Zakole Wawerskie z góry
Trójkąt warszawski? Tam nawigacja może wyprowadzić was... prosto w bagno Fot. Mateusz Grochocki/East News
Reklama.

Zakole Wawerskie. W dużym skrócie to podmokły teren w warszawskim Wawrze. Mówi się, że to taka krajobrazowa perełka, w ostatnich latach najmodniejszy przyrodniczo fragment Warszawy

Dokładniej teren leży u zbiegu Trasy Siekierkowskiej oraz ulic Ostrobramskiej, Płowieckiej i Traktu Lubelskiego. Powierzchnia? Oficjalnie około 56 ha, ale od mieszkańców słyszę, że gdyby wziąć pod uwagę całe Zakole Wawerskie, to będzie 160 ha.

Na razie brzmi to, jak opis fajnej miejscówki na wycieczkę. Problem w tym, że w zakolu na ludzi czeka "niespodzianka", której mogą być zupełnie nieświadomi. Trochę pisało się o tym w internecie. "Wjechałem rowerem w ulicę Spadową, okazała się ślepa – od zwężenia nie da się jechać dalej, krzaki są zbyt gęste" – czytamy.

Lokalsi wiedzą, o co chodzi, ale jeśli ktoś nigdy nie był w tej okolicy, może dosłownie ugrzęznąć w mokradłach.

O sytuacji, która brzmi trochę jak scenariusz na "trójkąt warszawski" alarmowała niedawno w sieci jedna z mieszkanek tej okolicy. Zadzwoniliśmy do niej, żeby podpytać o jakieś szczegóły. – Zwykle było cztery, pięć takich incydentów w ciągu roku – opowiada w rozmowie z naTemat, nawiązując do relacji o tym, że ktoś zgubił się w obszarze Zakola.

Mowa o wspomnianej już ulicy Spadowej. Na mapie widać lepiej, że cały ten teren to taka zielona "plama" wśród gęstej zabudowy i kluczowych tras. I rzeczywiście, jeśli ktoś chciałby przedostać się szybciej z Wawra w stronę Gocławia, ta droga wydaje się kusząca. Szczególnie jeśli przemieszczamy się pieszo lub rowerem.

Na problem pewnie nikt nie zwróciłby uwagi, ale sierpień w Zakolu miał zacząć się wyjątkowo pechowo – tak wynikało z relacji naszej rozmówczyni. – Nagle trzy dni i dwa przypadki. Nawigacja musi pokazywać, że jest tędy jakiś skrót na Gocław. Jest sporo sytuacji, że ludzie idą albo jadą rowerami i zawracają – podkreśla.

I dalej ostrzega: "Tam w pewnym momencie nie ma już żadnych zabudowań. W ubiegłym roku przed świętami była sytuacja, że w zaroślach ugrzązł samochód dostawczy. Mąż wyciągał ten pojazd ciągnikiem. Jakby pojechał jeszcze dalej, na dobre zostałby w tym bagnie".

W tym roku przynajmniej w ciągu ostatnich kilku tygodni, interwencji policji tam nie było. Takie informacje uzyskaliśmy w Komendzie Stołecznej Policji. – Jeśli ktoś się tam zgubił, być może po prostu stracił sygnał GPS. Jeśli potrzebował pomocy, może wzywał inne służby – potwierdza dla naTemat podkomisarz Jacek Wiśniewski.

Ale to logiczne, że w takim miejscu powinna stać jakaś tablica ostrzegawcza. I z relacji mieszkanki wynika, że stoi. Problem w tym, że prawdopodobnie ludzie albo jej nie widzą, albo w ogóle nie traktują na poważnie. I przy okazji za bardzo wierzą nawigacji, którą mają w smartfonach.

Gorzej jest, kiedy nieświadome osoby jadą tamtędy bez oświetlenia. Kiedyś jechał rowerem pan, który miał latarkę tylko w telefonie. I potrzebna była interwencja policji, próbowali go namierzyć. Rodzina zgłosiła, że ten pan zaginął. Na szczęście miał telefon i można było do niego zadzwonić. Po trzech godzinach go znaleźli.

O Zakolu Wawerskim

Mieszkanka okolicy

Nasza rozmówczyni przekonuje też, że to nawigacja tak wyprowadza ludzi. – Powinna tam stać ogromna tablica informacyjna, że to jest podmokły teren. Tej małej tabliczki, która już jest, w nocy w ogóle nie widać. Albo niech urząd dzielnicy zrobi tam jakąś ścieżkę rowerową czy postawi lampy, które będą oświetlać drogę. Tu chodzi o bezpieczeństwo ludzi – apeluje.

logo
Fot. Mateusz Grochocki/East News

Zapytaliśmy więc władze dzielnicy, jak z ich strony wygląda sytuacja. – Temat spacerów lub skrótów przez Zakole Wawerskie nie jest nowy – przyznaje Piotr Jaszczuk z Urzędu Dzielnicy Wawer. – Mieszkańcy znają te tereny doskonale i wiedzą, którędy można się poruszać, a które miejsca mogą być niebezpieczne, szczególnie po obfitych opadach – dodaje.

Wiadomo, że lokalnie to znany problem, ale przecież to nie jest miejsce za zamkniętą bramą. Janusz mieszka w Warszawie i kiedyś dotarł do Zakola z rodziną. Jak mówi, przez przypadek, szwendali się po okolicy. W rozmowie z nami nie ukrywa, że to piękny, ale trudno dostępny teren.

– Dróżki rozrysowane w mapach Google nie mają się tam za bardzo do rzeczywistości i łatwo zagłębić się w chaszcze, wchodząc na zdradliwe ścieżki wydeptane jedynie przez zwierzęta, których ślady w postaci odchodów z łatwością można odnaleźć po drodze. No i trzeba uważać na bagna! – ostrzega.

Janusz zaznacza, że oni podczas tej wyprawy też w pewnym momencie stracili orientację. – Obawialiśmy się, że będziemy musieli wracać długi odcinek tą samą drogą. Udało nam się jednak odnaleźć, orientując się na widoczne w oddali bloki Gocławia – tłumaczy.

My jako Urząd nie rekomendujemy samotnych spacerów po Zakolu Wawerskim, bo jest to piękny, ale dziki i niebezpieczny teren. Poza mokradłami, mieszka tutaj dosyć sporo dzikiej zwierzyny.

Piotr Jaszczuk

Urząd Dzielnicy Wawer

Warto pamiętać, że Zakole to też prywatne tereny, a spacerowicze czasami nie biorą tego pod uwagę. W reakcjach w sieci internauci zwracają uwagę, że kiedyś to było bardziej dostępne miejsce i dało się przejechać np. motocyklem.

– Od 30 lat trwa walka między właścicielami działek a urzędem dzielnicy, co dalej ma się stać z tymi działkami – przekonuje rozmówczyni naTemat. – Tu są też prywatne działki i niestety do zrobienia czegokolwiek, trzeba mieć zgodę właścicieli. A nie każdy pewnie zgodzi się, żeby coś postawić albo zrobić drogę – przewiduje.

Na razie brakuje przede wszystkim widocznej tablicy, żeby ludzie "z zewnątrz" byli świadomi, na co się piszą. I pewnie trochę rozsądku w korzystaniu z nawigacji.

W urzędzie miasta dowiedzieliśmy się, że w ostatnim czasie również straż miejska oraz PSP i OSP z Wawra nie podejmowały interwencji związanych z zagubionymi na mokradłach.

Czytaj także: