Urbanizacja w Chinach nabiera tempa. Po raz pierwszy w historii kraju więcej Chińczyków mieszka w miastach niż na wsi. Jak mówią chińskie władze, to dla nich powód do dumy.
Mariaż komunizmu z wolnym rynkiem od lat wprowadza w konsternację komentatorów politycznych na świecie. Trudno jednak oponować silnemu gospodarczo państwu, które nie przestrzega podstawowych praw człowieka. Tym bardziej, że zachód powiązany jest z Chinami ekonomicznie jak nigdy wcześniej. Od ponad dziesięciu lat wzrost gospodarczy Chin utrzymuje się niezmiennie na poziomie 10 procent, a większość światowej produkcji odbywa się już rękami chińskich pracowników. Druga gospodarka świata wciąż utrzymuje również silną ekspansję w Afryce i Ameryce Południowej.
Polityka bez skrupułów przynosi skutki. Według Narodowego Urzędu Statystycznego Chin już 51 procent obywateli mieszka w miastach. Wzrost wyniósł ponad 1,35 procent względem roku 2010. Jest to po części wynikiem polityki Państwa Środka, nakłaniającej obywateli do porzucenia gospodarstw w zamian za lokum na terenie zurbanizowanym. Władza za wszelką cenę chce podtrzymać rosnący indeks urbanizacji.
W polityce realnej, jak mówił Henry Kissinger, nie ma miejsca na sentymenty, moralność, współczucie. Zasada ta pozwala Chinom kwitnąć. Urząd Statystyczny Chin nie badał jednak poziomu entuzjazmu obywateli względem dynamicznych zmian forsowanych przez rząd.