Robert Michniewicz przez dwie dekady był oficerem polskiego wywiadu. Teraz jest autorem powieści szpiegowskich, który obficie czerpie ze swojego doświadczenia zawodowego. W swojej nowej powieści "Partnerzy. Zemsta" Michniewicz odsłania dalsze losy funkcjonariuszki Barbary "Baszki" Szymańskiej, na której drodze los stawia ważnego polityka podejrzewanego o agenturalną współpracę z Rosją.
Reklama.
Reklama.
Anna Dryjańska: Panie pułkowniku, nie będzie spoilerem jeśli powiem, że w "Partnerach. Zemście" opisuje pan próbę werbunku. Po czym poznać, że zabiera się za nas funkcjonariusz obcego wywiadu?
Ppłk Robert Michniewicz: Fabuła powieści jest fikcyjna, ale nawiązuje do prawdziwych sytuacji. Naszą czujność powinno wzbudzić to, że jakaś osoba zaczyna się nami bardzo interesować, szczegółowo wypytywać o nasze życie zawodowe lub osobiste. To może być ktoś nowo poznany, albo ktoś, kogo znamy od lat: przyjaciel czy sąsiad.
Oczywiście nie chodzi o zwykłe, kurtuazyjne rozmowy. Jeśli znajomy przy grillu oceni, że mamy ciekawą pracę, a koleżanka zapyta, jak to jest być dziennikarką czy architektem, to są to normalne zachowania kulturalnego człowieka. Ale gdy ktoś taki drąży nasze tematy zawodowe, próbuje wniknąć w sprawy firmy czy instytucji, interesuje się z kim podpisaliśmy kontrakt, czego dotyczy jego specyfikacja i na jaką jest kwotę – powinna nam się zapalić lampka ostrzegawcza.
Oczywiście ta osoba może być po prostu wścibska, ale może też próbować wyciągnąć od nas informacje przydatne dla obcych służb lub interesujące dla konkurencyjnej firmy.
O ile nie jesteśmy – jak jeden z bohaterów pańskiej książki – posłami czy innymi ważnymi postaciami życia publicznego, to chyba problem dotyczy nas tylko teoretycznie?
Niekoniecznie. Zwłaszcza w warunkach wojennych rosyjski wywiad jest zainteresowany Polską i Polakami. Nasz kraj jest centrum logistyki pomocy dla Ukrainy i przebywa tu kilka milionów Ukraińców. Coraz częściej służby rosyjskie prowadzą działania hybrydowe: już nie werbuje się agentów, tylko wykorzystuje ludzi całkowicie nieświadomych swojej roli. Duże znaczenie mają też działania w zakresie dezinformacji, prowokacji czy inspiracji.
Nawet wykonując "zwykły" zawód możemy mieć dostęp do informacji, które mogą być cenne dla służb ze wschodu. Dlatego jeśli stykamy się z danymi wrażliwymi, czymś, co jest tajemnicą państwową czy służbową – miejmy się na baczności, gdy ktoś ciągnie nas za język. A łatwo stracić czujność, bo agent, który to robi, jest dobrze przygotowany do swojej roli, zazwyczaj sympatyczny, i stopniowo zdobywa u nas coraz większe zaufanie.
To jest kolejny sygnał, że możemy mieć do czynienia z przedstawicielem obcego wywiadu: ktoś spoza grona osób najbliższych jest dla nas w nadzwyczajny sposób przyjazny, hojny i jednocześnie bardzo zainteresowany naszą sytuacją zawodową lub osobistą.
Chyba trudno się temu oprzeć. Przyjemniej pomyśleć, że jesteśmy wyjątkowi, albo zdobyliśmy prawdziwego przyjaciela.
Gdy widzimy, że ktoś nadmiernie sonduje to, co się dzieje w naszym życiu, zadajmy sobie pytanie dlaczego. Więcej: zadajmy to pytanie tej osobie. Dlaczego chcesz wiedzieć, na jaką sumę opiewa kontrakt? Dlaczego tak bardzo interesuje cię, kto i nad czym pracuje? Jeśli ten ktoś zacznie się plątać – mamy kolejny sygnał alarmowy.
Nikt nie chce dopuścić do siebie myśli, że przyjaciel lub sąsiad jest agentem. Takie rzeczy dzieją się w filmach.
I dlatego tak łatwo wpaść w pułapkę. Przyjaciel mógł kiedyś popełnić błąd i do dziś ktoś ma niego haka. Sąsiad może szpiegować dla pieniędzy. Takie osoby mogą nas indagować także nieświadome tego, że ktoś nimi steruje w tej sprawie.
Nie chodzi oczywiście o to, by podejrzewać każdego, ale by nie lekceważyć oznak niebezpieczeństwa. Najlepiej przyjąć zasadę, że nie zdradzamy żadnych tajemnic osobom postronnym.
W "Partnerach. Zemście" kluczowym wątkiem jest działalność rosyjskich służb w polskiej polityce. Czy gdy jako były oficer wywiadu patrzy pan na prawdziwy parlament, to czasami czuje pan ukłucie, że ten czy inny poseł lub senator może współpracować z obcymi służbami?
Miewam takie przeczucie, ale na szczęście niezbyt często. To zdarza się wtedy, gdy taka osoba głośno wyraża poglądy antyukraińskie lub skrajnie konserwatywne, ewidentnie zbieżne z rosyjską propagandą: anty-LGBT, antyaborcyjne, krytyczne dla edukacji seksualnej, ale także antyimigracyjne.
Właśnie pan opisał połowę internetu, w tym biskupów.
Absolutnie nie posądzam o agenturalną działalność wszystkich osób o takich przekonaniach. Natomiast gdy taki ktoś działa publicznie jako polityk, członek stowarzyszenia czy organizacji charytatywnej, to jest to sygnał dla służb, by mu się przyjrzeć.
W zdecydowanej większości okaże się, że podejrzenia są bezpodstawne, ale zadaniem kontrwywiadu jest to sprawdzić. Szczególnie wtedy, gdy taka osoba stara się przekonywać innych do swoich poglądów.
Twarz której polskiej aktorki pan widzi, gdy myśli o 27-letniej "Baszce", głównej bohaterce serii "Partnerzy"?
Aleksandrę Domańską. Uosabia dla mnie charakter tej postaci. Barbara Szymańska jest inteligentna, opanowana, dociekliwa, sympatyczna...
Działalność wywiadowcza stereotypowo kojarzy się z mężczyznami, tymczasem u pana pierwsze skrzypce gra kobieta. Uległ pan poprawności politycznej?
Oczywiście mogłem napisać typową książkę o oficerze – dobrze zbudowanym mężczyźnie, który włada kilkoma językami, zna zasady sztuk walki, a obsługiwanie rakiety kosmicznej jest dla niego równie łatwe jak krojenie chleba, ale nie chciałem. To nie ma nic wspólnego z poprawnością polityczną. Dla mnie powielanie klasycznego wzorca literatury szpiegowskiej byłoby nudne, dlatego w moich książkach staram się łamać takie schematy.
Kobiety w powieściach szpiegowskich zwykle traktowane są bardzo przedmiotowo, choć rzeczywistość wywiadów jest zupełnie inna. Służby Polski i krajów zachodnich w około 25 proc. składają się z funkcjonariuszek. Kobiety świetnie wykonują zadania wywiadowcze. Najwyższy czas to pokazać.