Rafale zastąpiło w gamie Renault Talismana i podobnie jak było w tym roku z innymi nowościami francuskiego koncernu, nie stało się to 1 do 1. Nowy SUV jest na tyle dobry, że stał się oficjalnym autem prezydenta Francji. A może to tylko chwyt marketingowy? Sprawdziłem to.
Reklama.
Podobają Ci się moje artykuły? Możesz zostawić napiwek
Teraz możesz docenić pracę dziennikarzy i dziennikarek. Cała kwota trafi do nich. Wraz z napiwkiem możesz przekazać też krótką wiadomość.
Trzeba przyznać, że to bardzo ładny SUV. Przede wszystkim posiada bardzo nowoczesną bryłę. Na uwagę zasługuje dość drapieżny pas przedni z dużymi wlotami powietrza na dole zderzaka, atrapą maskownicy chłodnicy imitującą smocze łuski oraz światłami do jazdy dziennej na przednich nadkolach.
A skoro o światłach mowa, to przednie z technologią full LED bardzo dobrze doświetlają drogę szczególnie podczas jazdy nocą, ale jednak najbardziej podobają mi się smukłe klosze tylnych LED-ów. Mają swój niepowtarzalny styl.
Z kolei klapa bagażnika jest minimalistyczna z lekkim załamaniem na jej szczycie, co wyglądem nawiązuje trochę do Enyaqa Coupé, o którym opowiadałem wam parę miesięcy temu.
W środku też jest nowocześnie oraz komfortowo. Na słowa pochwały zasługują fotele, które są całkiem wygodne, a te w testowanej przeze mnie topowej wersji Esprit Alpine miały zarówno elektryczną regulację jak i podgrzewanie. Szkoda, że zabrakło regulacji wysokości siedziska oraz wentylacji, ale hej... nie można mieć wszystkiego.
Pojawił się za to fajny gadżet związany z wersją Alpine, czyli podświetlany na pomarańczowo znaczek tej sportowej gałęzi francuskiego koncernu umiejscowiony na szczycie foteli kierowcy oraz pasażera.
Natomiast deska rozdzielcza została podobnie skonstruowana, jak w innych nowych modelach Renault, czyli z pionowym, zorientowanym na kierowcę ekranem centralnym oraz z dość minimalistycznymi dekorami. Ten w moim egzemplarzu miał ciekawą, satynową fakturę. Do tego listwy z podświetleniem nastrojowym, czyli klasyka we współczesnych autach.
Warto nadmienić, że infotainment Rafale opiera się na Android Automotive, więc mamy zakodowane mapy Google oraz dostęp do sklepu Play z aplikacjami. Sam interface jest bardzo czytelny, szybko znajdziecie potrzebne wam funkcje oraz ustawienia.
Cieszy też fakt, że Renault nie poszło całkowicie w "tabletozę" i pod ekranem zmieściło jeszcze panel z najpotrzebniejszymi przyciskami fizycznymi.
Co do aspektów praktycznych, to Rafale ma sporo głębokich schowków, naprawdę sporej wielkości gumowaną półkę z ładowarką indukcyjną na telefon, regulowany podłokietnik z przodu oraz tę dziwną dźwignio-podpórkę na rękę w tunelu centralnym, którą pokazywałem już przy recenzowaniu Renault Espace. Czemu ona ma służyć? Nie wiem.
Z przodu jak i z tyłu miejsca jest sporo. Rafale jest dłuższy o 20 cm i szerszy o 4 cm od Australa – ma 4710 mm długości, 1866 mm szerokości bez lusterek i 1613 mm wysokości. Dlatego też będzie sporo przestrzeni zarówno na nogi jak i na głowę, nawet jeśli zamontujemy w Rafale szklany dach Solarbay.
Ten co prawda nie ma tradycyjnej rolety, ale można go przyciemnić, a raczej przydymić poszczególnymi sektorami podobnie jak we wspomnianym Espace czy Scenicu. To robi wrażenie.
Ale nie opisałbym w pełni tego SUV-a, gdybym nie wspomniał o bagażniku, gdyż ten ma aż 630 litrów i może pomieścić naprawdę bagaże całej piątki podróżujących, nawet jeśli ci jadą na tygodniowy wyjazd.
A podczas tej podróży przydadzą im się całkiem sprawnie działające systemy, jak collision assist, monitoring martwego pola, aktywny tempomat, head-up display, świetnie spisujące się kamery 360 z dodatkowym generowaniem modelu samochodu, czy też rozpoznawanie znaków drogowych z opcją ostrzegania podczas przekraczania dozwolonej prędkości.
Wady? Kilka znalazłem...
Inżynierowie Renault nie uniknęli wpadek. I tak jak systemy Rafale są zadowalające, tak działanie bezprzewodowego Android Auto już nie. Niestety podczas testów samochód często zrywał połączenie z telefonem, co było nieco irytujące. Wykonanie oraz jakość niektórych plastików też pokazuje, że jest przestrzeń na ulepszenia.
No i takie drobiazgi, jak choćby to, że boczki drzwi mamy obite miękką ekoskórą z miękką pianką pod spodem, ale tego samego nie można powiedzieć o boczkach tunelu środkowego, więc jedno kolano będzie miało wygodnie, a drugie... będzie naparzać w plastik.
Niemniej jednak Rafale ma więcej zalet, które pozwalają przymknąć oko na to, co nie wyszło lub jest do poprawy.
Jak jeździ?
Tutaj zastrzeżeń nie mam. Jak na hybrydę, nie łapie takiego opóźnienia podczas przyspieszania, jak choćby Captur. A z 200 KM mocy systemowej swobodnie możecie nim wyprzedzać inne auta, nie mając duszy na ramieniu (od 0 do 100 km/h w 8,9 sekundy).
Trzycylindrowy silnik 1.2 o mocy 130 KM w towarzystwie dwóch silników elektrycznych o mocy 68 KM i 34 KM zaskakująco daje radę, a całkiem dobre wyciszenie kabiny sprawia, że praca jednostki napędowej nie przeszkadza.
Owszem, przy mniejszych prędkościach, głównie w mieście warkot silnika po przejściu z prądu na benzynę przez chwilę może irytować, ale szybko po wskoczeniu na wyższy bieg sytuacja się uspokaja.
Co do spalania, to w mieście spokojnie zejdziecie poniżej 5 litrów. W trasie przy jeździe autostradowej nie wykręcicie nic lepszego, jak średnio 6,5 litra, ale to i tak świetny wynik jak na tak duże auto.
Jeśli chodzi o ogólne wrażenia z jazdy, to prowadzi się go bardzo komfortowo, jest dość zwrotny dzięki systemowi 4Control, czyli czterem skrętnym kołom oraz kompaktowy, a jego zawieszenie poprawnie wytłumia nierówności.
Cena?
Testowane przeze mnie Rafale E-Tech full hybrid 200 występuje w dwóch wersjach wyposażenia: techno za 192 900 zł oraz Esprit Alpine za 210 900 zł. Za wersję 300 KM 4x4 trzeba dopłacić około 16 tysięcy.