Sprawa zaginięcia Izabeli spod Wrocławia coraz bardziej tajemnicza. Głos zabrał jej mąż
redakcja naTemat
12 sierpnia 2024, 21:23·2 minuty czytania
Publikacja artykułu: 12 sierpnia 2024, 21:23
W miniony piątek w dość tajemniczych okolicznościach zaginęła Izabela Parzyszek. Na autostradzie A4 rodzina znalazła tylko samochód, a w środku był jej telefon. W sprawie zabrał teraz głos także jej mąż.
Reklama.
Reklama.
Izabela Parzyszek to mieszkanka Kruszyna koło Bolesławca. Zaginęła w miniony piątek. Jechała wtedy samochodem z Bolesławca do Wrocławia.
Trwają poszukiwania Izabeli Parzyszek
Nasza redakcja zapytała o to zaginięcie w lokalnej komendzie. – Wiemy, że w dniu 10 sierpnia dyżurny komendy powiatowej policji w Bolesławcu odnotował zgłoszenie o zaginięciu Izabeli Parzyszek. To jest 35-letnia mieszkanka powiatu bolesławieckiego – powiedział w poniedziałek naTemat.pl młodszy aspirant Bartłomiej Sobczyszyn.
Jak dodał, informację policji przekazał mąż kobiety. Nie mógł on bowiem nawiązać kontaktu ze swoją żoną. – Niezwłocznie zostały podjęte czynności mające na celu ustalenie miejsca pobytu Izabeli Parzyszek – podkreślił policjant.
Do poszukiwań kobiety zadysponowano funkcjonariuszy wydziału kryminalnego bolesławieckiej jednostki oraz przewodnika wraz z psem służbowym.
Po godz. 14 w poniedziałek służby informowały nas, że cały trwają jej poszukiwania. – Z otrzymanych informacji wynika, że ostatni kontakt z kobietą nawiązano w dniu 9 sierpnia, kiedy zgłosiła awarię swojego pojazdu lub użytkowanego przez nią pojazdu, znajdując się na terenie autostrady A4 w powicie złotoryjskim – doprecyzował w rozmowie z nami policjant.
Mąż zaginionej Izabeli zabrał głos
W sprawie głos zabrał też mąż kobiety. – Miała odebrać swojego ojca ze szpitala – powiedział wrocławskiej "Gazecie Wyborczej" mąż zaginionej Tomasz Parzyszek. Z jego relacji wynika, że około godz. 18.30 zadzwoniła do ojca, że zepsuł jej się samochód. – Była tym trochę załamana. 20 km od domu zdążyła odjechać. Dało się wyczuć, że awaria popsuła jej humor – przekazał mężczyzna.
Ojciec powiedział jej, że sam wróci i poradził jej, aby wezwała pomoc drogową. Mąż zadzwonił, jak opowiedział "GW", do żony za godzinę, ale nadal nie wezwała ona pomocy i powiedziała mu, by on to zrobił. – To był ostatni z nią kontakt – przekazał.
Potem nie było już z nią kontaktu. Jej znajomi udali się na miejsce, gdzie zostało auto. Pani Izabeli tam nie było. W samochodzie był za to telefon. – Nie mamy pojęcia, co się stało – podkreślił w rozmowie z "Wyborczą" pan Tomasz. Czekali tam do godz. 23, ale kobieta nie wróciła. Auto trzeba było ostatecznie zholować.