To jeden z tych elektryków, w którym zasięg nie był dla mnie kluczową sprawą. Jasne, to szalenie ważne, żeby w aucie na prąd nie czuć się jak na sznurku. Nissan Ariya w usportowionej wersji jest jednak skutecznym kompromisem między wydajnością a dawką szaleństwa. Ale nie chodzi tu tylko o moc, bo ten samochód kupił mnie zupełnie czymś innym.
Reklama.
Podobają Ci się moje artykuły? Możesz zostawić napiwek
Teraz możesz docenić pracę dziennikarzy i dziennikarek. Cała kwota trafi do nich. Wraz z napiwkiem możesz przekazać też krótką wiadomość.
To było moje drugie podejście do tego Nissana. Już ponad rok temu pokazaliśmy go w naTemat, tyle że w wersji z baterią 87 kWh o mocy 242 KM. Wtedy w moim teście padło kluczowe zdanie.
Jeśli elektromobilność ma iść w takim kierunku, to całkiem szybko dałbym się przekonać.
Czytaj także:
Kilkanaście miesięcy później... wszystko zostaje aktualne. Teraz mamy jednak coś jeszcze bardziej kuszącego, bo Ariya występuje też w opcji z typowo sportowym zacięciem. Zanim jednak o osiągach, zobaczcie, jak wygląda to auto w topowej odmianie. Design jest tu kluczową sprawą, co postaram się wam dokładnie pokazać.
Chodzi o to, że auta na prąd bywają specyficzne. Trochę z konieczności, bo żeby zachować sensowny współczynnik oporu powietrza, trzeba trzymać się schematów. Ale niektóre elektryki są po prostu przekombinowane. Ariya wyróżnia się na plus, bo nie dość, że prezentuje się trochę inaczej, to ten projekt zwyczajnie przyciąga oko.
Ariya to SUV coupe zaprojektowany od zera z myślą o napędzie na prąd. Pierwsza myśl – prezentuje się jak duże, rodzinne auto. Prawie 4,6 m długości, ponad 2,1 m szerokości z rozłożonymi lusterkami i prawie 2,8 m w rozstawie osi.
Nie mogłem pozbyć się myśli, że ten Nissan to mocno futurystyczny projekt. Wizualnie trudno było mi go porównać z innym autem, może dlatego tak mocno skupiał na sobie wzrok przechodniów. Wiele osób orientowało się, że właśnie przejechało obok nich... coś innego.
Z zewnątrz bardzo spodobały mi się proporcje tego auta i kilka szczegółów: listwa świetlna z tyłu, wzór świateł z przodu oraz felgi. Chociaż przyznam, że chciałbym też zobaczyć, jak Ariya wygląda z bardziej klasycznymi obręczami. Wiadomo jednak, że tu też chodzi o aerodynamikę i ostatecznie wydajność samochodu.
Nissan Ariya – jak wygląda w środku?
Tak naprawdę w czasie testu czekałem tylko na moment, aż pokażę dokładnie wnętrze tego Nissana. Już podczas jazd poprzednią wersją zachwycałem się tym designem, więc skupię się teraz tylko na kluczowych punktach.
Po pierwsze, minimalizm. Żadnych zbędnych elementów, które zaburzyłyby tą "gładką" przestrzeń. Wstawki stylizowane na drewno, ładnie wkomponowane przyciski... no zgadzało się tam niemal wszystko. Kiedy jednak trzeba było tymi guzikami zmienić na przykład temperaturę nawiewu, czasami nie wychodziło to przy pierwszym nacisku. Z praktycznością ich używania bywa różnie, bo trzeba najpierw dobrze je wyczuć.
Zgrzyt miałem też w momencie, kiedy zorientowałem się, że ruchomy podłokietnik zaczął się już delikatnie "kołysać" na boki. Nie wiem, czy to efekt intensywnego użytkowania, czy może taki urok konstrukcji. Jest ciekaw, jaki byłby efekt po 2-3 latach codziennej jazdy.
Poza tym pozycja kierowcy, ilość miejsca dla pasażerów i dostępne schowki imponowały mi przy każdym kontakcie z tym autem. Tylko czemu schowano ładowarkę indukcyjną do zamykanego schowka pod łokciem? Tego nie mogłem zrozumieć.
Specjalnie usiadłem też z tyłu, żeby sprawdzić, czy przy 1,85 m wzrostu da się tam wygodnie podróżować. I trudno było się do czegoś przyczepić.
Fajnym dodatkiem były też miękkie dywaniki. Każdy, kto ze mną jeździł, śmiał się, że najlepiej wsiadać w kapciach, bo pasażerowie czuli się jak w domowym salonie. I coś w tym jest – ten element był zaskakująco dopracowany i kojarzył się z półką premium.
Czy to naprawdę auto rodzinne? Zdecydowanie, jeśli chodzi o ogólną funkcjonalność w środku, ale też pojemność bagażnika. W tej wersji mamy do dyspozycji 415 litrów (w opcji z napędem tylko na przednią oś będzie 468 l).
Nissan Ariya Evolve+ ma prawie 400 KM
Nie ukrywam, że kolejna przygoda z Ariyą była ekscytująca przede wszystkim ze względu na moc. Zaznaczę tylko jeszcze raz, że mamy do czynienia z wersją EVOLVE+, która jest na szczycie oferty. Na "papierze" ten Nissan kojarzy się ze sportowymi osiągami. Mamy 394 KM, a przyspieszenie do setki zajmuje 5,1 sekundy. Maksymalnie pojedziemy 200 km/h.
W praktyce wygląda to tak, że Ariya potrafi wystrzelić jak z procy, gdy agresywnie potraktujemy pedał gazu. Ale trudno też pozbyć się wrażenia, że auto jest ciężkie – waży ponad 2,2 t. Taki urok elektryków, ale w tym przypadku nie będziecie mieli momentów, by narzekać, że samochód zachowuje się zbyt ospale.
Wrażenia z jazdy? Moim zdaniem mocno nastawione komfort i przewidywalność, jednak wyczułem też twardsze zawieszenie w porównaniu z wersją, którą jeździłem rok temu. Ten Nissan nie ma typowego sportowego genu, ale kiedy trzeba przyspieszyć, potrafi być ostry i skuteczny. To jedna z najbardziej wyrazistych cech tego napędu.
Warto było pobawić się też dostępnymi trybami jazdy. W najbardziej oszczędnym Ariya lekko "blokuje" nasze zapędy w dociskaniu pedału gazu. To taka jazda w wersji "slow", jeśli chodzi o korzystanie z potencjału samochodu. Wystarczy jednak przestawić się na kolejną opcję, żeby spuścić auto ze smyczy. I wtedy będziecie mieć najwięcej frajdy z jazdy.
Słyszałem, że niektórzy narzekali na system multimedialny w Nissanie. Kafelki na ekranie rzeczywiście wymagają już odświeżenia, ale nie miałem problemów z jego obsługą. Ani razu nic się też nie zawiesiło, Apple CarPlay działał bez zarzutu. "Paczka" danych na wirtualnym kokpicie też wydawała mi się optymalna. Kierowca ma przed oczami to, co kluczowe. Podobne wrażenie pamiętam z jazdy X-Trailem.
Jaki zasięg ma najmocniejszy Nissan Ariya? Lepszy, niż się spodziewałem
Testy elektryków bywają gorzkie, gdy trzeba pokazać liczby z trasy, albo podać czas spędzony przy ładowarkach. W tym przypadku obliczenia wyszły bardzo prosto. Średnie zużycie energii z moich podróży wyszło na poziomie 22 kWh/100 km. W aucie zamontowano baterię o pojemności 87 kWh.
Można więc przyjąć, że Ariya o mocy 394 KM ma zasięg na około 400 km. W mieście oczywiście zużycie spadło – do mniej więcej 17 kWh. Z kolei przy 140 km/h na autostradzie podskoczy nawet do 25-26 kWh. Pamiętajcie więc, że te 400 km trzeba traktować umownie. Bo jeśli wyjedziecie w trasę drogą szybkiego ruchu, zasięg może spadać w oczach.
Z jednej strony kusiło mnie, by bawić się przyspieszeniem. Z drugiej zaplanowałem sobie trasy, które wymagały ode mnie rozsądnego zarządzania energią. Prawie zawsze wygrywał czysty pragmatyzm.
Ile kosztuje Nissan Ariya w wariancie Evolve+?
W cenniku ważnym od lipca 2024 r. widnieje suma 284 900 zł. Ale już w konfiguratorze cena startuje od 309 tys. zł i jeśli zaczniecie np. zmieniać kolor i wybierać różne dodatki, koszty szybko rosną. I robi się bardzo drogo. Dlatego pewnie bardziej racjonalnym wyborem byłaby opcja Evolve z baterią 63 kWh (od 229 900 zł).
Zostaję przy opinii, że Ariya jest jednym z najciekawszych elektryków na rynku. W najmocniejszej odmianie kusi już nie tylko designem, ale budzi fantazję osiągami. Tylko nie wiem, czy zakochałem się w Nissanie tak bardzo, by wyłożyć za niego taką kwotę. Wydaje mi się, że ta propozycja z górnej półki zostanie tylko dla największych fanów marki, a pozostali klienci zdecydują się na słabsze, ale równie ciekawe konfiguracje.
Więcej relacji zza kierownicy innych ciekawych aut znajdziesz na moich profilach Szerokim Łukiem na Facebooku, Instagramie oraz TikToku.