W wieku nieco ponad 40 lat po raz pierwszy wybrałem się z rodziną na wczasy typu all inclusive. Przez jednych uwielbiane, przez innych szerokim łukiem omijane. Sprawdziłem na własnej skórze, czy to dobra forma wypoczynku, czy kolejki po alkohol i leżaki są normą. Wiem już, że nie jest to moja ulubiona forma wypoczynku, ale ma spore plusy. Czy przeważają nad wadami?
Reklama.
Podobają Ci się moje artykuły? Możesz zostawić napiwek
Teraz możesz docenić pracę dziennikarzy i dziennikarek. Cała kwota trafi do nich. Wraz z napiwkiem możesz przekazać też krótką wiadomość.
Dla jednych to idealna forma wypoczynku, bo przez tydzień czy dwa nie trzeba robić nic. Można leżeć do góry wentylem, wszystkie potrzeby zaspokajając na miejscu. Jedzenie, picie, są nawet wieczorki zapoznawcze i animacje dla dzieci oraz alkohol pod korek. Dla innych to koszmar, no bo jak to siedzieć tydzień czy dwa w jednym miejscu i nic nie robić? Masakra, prawda?
Z góry uprzedzam, że zaliczam się (ja i moja rodzina) do tej drugiej grupy. Po kilku dniach siedzenia w jednym hotelu po prostu bym zwariował, a cały odpoczynek poszedłby w drzazgi. Po prostu nie rozumiem tego, że ktoś chce jechać 2-3 tysiące kilometrów tylko po to, by wylegiwać się na plastikowym leżaku i nie wyściubiać nosa poza hotel. Nie rozumiem, ale akceptuję. Są tacy ludzie i nic do nich nie mam.
W tym roku po raz pierwszy zdecydowaliśmy się na all inclusive. I wiecie co? Było całkiem fajnie. Z tym zastrzeżeniem, że nie daliśmy się zwariować szaleństwu all inclusive.
Jak to zrobić? Jak połączyć wypoczynek z założenia stacjonarny z nieco bardziej aktywnym. Da się. Warto dokładnie sprawdzić, gdzie rezerwujesz hotel. Jeśli chcesz leżeć i nic nie robić, to lokalizacja nie ma znaczenia.
Ale jak masz ochotę coś przy okazji zobaczyć, zwiedzić, poszukaj noclegowni, która nie jest 5 km od najbliższej cywilizacji. Albo przynajmniej ma dobre połączenie z cywilizacją, czyli najbliższym miastem, turystycznymi atrakcjami etc. Najlepszy do tego jest lokalny transport zbiorowy. Tani i na ogół skuteczny.
All inclusive ma swoje plusy
Nie musisz kompletnie martwić się aprowizacją. O każdej rozsądnej porze możesz coś zjeść, napić się wody, kawy, alkoholu. To duże ułatwienie, zdejmuje z głowy konieczność myślenia o tym, że trzeba coś kupić, zamówić itp. Jak nie masz ochoty na nic, to po prostu możesz leżeć nad basenem i nie przejmować się kompletnie niczym.
To niezłe wyjście dla ludzi z dziećmi. Dzieciaki szaleją, nie nudzą się, mają wodę, place zabaw, wystarczy nieco ich pilnować. Wiele hoteli organizuje jakieś animacje dla dzieci, rozrywki mają więc zapewnione.
Ma też minusy
Największy to potencjalna nuda, ale ona nie dotyczy wszystkich. Może ja nie porywałbym się na urlop w stylu przejścia 100 km przez dżunglę z butelką wody i scyzorykiem, ale leżenie plackiem przez kilka dni brzmi dla mnie przerażająco.
Drugi minus to reżim i kolejki. Chcesz śniadanie, idź w kolejkę do restauracji, to samo przy obiedzie. Kolejki po kawę, po piwo, kolejki do leżaków. No i musisz mieć na nadgarstku plastikową opaskę. Ja swoją po tygodniu zdjąłem z wyraźną ulgą, ale jeszcze przez 2-3 dni wydawało mi się, że ją mam. Bo ta opaska pokazuje obsłudze, że masz jakieś rzeczy w cenie i za nie nie płacisz dodatkowo. Całość nie ma wiele wspólnego z ekskluzywnością, to raczej połączenie sanatorium z koloniami.
Innym mało przyjemnym patentem są stosowane szeroko plastikowe kubki wielorazowego użytku. W takim kubku o pojemności ok. 250-300 ml dostaniesz piwo, wino, gin z tonikiem, colę, wodę. Te same kubki służą dzieciom do oblewania się wodą w basenie. To podstawowe naczynie w hotelu z all inclusive. I ja rozumiem, że to wygodne dla hotelu, bo tanie i się nie tłucze. Ale takie trochę... jak na stadionie piłkarskim, a nie w hotelu z ilomaś gwiazdkami.
Leżaki to osobny temat. To przerażające, co ludzie z nimi robią
Naprawdę są osoby, które wstają wcześnie rano, idą nad basen i kładą na nim ręcznik. W ten sposób go rezerwują. I naprawdę potrafią przeleżeć nad basenem prawie cały dzień, robiąc sobie jedynie przerwy na posiłki. To dziwne, ale naprawdę tak jest. W naszym hotelu były 3 baseny i byli ludzie, którzy "rezerwowali" sobie leżak przy każdym z nich, co jakiś czas zmieniając lokalizację wylegiwania się. To może zaburzyć wiarę w ludzkość.
Ale pamiętaj, że w sumie nie potrzebujesz leżaka, żeby się w basenie pomoczyć. A jak masz dziecko, to tym bardziej, bo musisz cały czas za nim łazić i sprawdzać, czy nie wpada na jakieś genialne pomysły w stylu oblewania innych wodą albo nie wdaje się w międzynarodowe kłótnie o kolejność zjazdu ślizgawką.
Podobają Ci się moje artykuły? Możesz zostawić napiwek
Teraz możesz docenić pracę dziennikarzy i dziennikarek. Cała kwota trafi do nich. Wraz z napiwkiem możesz przekazać też krótką wiadomość.
Oto co mogę ci poradzić
Wybierz hotel, z którego masz blisko do lokalnej plaży, do miasteczka, do restauracji i różnych atrakcji. Nie musisz leżeć na leżaku przy basenie, możesz klapnąć na piasku, kąpać się w morzu. Ze swojego doświadczenia wiem, że to o wiele przyjemniejsze niż pluskanie się w tej samej wodzie co kilkaset innych osób. W wielu rejonach trzeba tylko uważać na meduzy (boli), ostre skały (boli i krwawi) i piasek w kąpielówkach (również boli, ale nie od razu).
Druga sprawa to omijanie kolejek. My byliśmy w hotelu z dużą liczbą Brytyjczyków. Bardzo ich polubiłem i to z kilku powodów. Jeden jest taki, że są przywiązani do swojego jedzenia. Czyli na śniadanie wcinają bekon, fasolkę, kiełbaski i różne potrawy ze smażonych ziemniaków. Omijają lokalne sery, wędliny i inne rzeczy, których nie znają i poznać nie zamierzają. To samo przy obiedzie. Jedzą głównie pizzę, frytki i smażone mięsa. Dla innych ludzi zostają więc owoce morza, paelle, grillowane mięsa i inne smakołyki.
Brytyjczycy lubią też stać w kolejkach. Robią więc zator na początku szwedzkiego stołu i nie wpadną na to, że skoro nie chcą niektórych potraw, to spokojnie mogą podejść do podgrzewacza, przy którym nie ma nikogo. W ten sposób spokojnie można omijać kolejki złożone z Brytyjczyków, nie czyniąc nikomu szkody. Poza tym na ogół są bardzo mili i sympatyczni. Owszem, część przesadnie lubi napoje alkoholowe, ale większość pije umiarkowanie i na wesoło.
TEST: Robisz tak na wakacjach? Sprawdź, czy mogą Cię uznać za "turystę niskiej jakości"
Wczasy all inclusive nie są ani tak złe i przerażające, jak twierdzą niektórzy, ani tak cudowne jak opisują inni. Jeśli chcesz połączyć sobie kilka dni odpoczynku z kilkoma dniami zwiedzania okolicy, to jest to całkiem niezły wybór.
Jeśli masz małe dziecko, to tego typu wypoczynek też jest fajny, bo nie musisz martwić się ani o aprowizację, ani o rozrywki. Mały człowiek ma spory wybór jedzenia i wiele różnych aktywności. Spokojnie można go też wyrwać na zwiedzanie okolicy, lokalne jedzenie, spacery i tym podobne.
Nie warto też podchodzić do all inclusive w stylu "zapłaciłem, więc zjem i wypiję wszystko, co się da". Owszem, można, ale co z radością życia, co z ciekawością świata? Poza tym to niezdrowe, na all inclusive i tak łatwo przytyć. Nie pytajcie, skąd wiem.
A jak to wychodzi finansowo?
Cóż, trzeba byłoby to wszystko dokładnie przeliczyć. Wiadomo, że all inclusive jest droższe od wynajęcia noclegu bez jedzenia albo z samymi śniadaniami. Ale czy finalnie wychodzi drożej? Cóż, to zależy. Jeśli jesteście w stanie sami robić śniadania i stołować się w tanich miejscach, to pewnie da się w ten sposób zaoszczędzić trochę grosza.
Ale jeśli chcesz mieć trzy porządne posiłki dziennie, przekąski, kawę, drinki, wino i piwo, to moim zdaniem all inclusive wcale nie wychodzi drożej. Wręcz przeciwnie: wyjście na miasto będzie oznaczało większe wydatki. Z drugiej strony będzie też o wiele smaczniejsze. U nas hotelowe jedzenie było całkiem niezłe, ale nie umywało się do tego, co można było dostać w lokalnych barach i kawiarenkach. Coś za coś...
Reasumując: nie ma się czego bać, ale nie warto też demonizować wypoczynku w tym stylu. Wystarczy odrobina kreatywności, by dało się tam jednocześnie zobaczyć coś fajnego, dobrze zjeść i poznać okolicę.
1 / 14 Czy na wczasach all inclusive korzystasz tylko z oferty hotelowej? Nie wychodzisz z obiektu, aby zjeść "na mieście", odwiedzić kluby, zakupić pamiątki lub zwiedzić lokalne atrakcje?