Kraków będzie kolejnym miastem z darmową komunikacją miejską?
Kraków będzie kolejnym miastem z darmową komunikacją miejską? fot. Jakub Ociepa / Agencja Gazeta

Czy w Krakowie może być darmowa komunikacja publiczna? Radni dzielnicowi z Platformy Obywatelskiej mówią, że to realny pomysł. Doradca Jacka Majchrowskiego twierdzi, że to „kolejne polityczne fajerwerki”. ZIKiT oraz Dominik Jaśkowiec, radny miejski z PO widzą w postulacie zagrożenie dla finansów miasta.

REKLAMA
Radni PO Dzielnicy I Stare Miasto Aleksander Miszalski, Tomasz Daros oraz przewodniczący Koła Młodych Platformy Obywatelskiej skierowali do prezydenta Krakowa Jacka Majchrowskiego list, w którym postulują o darmową komunikację zbiorową. – Wzorem Tallina, za przykładem którego podąża lub zamierza iść więcej gmin w Polsce, chcemy wprowadzić bezpłatną komunikację miejską – mówi Aleksander Miszalski, radny dzielnicowy.
Kto za to zapłaci?
Miasto Kraków w tym roku na funkcjonowanie autobusów i tramwajów wyda 409 mln złotych. Pasażerowie komunikacji zbiorowej poprzez zakup biletów dokładają co roku około 65 procent całej sumy. – Przewiduje się, że z tytułu sprzedaży biletów na przejazdy środkami komunikacji miejskiej budżet Miasta uzyska dochód w wysokości 266,7 mln zł. Jak łatwo wyliczyć dzisiaj Gmina dokłada 126,2 mln złotych – informuje Grzegorz Sapoń, wicedyrektor ds. transportu publicznego Zarządu Infrastruktury Komunalnej i Transportu.
Grupa radnych twierdzi, że brakującą kwotę można uzyskać od ludzi, którzy mieszkają w Krakowie, ale nie płacą w nim podatków. Według wyliczeń urzędników Magistratu, w Krakowie około 150 tys. osób odprowadza podatki do innych gmin. – Prosta kalkulacja pokazuje, że gdyby wszystkie te osoby płaciły podatek w Krakowie, mielibyśmy w budżecie corocznie więcej o 225 mln zł – mówi Artur Wolny. –Wpływy od nowych podatników pokryłyby wydatki na komunikację – dodaje Wolny.

Doradca prezydenta: nie ma nic za darmo
Aleksander Miszalski twierdzi, że urzędnicy nie zrozumieli ich pomysłu. – Chcemy zmusić do zastanowienia się nad tym tematem – informuje radny dzielnicy. Profesorowi Wiesławowi Starowiczowi, doradcy prezydenta Jacka Majchrowskiego pomysł nie przypadł do gustu. – To kolejne fajerwerki radnych – mówi w rozmowie z LoveKrakow.pl. Starowicz zaznacza, że w gospodarce rynkowej nie ma nic za darmo. – Ten pomysł to utopia.
Trzeba będzie ciąć inne wydatki
Wicedyrektor ZIKiT, Grzegorz Sapoń mówi, że darmowa komunikacja zbiorowa dla mieszkańców jest nie do udźwignięcia dla budżetu Krakowa. – Musiałoby to skutkować drastycznym ograniczeniem środków finansowych na realizację innych zadań, np. w zakresie oświaty, pomocy społecznej czy kultury.
Z opinią ZIKiT-u oraz doradcy Jacka Majchrowskiego zgadza się radny miejski Platformy Obywatelskiej, Dominik Jaśkowiec. – Pomysł z pozoru jest bardzo atrakcyjny, ale w praktyce bardzo niebezpieczny dla Krakowa – mówi Jaśkowiec. – Wprowadzając komunikację miejską w 100 procentach finansowaną ze środków budżetowych trzeba byłoby przesunąć pieniądze z innych wydatków – informuje samorządowiec.
Aleksander Miszalski przekonuje, że oprócz 225 mln złotych od „nowych” podatników, wiele pieniędzy można zaoszczędzić na innych dziedzinach. – Większa liczba korzystających z tramwajów i autobusów powoduje, że po mieści poruszać się będzie mniej samochodów i tym sposobem zmniejszymy wydatki na remonty dróg – argumentuje Miszalski.
Wzorem innych miast
Pomysłodawcy nie ukrywają, że wzorowali się Tallinie, gdzie od pierwszego stycznia mieszkańcy nie muszą płacić za komunikację miejską. Pierwszym polskim miastem, które zdecydowało się na płatną w 100 procentach z budżetu komunikację zbiorową były Żory.
Warto jednak zauważyć, że stolicy Estonii wprowadziła darmową komunikację, mając na celu ściągnięcie większej ilości podatników do Tallina. – Po rozmowie z zastępcą burmistrza Tallina dowiedziałem się, że taki model ma funkcjonować tylko przez pewien czas, a później powrócą do standardowych opłat – mówi Wiesław Starowicz, doradca prezydenta Krakowa.
Komunikacja publiczna nie funkcjonuje w próżni
Anna Dąbrowska, prezes zarządu warszawskiego Centrum Analiz Transportowych i Infrastrukturalnych zastrzega, że nie możemy mówić o darmowej komunikacji. – Sposób finansowania komunikacji publicznej jest jednym z elementów strategii zarządzania mobilnością w danym mieście, dlatego pewnych pomysłów nie można wdrożyć ad hoc – twierdzi w rozmowie z naszym portalem Anna Dąbrowska.
Szefowa centrum analitycznego ujawnia, że pod chwytliwym hasłem „darmowej komunikacji” kryje się cały konglomerat decyzji: organizacyjnych, finansowych oraz społecznych. – Dla przykładu: usunięcie z budżetu miasta wpływów z biletów musiałoby być poprzedzone analizą popytową, finansową i ekonomiczną – mówi Dąbrowska, studząc optymistyczne pomysły radnych dzielnicowych. – Komunikacja publiczna nie funkcjonuje w próżni, ale w całym systemie transportowym miasta – informuje Dąbrowska.
Najpierw strefy wjazdu, a później obniżanie opłat
– Rozwiązaniem sprzyjającym redukcji opłat za komunikację miejską byłoby z całą pewnością umożliwienie polskim miastom poboru opłat za wjazd do stref centralnych na wzór Londynu czy Sztokholm – proponuje Anna Dąbrowska z Centrum Analiz Transportowych i Infrastrukturalnych. –Dopiero połączenie zwiększenia wpływów pozyskanych od użytkowników transportu  indywidualnego z sukcesywnym podnoszeniem jakości i zwiększaniem dostępności transportu publicznego, w tym być może obniżaniem opłat za bilety – w oparciu o odpowiednie kalkulacje finansowe, może realnie zmienić obraz mobilności miejskiej i zapewnić jego stabilny i zrównoważony rozwój – twierdzi szefowa CATiI.