Łapałem się za głowę, gdy słuchałem Trumpa. Ale ta debata naprawdę mogła być kluczowa
Donald Trump długo się hamował, ale w czasie debaty w paru momentach przeszedł samego siebie. To tak naprawdę efekt pułapek, które zastawiała na niego Kamala Harris. Wystarczyła mała zaczepka i były prezydent szedł na całość. – Określenie "na remis" pasuje tu najbardziej. Trump nie zrobił typowego show w swoim stylu, bo mimo wszystko miał świadomość, że Harris potrafi go punktować – mówi Łukasz Grzegorczyk po debacie w USA.
To był zupełnie inny pojedynek niż w czerwcu, kiedy w sztabie Demokratów zapanowały grobowe nastroje po występie Joe Bidena. Kamala Harris nie zaliczyła żadnej poważnej wtopy i w starciu z Donaldem Trumpem znowu udowodniła, że wniosła gigantyczną energię do swojego sztabu.
Jeden z najważniejszych momentów z naszej perspektywy w Polsce to dyskusja o tym, jak zakończyć wojnę w Ukrainie. Trump znowu powtarzał, że jak tylko wygra wybory, to jeszcze przed zaprzysiężeniem doprowadzi do zakończenia tej wojny. I znowu nie powiedział, w jaki sposób chce to zrobić.
Ale były prezydent zaliczył też odlot, kiedy nawiązał do problemu z ochroną granic. – Migranci zjadają psy i koty Amerykanów – stwierdził, za co prowadzący debatę musieli go upomnieć. I było jeszcze kilka takich momentów, kiedy trzeba było go przywołać do porządku, bo nie miał dowodów na swoje słowa.
– Po debacie Harris i Trump rozeszli się bez uścisków. Każdy w swoją stronę. I wydaje się, że na gorąco trudno wskazać jednogłośnie zwycięzcę tego starcia – mówi Łukasz Grzegorczyk w komentarzu po amerykańskiej debacie.
Po debacie stacja CNN opublikowała z kolei sondaż, z którego wynika, że 63 proc. ankietowanych wskazało Kamalę Harris jako zwyciężczynię tej debaty.
Czytaj także: