– Wiem, że polityka komunikacyjna zawsze może być lepsza – mówił premier na Campusie Polska Przyszłości. Zapowiedział namysł nad tą kwestią i "zmiany organizacyjne". Odniósł się w ten sposób do pytania o to, dlaczego rząd nie ma rzecznika, na który to fakt – od dłuższego czasu – zwracają uwagę publicyści.
Reklama.
Podobają Ci się moje artykuły? Możesz zostawić napiwek
Teraz możesz docenić pracę dziennikarzy i dziennikarek. Cała kwota trafi do nich. Wraz z napiwkiem możesz przekazać też krótką wiadomość.
Mariusz Janicki pisał w Polityce, że w idealnym świecie działałby "błyskotliwy rzecznik rządu", a w Rzeczpospolitej Jacek Nizinkiewicz zastanawiał się, czy "brak rzecznika rządu to ucieczka przed odpowiedzią na trudne pytania?".
Przy czym rzecznik, a właściwie jego nieistnienie, jest tylko emblematem. Chodzi przecież o coś więcej: o brak spójnej narracji politycznej, o chaos komunikacyjny, wielogłos, medialne kłótnie i niemożność porozumienia co do kluczowych projektów i obietnic.
Konia z rzędem temu, kto wie, na jakim etapie jest teraz np. sprawa składki zdrowotnej. Prócz tego, że mamy cztery propozycje rozwiązań – ministrów Domańskiego i Leszczyny, Polski 2050, Nowej Lewicy i ludowców – mamy też ogrom politycznych wypowiedzi, publicznych i kuluarowych, wykluczających się wzajemnie.
Po zeszłotygodniowym spotkaniu liderów radio RMF FM podało, że ostatecznie zaakceptowany zostanie pomysł PSL, co jednak natychmiast zostało zdementowane przez lewicowego wiceministra zdrowia Wojciecha Koniecznego oraz minister funduszy Katarzynę Pełczyńską-Nałęcz od Szymona Hołowni. I tak w koło Macieju.
Pozostanie wrażenie dzikiej kakofonii
Dosłownie każdy dzień przynosi nową wersję wydarzeń i spektrum potencjalnych rozwiązań: od powrotu do zasad sprzed reformy PiS, tzw. Polskiego Ładu, po wyłącznie kosmetyczne korekty w postaci likwidacji składki od sprzedaży środków trwałych.
Zważywszy na fakt, że do Nowego Roku bliżej już niż dalej, sprawa staje się paląca – ludzie naprawdę chcieliby wiedzieć, kto, na jakich zasadach, a przede wszystkim ile płacić będzie, od stycznia 2025 roku, na rzecz ochrony zdrowia. Oczywiście, można się pocieszać, że rząd jest zobowiązany do końca września przesłać do Sejmu projekt budżetu, a zatem, że w ciągu najbliższych tygodni coś, cokolwiek, trzeba będzie jednak postanowić.
Tyle że pozostanie wrażenie dzikiej kakofonii, co rządowi powagi nie przydaje, a wręcz jej ujmuje. A przecież to niejedyne pole sporu między koalicjantami.
Trwa konflikt o kształt ustawy o związkach partnerskich, o tempo transformacji energetycznej, czy o politykę mieszkaniową – tutaj napięcie ogniskuje się wokół programu "Kredyt na start", zwanego potocznie kredytem 0%.
To jedna ze sztandarowych obietnic KO, którą w resorcie rozwoju i technologii firmuje wiceminister Jacek Tomczak ze związanej z PSL partii Centrum dla Polski. Pytany przeze mnie prezydent Ciechanowa, ludowiec Krzysztof Kosiński przyznał, że nie rozumie, dlaczego Tomczak z klubu PSL tak się angażuje na rzecz projektu KO.
Podobają Ci się moje artykuły? Możesz zostawić napiwek
Teraz możesz docenić pracę dziennikarzy i dziennikarek. Cała kwota trafi do nich. Wraz z napiwkiem możesz przekazać też krótką wiadomość.
Od polityka Nowej Lewicy słyszę z kolei, że początkowo zdecydowali się poprzeć ten projekt, choć "jest bez sensu" w zamian za 47 mld zł (do 2030 roku) na rzecz budownictwa społecznego. Ponieśli polityczny koszt takiej postawy (bo ich wyborcy wiedzą, że dopłaty do kredytów hipotecznych są wsparciem po stronie popytowej, a nie podażowej), po czym nagle się okazało, że głosowania za projektem odmawia Trzecia Droga. A w zasadzie połowa Trzeciej Drogi, czyli Polska 2050, bo z ludowcami to wciąż nie wiadomo.
Z takim stanem rzeczy trudno ujechać. Trudno być sprawczym i dowozić to, co się obiecało. A czas rozliczeń zbliża się wielkimi krokami, pretekstem do tego będzie i rocznica wyborów w połowie października, i rocznica zaprzysiężenia rządu w połowie grudnia.
Społeczeństwo ma dostać kiełbasę
Już studniówka nie wypadła dobrze, ale sama KO się o to prosiła – przekonując w trakcie kampanii wyborczej, że uda się sto ważnych spraw zrealizować w sto pierwszych dni. Nie wyszło, bo nie mogło, także z powodu Andrzeja Dudy, choć nie tylko. Było zatem zrozumienie dla tłumaczeń, że najpierw trzeba było, choć pobieżnie, posprzątać po PiS, i stąd mało przestrzeni zostało na konstruktywną robotę. Ale im więcej czasu upłynie od 13 grudnia 2023 roku, tym mniejsza będzie tolerancja dla braku efektów, co zresztą już w badaniach nastrojów społecznych widać całkiem wyraźnie.
Rząd jest koalicyjny i wiadomo, że o kompromis między wieloma partnerami, mającymi różne poglądy i interesy, jest trudno. Tusk w trakcie swojego występu na Campusie przekonywał, że "nie jest źle z tą koalicją" i że "to działa".
Oczywiście, ryzyko jej rozpadu jest niewielkie, ale głównie dlatego, że stworzenie przez to szansy na odzyskanie władzy przez PiS byłoby krokiem samobójczym dla każdego z koalicjantów – wyborcy by im tego nie wybaczyli. Trwanie zatem będzie, ale nie idzie przecież tylko o to, by trwać. Polsce potrzeba czynów, rozwiązywania nabrzmiałych problemów, odpowiedzi na palące wyzwania, a nie bieżącego administrowania lub projektów z terminem realizacji na tyle odległym, że nie da się rządu z tego rozliczyć (słynne igrzyska w 2040 lub 2044 roku).
Tymczasem na razie mamy dyskusję o logistyce, czyli w jaki to sposób koalicja powinna pracować, by – jak to ujął marszałek Sejmu, niezamierzenie chyba humorystycznie – "rozstrzygać te kwestie, które muszą być rozstrzygnięte". Czy częstsze spotkania liderów uzdrowią sytuację, czy też może do życia powołać należy "radę koalicji" (Hołownia), jest też zapowiedź "nowej agendy, już skierowanej do przodu" (Tusk).
Te kwestie powinny być rozstrzygnięte w zaciszu gabinetów, bo wyborców naprawdę nie interesuje, kto będzie reprezentował kogo w radzie koalicji i czy usprawni ona, czy nie proces decyzyjny. Tak jak nie interesuje wyborców porozumienie ministrów finansów, sprawiedliwości i spraw wewnętrznych na rzecz rozliczeń rządów poprzedników, tylko informacje o zarzutach i karach dla winnych.
Nie mogę oprzeć się wrażeniu, że rząd wciąż mimowolnie pokazuje nam wnętrze masarni, czyli jak się robi kiełbasę, gdy tymczasem społeczeństwo, co wiemy od czasów Bismarcka, nie powinno tego widzieć i wiedzieć. Ma dostać kiełbasę, czyli skuteczną politykę.