Do końca życia będę pamiętał moment, gdy pierwszy raz, dosłownie godziny po otwarciu, wyjechałem z Warszawy na autostradę A2. Taką już w pełni otwartą, z napisem, że do Lizbony jest ponad 3000 km. Autentycznie się wzruszyłem, poczułem wtedy, że otworzyło nam się nowe okno na Europę, droga ku innym światom.
12 lat później wiem jedno: ta droga to przekleństwo, siedlisko zła i patologii. To, że w okolicach Warszawy jest na niej duży ruch, to zrozumiałe. Ale potem ruch się nieco rozrzedza, za to rośnie liczba niebezpiecznych zdarzeń, potencjalnych samobójców i zabójców. Na A2 nie działają żadne reguły bezpieczeństwa, przepisy i dobre obyczaje.
Czymś, co nie działa najbardziej, jest zachowanie bezpiecznego odstępu między pojazdami. Na A2 możesz zobaczyć na przykład 4 TIR-y jadące tak blisko od siebie, że kierowcy mogą sobie pisać palcem słowo "brudas" na rufie. A w tym samym czasie na lewym pasie jedzie sobie sznur – powiedzmy – 10 aut, dosłownie zderzak w zderzak. Jeden nieostrożny ruch kierownicą, jedno wciśnięcie hamulca i cały ten konwój ląduje w rowie.
Tylko na A2 możliwe jest, że jednocześnie wyprzedzają cię dwa motocykle, jeden z prawej, drugi z lewej strony. Ba, nie tylko ciebie, również kilka samochodów przed tobą i kilka za tobą. Serio, widziałem takie numery. To, że ktoś wybitnie niecierpliwy leci prawym pasem awaryjnym to już w zasadzie norma.
Jadąc A2-ką popatrzcie czasem na pas zieleni. On jest zryty kołami jak trawnik pod jakimś centrum handlowym. Tam są ślady opon osobówek, SUV-ów, ciężarówek. To niemy świadek tego, co się tam codziennie wyrabia.
Ostatnio jechałem tam późnym wieczorem. Zjechałem na prawy pas, bo na lewym komuś za mną niebywale się spieszyło. Ja w sumie też pojechałbym szybciej, ale przede mną ciągnął się sznur aut, więc jakby nie było gdzie rozwinąć skrzydeł. Zjechałem, miałem to w nosie. Pojechał, utknął, mrugał innym.
Ale nagle tuż za nim pojawiło się płaskie czerwone auto lecące ponad 200 km/h. Ryk, pisk, kilkanaście aut nagle hamowało, bo czerwony postanowił się powciskać w miejsca, gdzie nie zmieściłby się komar. Nikt się nawet nie zdziwił. Jego światła widziałem jeszcze 15 minut później, bo przecież wszyscy jechali sznurem. Wariował, jakby mu się pod ogonem paliło. To chyba jedyne miejsce w Polsce, gdzie jedni jeżdżą 80 km/h (serio, jechałem ostatnio za takim kierowcą, ale nie narzekam, bo miał do tego prawo), a inni 200+ (na tych narzekam) i jakoś to się jeszcze kręci.
Trzymają się lewego pasa i jadą nim 90 km/h. I ja się w sumie nie dziwię, bo to najbezpieczniejszy sposób jazdy tą autostradą bezprawia i chaosu. Bo jak się rozpędzisz do 110 km/h, to osiągniesz maksymalną prędkość możliwą w dużym ruchu, a jednocześnie będziesz musiał wyprzedzać osoby jadące 109 km/h, za tobą zaś zrobi się korek tych, którym pali się w tyłku i muszą cię wyprzedzić, jadąc 111 km/h.
Rozmawiałem ostatnio ze znajomym, który stwierdził, że ten wyścig o życie ma w nosie i pojechał do Poznania tzw. starą poznańską, czyli trasą nr 92. 311 km jechał nieco ponad 4 godziny. Spalił o wiele mniej paliwa niż na autostradzie. Nie zapłacił prawie 70 złotych myta. I co najważniejsze dojechał zrelaksowany, twierdzi, że nikt nie próbował go po drodze zabić. Co na A2 zdarza się średnio raz na kilkanaście minut. Powiedział, że godzina straty (jak nie będzie wypadku i korków) zdecydowanie jest tego warta.
Zastanawiam się, co sprawia, że A2 jest odcinkiem przeniesionym wprost z jakiejś gry komputerowej. Ponoć ta droga miała mieć pierwotnie 3 pasy w każdą stronę, ale nie zdążylibyśmy jej zbudować przed Euro 2012. No to dostała 2.
Ale czy to właśnie wyzwala w jej użytkownikach najgorsze instynkty? Wątpię. Duże natężenie ruchu sprawia, że możesz na niej zobaczyć każdy pojazd, łącznie z czołgiem na lawecie, i spotkać każdy rodzaj kierowcy. Tu jest ich po prostu duże zagęszczenie. W statystykach wypadków (w tym śmiertelnych) A2 jest nieco za A1 i A4. Z tym zastrzeżeniem, że dwie są niemal dwa razy dłuższe... Chyba też następnym razem wybiorę trasę 92.