystwie budowlańców i bezrobotnych uzyskałam wiedzę o glazurnictwie oraz ministerialny papier. Umiem wykładać kafelkami ściany i podłogi. Kupiłam maszynę do krojenia płytek (na zdjęciu). Rolls-Royce może to w swojej kategorii nie jest, jeszcze na taką mnie stać, ale daje radę i tnie równo.
Sprawdziłam swoje umiejętności, układając znajomym podłogę w kuchni. Wyszło bezbłędnie. Mistrz, który mnie uczył, byłby zadowolony. Ja jestem dumna, że nie muszę liczyć na polskie państwo dumne z polskiej kultury.