Nasz utytułowany rozmówca nie może tego tak powiedzieć, ale my możemy to napisać: rodzice, którzy krzywdzą dzieci, sprawiają, ze stają się one głupsze i bardziej impulsywne. Im dłużej trwa trauma, tym bardziej dotkliwe są konsekwencje, które bez profesjonalnej interwencji będą trwały całe życie. Dorośli, którzy przetrwali krzywdzenie w dzieciństwie, są bardziej nieszczęśliwi i łatwiej im trafić za kraty. Nie trzeba rzucać dzieckiem o ścianę, by zniszczyć mu mózg. Wystarczy zaniedbanie, ośmieszanie lub klapsy.
Reklama.
Podobają Ci się moje artykuły? Możesz zostawić napiwek
Teraz możesz docenić pracę dziennikarzy i dziennikarek. Cała kwota trafi do nich. Wraz z napiwkiem możesz przekazać też krótką wiadomość.
Prof. Wojciech Glac jest neurobiologiem z Wydziału Biologii Uniwersytetu Gdańskiego. Prowadzi kanał na YouTube, na którym popularyzuje wiedzę dotyczącą funkcjonowania mózgu.
Anna Dryjańska: Czy rodzic musi rzucać dzieckiem o ścianę, by spowodować u niego uszkodzenie mózgu?
Prof. Wojciech Glac: Opiekun może wywołać negatywne zmiany w mózgu dziecka nie tykając go palcem. Silny, długotrwały lub powtarzalny, niemożliwy do uniknięcia stres, który jest powodem tych niekorzystnych zmian, może mieć zarówno charakter fizyczny, jak i psychiczny.
Nie trzeba nawet "wychowywać" dziecka krzykiem. Ciągłe zaniedbywanie, ośmieszanie, wyzywanie, straszenie, szantażowanie i inne negatywne zachowania mogą dawać taki sam efekt. Oczywiście przemoc fizyczna też może się tak skończyć i choć rzucanie o ścianę jest drastycznym przykładem, prawda jest taka, że wystarczą regularne klapsy.
Istnieją też takie wyniki badań, które pokazują, że przemoc psychiczna, w tym zaniedbanie, zwłaszcza w pierwszym okresie życia dziecka, powoduje jeszcze większe szkody niż przemoc fizyczna. Rozwijający się mózg potrzebuje kontaktu społecznego, widoku uśmiechniętych twarzy opiekunów, troski, dotyku. Gdy tego wszystkiego nie ma albo jest tego pozytywnego kontaktu społecznego za mało, bo normą jest brak uwagi i opieki, mózg dziecka zaczyna się zmieniać w złym kierunku.
To, jak wielkie zmiany zajdą w mózgu dziecka, zależą od traumatyczności doświadczenia oraz między innymi od wrodzonej reaktywności stresowej. Warto pamiętać, że to, co dla jednego dziecka będzie względnie umiarkowanym negatywnym doświadczeniem, dla innego może być ekstremalnie destrukcyjne. Nie zdajemy sobie nawet sprawy, jak wielka jest zmienność między nami pod tym względem.
Rolę gra również to, czy dziecko ma jakąś kontrolę nad sytuacją.
Dziecko? Kontrolę? Gdy dorosły się nad nim znęca?
Dzieci – tak jak dorośli – automatycznie tworzą pewne strategie unikania traumy. Uczą się np. uległości i innych zachowań, by uniknąć psychicznego lub fizycznego znęcania się ze strony rodzica. Jeśli są w stanie przejąć choć trochę kontroli, to mimo silnego lęku stres, który odczuwają, jest mniej negatywny dla zdrowia. Choć oczywiście takie zachowania mają charakter lękowy, co wcale nie jest pożądane.
W gorszej sytuacji są dzieci, które nie mogą unikać traumy, bo przemoc ze strony dorosłych jest kompletnie nieprzewidywalna i/lub niekontrolowana, czyli nie działają żadne strategie unikania lub ucieczki przed negatywnym doświadczeniem i nie można nawet automatycznie przewidywać, kiedy one nadejdą.
Co konkretnie dzieje się w mózgu dziecka, które stale doświadcza silnego stresu?
Z badań wynika, że dochodzi do zaburzenia rozwoju kory mózgowej. Najbardziej dotknięte negatywnymi zmianami są kora przedczołowa i hipokamp.
Za co odpowiada kora przedczołowa?
To tam "mieszkają" najbardziej zaawansowane funkcje poznawcze mózgu: planowanie, przewidywanie, tak zwany zdrowy rozsądek, inteligencja... To węzeł integrujący informacje z wielu różnych części mózgu, by na ich podstawie podejmować decyzje i kontrolować emocje i zachowanie.
A hipokamp?
To struktura odpowiedzialna za pamięć. Z jednej strony pozwala na zapamiętywanie i porządkowanie danych, a z drugiej na ich wydobywanie z pamięci: kojarzenie faktów, ludzi, miejsc. Kora przedczołowa wraz z hipokampem umożliwiają podejmowanie szybkich i opartych na faktach decyzji. Obydwie te struktury sprawują również kontrolę nad emocjami, w tym nad stresem.
Przepraszam za dosadność, ale to nie jest temat na owijanie w bawełnę: czy to znaczy, że rodzice, którzy stosują przemoc wobec dzieci, sprawiają, że stają się one głupsze i bardziej impulsywne?
Badacze powiedzieliby raczej, że na skutek niewłaściwych zachowań rodzicielskich może dochodzić do pogorszenia funkcji poznawczych dziecka, czego skutkiem może być m.in. obniżenie inteligencji czy nadwrażliwość emocjonalna i impulsywność. Traumatyzowane dziecko musi włożyć więcej wysiłku, czasu i energii, aby odnaleźć się w sytuacji, dokonać analizy biorącej pod uwagę wszystkie niezbędne fakty i skojarzenia z nimi, jakie ma w pamięci, aby podjąć decyzję, która pozwoli na zachowanie, które okaże się przynieść oczekiwany rezultat.
W niektórych sytuacjach, w których nie będzie czasu na decyzję, dzieci doświadczające przemocy, w porównaniu z rówieśnikami, którzy jej nie doświadczali, będą po prostu na straconej pozycji. Nie wspominając już o tym, że na skutek nasilonej lękliwości, mogą po prostu nie być w stanie podejmować niektórych działań, zwłaszcza w sytuacjach nowych, z którymi dotąd się nie stykali, lub takich, które z jakiegokolwiek powodu kojarzą się w ich mózgach z traumatycznymi doświadczeniami.
Przemoc zostawia "blizny" widoczne również na poziomie funkcjonowania pojedynczych neuronów. Neurony dziecka, które było często zaniedbywane, wyzywane, bite, mogą nie być w stanie poprawnie tworzyć, utrzymywać i utrwalać połączeń z innymi neuronami, co może utrudniać tworzenie dobrze "wydeptanych ścieżek" w mózgu, które są podstawą procesu uczenia się.
Warto tutaj zaznaczyć, że nie chodzi "tylko" o wymiar szkolny, wiedzowy, ale również o różnego rodzaju procedury, które wykorzystywane są w procesach poznawczych, analitycznych, dotyczących kontroli emocji czy zachowania. Pogorszone funkcje poznawcze sprawiają, że takie osoby mogą mieć mniejszy potencjał radzenia sobie w życiu.
Mogłoby nam iść gładko, a cały czas jest jakieś tarcie?
Coś w tym stylu. I nie zapominajmy, że do tego dochodzi też znacznie większa wrażliwość na stres. Wynika to z kolejnych zmian w mózgu, które polegają z grubsza na zbyt dużym wzroście wielkości i aktywności struktur układu emocjonalnego, z ciałem migdałowatym na czele.
Z jednej strony, mózg takiej osoby reaguje na zagrożenie znacznie silniejszym strachem, a z drugiej strony czasem wystarczy drobnostka, by pojawił się lęk, którego nie dostrzeglibyśmy w mózgu osoby, która nie doświadcza takiej dziecięcej traumy. W uproszczeniu można powiedzieć, że dzieci stają się nadwrażliwe na bodźce, zwłaszcza te negatywne. Często są zdenerwowane, niespokojne, choć pozornie nie ma to uzasadnienia, bo przecież nic takiego się nie dzieje.
Co więcej, trauma powoduje również nieprawidłowości w obrębie tych obszarów mózgu, które odpowiadają za funkcje społeczne, w tym empatię. Takie osoby mogą nie być w związku z tym w stanie w pełni prawidłowo radzić sobie w kontaktach społecznych. Suma summarum trauma może powodować pogorszenie dobrostanu we wszystkich aspektach życia.
Czy to przechodzi, gdy dzieci stają się dorosłymi?
Samo – nie.
No to pozamiatane. W Polsce są praktycznie całe pokolenia poskramiane krzykiem i biciem. I mimo tego, że od lat trąbi się o tym, by nie lać, nie drzeć się, te metody są nadal popularne. Więcej: mają swoich dumnych obrońców.
Trzeba powiedzieć sobie jasno: negatywne zmiany dotyczące naszego funkcjonowania emocjonalnego nabyte we wczesnym okresie naszego życia są niezwykle trudne do usunięcia, a niektóre, jak np. deficyty empatii i więzi społecznych, są w zasadzie nie do ruszenia.
Warto również zdawać sobie sprawę z tego, że to nie jest tak, że jak czegoś nie pamiętamy, aby to opisać, przytoczyć jakieś wydarzenie, to znaczy, że ono nie zostawiło swojego piętna w funkcjonowaniu naszego mózgu. Można nie pamiętać jakiegoś strasznego wydarzenia, a odczuwać lęk w jakimś miejscu, na widok jakiegoś człowieka, czy czuć dziwny, niezrozumiały niepokój w jakiejś sytuacji.
Pamięć świadoma może zanikać, być zupełnie zatarta, ale mechanizmy rządzące naszymi emocjami i zachowaniami oraz postawami, które z tych emocji wynikają, są zdecydowanie zachowywane.
Nie da się z tego jakoś wyjść? Co z neuroplastycznością mózgu?
Plastyczność mózgu jest największa na początku życia, a potem wciąż spada lub inaczej – wysiłek, jaki trzeba włożyć, aby doszło do zmiany, jest minimalny w dzieciństwie i ogromny w dorosłości. Dlatego dzieci uczą się i kształtują szybko, a dorośli się już w zasadzie nie zmieniają.
Tak więc im szybciej wydobędziemy dziecko ze świata przemocy, tym lepiej dla dziecka. Jego rozwijający się mózg ma szanse nadrobić zaległości. Kluczowy jest czas…
A jak wiemy od naszej innej rozmówczyni, Anny Krawczak z Fundacji Dajemy Dzieciom Siłę, polski system ustawiony jest tak, by zostawiać dziecko w biologicznej rodzinie za wszelką cenę, mimo ciągłej przemocy.
Im dłużej trwa trauma, tym większe ryzyko, że ograniczenie funkcji poznawczych i nadwrażliwość na stres oraz inne negatywne zmiany zostaną z dzieckiem na całe życie.
W dorosłości to może przejawiać się na wiele sposobów. Uciekanie, zamiast aktywnego rozwiązywania problemów. Lękliwość. Podejmowanie impulsywnych decyzji. Nieumiejętność wyznaczania i osiągania celów. Reprodukowanie wzorców przemocy, przenoszenie ich na swoich bliskich. Można by mnożyć…
Błędne koło. Czyli co, dla dorosłych, którzy jako dzieci doświadczali traumy, nie ma już ratunku?
Na początku życia tworzy się, a potem utrwala baza neuronów oraz połączeń między nimi. Ta baza jest nadmiarowa, czyli mózg przez dzieciństwo i okres dojrzewania pozbywa się niepotrzebnych połączeń i systematyczne utrwala te, które są używane. I tak "betonuje się" do około 25 roku życia.
Ten beton da się rozkruszyć, ale ponieważ to beton, trzeba użyć profesjonalnych narzędzi, które muszą być w rękach ekspertów i ludzi, którym zależy. Tak więc im mniej związany beton, czyli im młodsza osoba, która znajdzie się w otoczeniu właściwych osób, którym zależy oraz terapeutów, tym większa szansa na poradzenie sobie z przeszłością.
A potem?
Potem, przy wsparciu psychologicznym, możliwe jest wytwarzanie mechanizmów radzenia sobie w życiu, osiągania dobrostanu dzięki wytworzeniu odpowiednich strategii radzenia sobie z lękiem i stresem. Będzie lepiej, choć oczywiście może nie być tak dobrze, jak mogłoby być bez przemocy.
Bo wracając do tej plastyczności… Trauma lub ubogie pod względem pozytywnych kontaktów z ludźmi i światem środowisko sprawia, że takie dziecko nie jest w stanie zachować tyle połączeń między neuronami, ile mogłoby mieć, gdyby miało poprawne środowisko. Trauma pozbawia takie osoby potencjału, jaki warunkują geny. A ten potencjał jest potrzebny właśnie po to, aby móc wytworzyć nowe wzorce rozwiązywania problemów, radzenia sobie w różnych sytuacjach i kontroli nad zachowaniem i emocjami.
Czasem tego potencjału może zwyczajnie brakować i mimo wysiłku, jakaś część tych niewłaściwych doświadczeń może wciąż niszczyć człowiekowi życie.
Rodzice, którzy biją, straszą lub zaniedbują dzieci, chyba nie mają świadomości, że odbierają im szczęście, a być może kierują je na drogę do więzienia. Przecież obniżenie empatii w połączeniu z impulsywnością to idealna baza dla kryminalnych zachowań.
Nie powinno się w ogóle stosować kar cielesnych. Istnieją inne, skuteczne formy wyrażenia dezaprobaty. Po co więc stosować agresywne zachowania, które nie tylko wywołują ból, stres i lęk, ale dodatkowo tworzą w mózgu dziecka wzorzec, że agresywne zachowanie jest skuteczne, bo wymusza posłuszeństwo, pozwala osiągać zamierzony cel itd. To istotny czynnik kryminogenny.
Czy kara cielesna to także klaps dawany od czasu do czasu przez osoby, które uważa się za dobrych rodziców?
Stosowanie kar cielesnych, nawet jeżeli rodzice na ogół zachowują się właściwie, nie jest czymś, co przechodzi bez echa. Z mojego doświadczenia wynika, że czasem dorosłym łatwiej to zobaczyć na przykładzie psa niż dziecka.
Jeżeli ktoś, kto na co dzień swoją dłonią głaszcze swojego psa, używa jej również do tego, aby bić swojego psa za nieposłuszeństwo, to może spowodować, że pies na widok kierowanej w jego stronę ręki zacznie kulić się lub uciekać, zamiast nadstawiać głowę do głaskania.
Mimo że proporcje są zdecydowanie na korzyść głaskania?
Tak może się zdarzyć, dlatego, że mózg przecenia negatywne doznania nad pozytywnymi. Innymi słowy, dla mózgu najważniejszy jest popęd obronny, więc negatywne doświadczenia kodowane są łatwiej w pamięci, a potem łatwiej z niej wydobywane, gdy sytuacja jest np. dwuznaczna, tak jak w opisanym przykładzie.
I jeżeli nawet pies nie będzie uciekał, w jego mózgu, czego możemy nie dostrzec, zapali się wówczas lampka ostrzegawcza, która oznaczać będzie obawę przed uderzeniem. Im częściej ręka opiekuna będzie karać, tym sygnał alarmowy będzie silniejszy.
Z dziećmi jest podobnie. Jeżeli opiekun jednym razem daje ciepło, a innym sprawia ból psychiczny czy fizyczny, to mózg dziecka tworzy dwa skojarzenia rodzica – jedno jako przyjaciela, a drugie jako wroga. I nawet jeżeli statystyka będzie na korzyść dobrych przeżyć, to mózg może wcale nie być skłonny do pozbywania się skojarzenia rodzica z bólowym doświadczeniem. I efekt będzie taki, że pojawi się pewna dwuznaczność odczuć wobec rodzica, zamiast jednoznacznie pozytywnych.
Oczywiście w obydwóch przykładach duże znaczenie ma tak zwany kontekst, bo nasze mózgi, podobnie jak psie, biorą pod uwagę dużą liczbę danych, ale co do zasady, negatywne doświadczenia łatwiej są zapamiętywane i mogą, o czym świadczy wiele badań, wywoływać pewne dwuznaczności, które wpływają na odczuwane emocje oraz decyzje czy to zwierzęcia, czy człowieka.
Dlaczego dorosłym łatwiej to zrozumieć na przykładzie psów?
W kwestii wychowania wszyscy mamy jakieś przekonania, a w dodatku sprawa dotyczy nas osobiście – czy to jako dzieci swoich rodziców, czy jako rodziców własnych dzieci, więc nie jesteśmy obiektywni. Zmiana kontekstu na psi sprawia, że łatwiej dostrzec te mechanizmy, które rządzą emocjami i zachowaniami również w relacji opiekun – dziecko. Widząc pewne zależności przyczynowo-skutkowe w jednej sytuacji, łatwiej przenieść je na inną.
Poza tym mamy wyraźną tendencję do przypisywania dzieciom znacznie większych możliwości intelektualnych niż w rzeczywistości mają, będąc głęboko przekonanym, że dziecko rozumie, dlaczego dostaje karę oraz świadomie i zgodnie z wolą planuje swoje zachowania. I często mylimy się.
Ludzie potrafią np. dotkliwie ukarać dziecko za coś, co wydarzyło się kilka godzin temu, lakonicznie przywołując np. czas zakupów czy pobytu u dziadków. Pomyślmy o szczeniaku, który pod naszą nieobecność rozniósł na strzępy kanapę. Wszyscy wiemy, że karanie go za coś, na czym nie przyłapaliśmy go na gorącym uczynku, będzie mało skuteczne.
Pies nie połączy kropek?
Nie. Podobnie dziecko. Wbrew temu, jak byśmy chcieli, mózg uczy się różnych zachowań przede wszystkim na bazie automatycznego mechanizmu działającego na poziomie nieświadomym. W tym mechanizmie kluczową rolę odgrywa między innymi czas. Jeżeli skutek danego zachowania, czyli kara, oddalony jest za bardzo w czasie, to ten mechanizm będzie miał problem, aby właściwie skojarzyć ze sobą te dwa zdarzenia.
Mało tego, pies zamiast skojarzyć, że psucie kanapy sprowadzi na niego kłopoty, może skojarzyć z nimi przyjście do domu opiekuna. I zamiast unikać drapania kanapy, zacznie chować się, kiedy usłyszy kroki na schodach. Zwłaszcza, jeżeli taka sytuacja będzie się powtarzać.
Podobnie na poprawność tworzących się skojarzeń wpływa poziom skomplikowania sytuacji. Im prostsza, tym większa precyzja łączenia kropek i brak dodatkowych, ale w istocie niepotrzebnych elementów układanki, które muszą być obecne, aby zadziałał mechanizm blokowania niechcianego zachowania. Lub mniejsze ryzyko, że dziecko będzie unikało jakiegoś zachowania, choć nie o nie chodziło lub tylko w pewnych konkretnych warunkach jest ono niewłaściwe.
Może pan podać przykład?
Wyobraźmy sobie, że dziecko bawiące się na placu zabaw jest zabierane za karę do domu, kiedy ma spory z innymi dziećmi np. o huśtawkę.
Może się okazać, że dziecko wyjdzie z takich powtarzających się doświadczeń z instynktownym przekonaniem, że niewłaściwe zachowanie polega na wchodzeniu w jakiekolwiek relacje z innymi dziećmi lub na tym, że w ogóle czegoś pragnie. Bo bez wyjaśnienia otrzymuje karę, której jej mózg nie potrafi właściwie skojarzyć z konkretnym zachowaniem, więc łączy ogólnie z sytuacją.
To jest ten moment, gdy niektórzy czytelnicy zarzucą panu propagowanie bezstresowego wychowania.
Stres jest dziecku konieczny do nauki, ponieważ uczymy się zarówno w oparciu o mechanizmy nagrody, jak i kary. Bardzo trudne lub nawet niewykonalne w praktyce byłoby wychowanie wyłącznie w oparciu o nagrody, bez kar.
Niektóre zachowania muszą być aktywnie wyhamowywane jako niepożądane czy niebezpieczne. Dlatego, że bardzo często preferowane zachowanie jest bardziej wymagające i kosztowne niż to niewłaściwe, a więc mózg może uparcie wybierać to niewłaściwe, bo mu się ono bardziej opłaca. I wtedy musi dostać karę, aby koszt tego niewłaściwego zachowania wzrósł, co otworzy drogę do skutecznego wzmacniania zachowania preferowanego przez rodzica.
Przykładowo łatwiej dać w twarz koledze na placu zabaw niż pertraktować z nim, kto ma się bawić jaką zabawką.
Ale karać trzeba z rozsądkiem, czyli natychmiast i konsekwentnie, jednocześnie pokazując alternatywę. Dziecko musi też wyraźnie dostrzegać związek między zachowaniem a karą, a najlepiej jeszcze rozumieć, dlaczego dane zachowanie jest niewłaściwe, czyli dostrzegać negatywną konsekwencję swojego zachowania.
Czasem pewne rzeczy, które dla nas są oczywiste, mogą być kompletnie niedostrzegalne dla dziecka. No i oczywiście kara, tak jak i nagroda, powinna być adekwatna, czyli nie powinna być przesadzona.
Powiedzmy, że podczas spaceru dziecko wyrwało się opiekunowi i próbowało wbiec na ruchliwą ulicę. Dorosły schwycił dziecko w ostatnim momencie. Jaka kara nie będzie zbyt nasilona?
Dziecko potrzebuje szybkiego, jasnego komunikatu, co zrobiło niewłaściwe i jak należy się zachować przy drodze. Chodzi o to, by mogło się uczyć na błędach, dostrzegało związki przyczynowo-skutkowe.
A kara? Ten przeraźliwy okrzyk "stój!", jaki rodzic z siebie wydobywa, gdy dziecku grozi niebezpieczeństwo, przerażenie malujące się na jego twarzy, gdy w ostatniej chwili złapał dziecko, zanim wbiegło pod koła samochodu, jest dla dziecka wystarczającą karą. Wie, że zrobiło źle, nie trzeba go bić, ani na niego dalej krzyczeć.
Dla dziecka wystarczającą sygnałem kary jest często mimika oraz ton głosu, pod warunkiem oczywiście, że te sygnały dostrzega, czyli wytworzyło w oparciu o częste i wartościowe kontakty z rodzicami mechanizmy, które z racji więzi pozwalają mu automatycznie dostrzegać ich gesty i nadawać im dużą wagę.
Fascynująco pan o tym wszystkim mówi, ale nie żyjemy w idealnym świecie. Rodzice popełniają błędy. Czy teraz cały czas mają się bać, że klapsem czy epitetem uszkodzą dziecku mózg?
Nikt nie jest ideałem. Drobne, chwilowe zboczenie z kursu nie sprawi, że dziecko pójdzie w życie z traumą. Jeśli błędy rodziców się nie powtarzają i nie dojdzie do osłabienia więzi, dzięki temu, co dobre w relacji rodzic-dziecko, mózgi dzieci poradzą sobie ze stresem i wytworzą prawidłowe wzorce funkcjonowania.
Powtarzam: chodzi mi o drobne, chwilowe zboczenie z kursu, lecz nie mieszczą się w nim kary fizyczne czy przemoc psychiczna. Jako rodzice róbmy wszystko, by się tego dobrego kursu trzymać. Zależy od tego szczęście i zdrowie naszych dzieci.