Prezes Jarosław Kaczyński ma ponoć swojego faworyta w wyścigu do prezydenckiej kandydatury. Nie wiadomo tylko, czy sam zainteresowany się z tego cieszy. Nie brakuje głosów, że akcept od prezesa to... pocałunek śmierci, bo prowadzący kandydat na reprezentanta PiS w wyborach na prezydenta i tak zostanie wymieniony.
Reklama.
Podobają Ci się moje artykuły? Możesz zostawić napiwek
Teraz możesz docenić pracę dziennikarzy i dziennikarek. Cała kwota trafi do nich. Wraz z napiwkiem możesz przekazać też krótką wiadomość.
Jak donosi "Rzeczpospolita", prezes PiS Jarosław Kaczyński, ma już swojego prawicowego kandydata, którego chciałby wystawić w prezydenckim wyścigu. "Frontrunnerem" do nominacji PiS na prezydenta jest... szef IPN dr Karol Nawrocki. Ale to wcale nie oznacza, że tym kandydatem zostanie.
"Rz" ze szczegółami opisuje kulisy "niewidzialnych prawyborów" w PiS. Otóż prezes Kaczyński ma wysyłać różne sygnały i badać to, jaki budzą odzew. W partii zaczęło przez to wrzeć, bo politycy PiS nie mają pojęcia, kto w ogóle jest kandydatem na kandydata na prezydenta i jaki jest proces jego wyboru.
Na razie wiadomo, że kandydat musi być mężczyzną i że ma być "młody i okazały". Te warunki spełnia Nawrocki. Tylko nie wiadomo, czy bycie faworytem dobrze się dla niego skończy. Bo z jednej strony partia usiłuje wysyłać takie sygnały i badać ich oddźwięk, sprawdzając jakie środowiska (poza PiS) byłyby skłonne kandydata poprzeć. Może obecne przecieki są taką właśnie próbą.
A z drugiej strony jedna z teorii w partii jest taka, że nawet jeśli kandydat zostanie ogłoszony teraz, to i tak wiosną zostanie wymieniony – tak jak Małgorzata Kidawa-Błońska w 2022 w PO. "Ale nasi rozmówcy z okolic władz PiS raczej powątpiewają w taki rozwój wypadków" – pisze "Rz".
Bogucki sam przekreślił swoje szanse?
Nie jest tajemnicą, że w PiS są dwie grupy pretendentów na kandydata: starsza i młodsza. Do pierwszej zaliczani są choćby były premier Mateusz Morawiecki i Mariusz Błaszczak. Do drugiej zaś należą Tobiasz Bocheński, Zbigniew Bogucki i Karol Nawrocki.
Obecnie prezes Kaczyński ma się skłaniać ku wyborowi "młodszego" polityka. Bocheński przegrał wybory samorządowe w Warszawie, nic wielkiego nie pokazał. Z kolei Bogucki prawdopodobnie sam pogrzebał swoje szanse. Stało się to na niedawnym wiecu PiS (14 września).
Bogucki wraz z Dominikiem Tarczyńskim skandował mało przyjazne hasła uderzające w Donalda Tuska.
– PO-GO-NI-MY PA-TO-WŁA-DZĘ! – krzyczał, potem dołączył do repertuaru "Jedź do Berlina, hej Donek jedź do Berlina" a na koniec wymyślił jeszcze inną rymowankę.
– Donald matołku, ty będziesz siedział na dołku! Donald matoooołku! – wołał Bogucki. Za nim siedział wyraźnie skonsternowany Kaczyński. Prezes z pewnością nie przepada za Donaldem Tuskiem, ale nie lubi też prostactwa. Występom Boguckiego przyglądał się z wyraźną dezaprobatą.
Kiedy PiS ogłosi kandydata?
– Badania trwają – słychać na Nowogrodzkiej. Ale żadne decyzje jeszcze nie zapadły. Tym bardziej że w PiS ścierają się dwie koncepcje. Jedna zakłada szybkie ogłoszenie kandydata i konsekwentne promowanie go. Druga zaś polega na jak najpóźniejszej prezentacji i przeprowadzeniu stosunkowo krótkiej i intensywnej kampanii.
"Zwolennicy tej pierwszej przekonują, że trzeba zakończyć wewnętrzne przepychanki, a przedstawienie kandydata da impuls partii i pozwoli ją (w miarę) zjednoczyć wokół kandydata. Zwolennicy tej drugiej – że trzeba czekać m.in. na rozwój wypadków w koalicji i kolejne kryzysy, które określą kontekst i klimat polityczny" – pisze Rzeczpospolita.