Na Netfliksa właśnie wleciał nowy hit zatytułowany "Napad", który zabiera nas do szarej, postkomunistycznej Polski. Twórcy filmu luźno zainspirowali się najbardziej krwawym napadem w historii Polski. Przypominamy, co dokładnie stało się w marcu 2001 roku.
Reklama.
Podobają Ci się moje artykuły? Możesz zostawić napiwek
Teraz możesz docenić pracę dziennikarzy i dziennikarek. Cała kwota trafi do nich. Wraz z napiwkiem możesz przekazać też krótką wiadomość.
Przy kręceniu "Napadu" twórcy luźno inspirowali się prawdziwym wydarzeniem, które na początku tego milenium wstrząsnęło polską opinią publiczną. Chodzi oczywiście o napad na Kredyt Bank, który stał się najkrwawszym rabunkiem w historii Polski. Doszło do niego 3 marca 2001 roku przy ul. Żelaznej w Warszawie.
Strażnik filii nr 6 Kredyt Banku, Krzysztof Matusik, pod pretekstem zostawienia munduru wprowadził do budynku swojego kolegę z Łochowa, który tak jak on miał doświadczenie w pracy dla agencji ochroniarskich. Po wejściu do banku Grzegorz Szelest zastrzelił odbywającego wówczas dyżur 50-letniego ochroniarza Stanisława Woltańskiego.
Po ukryciu ciała w studzience odpływowej pod szatnią Matusik – jak gdyby nigdy nic – otworzył drzwi rozpoczynającym pracę kasjerkom. W czasie, gdy kobiety zeszły do podziemi banku, by otworzyć self i wyjąć z niego gotówkę, co należało do ich codziennych obowiązków, intruzi wprowadzili do budynku swojego trzeciego wspólnika, Marka Rafalika.
Chwilę później kasjerki – Mariola Młynarska, Agnieszka Radulska i Anna Zembaty – zostały otoczone przez trzech mężczyzn, którym nie spodobał się fakt, że w sejfie stołecznego banku znalazło się tylko 100 tys. zł. Mieli nadzieję, że skok przyniesie im co najmniej milion. Złość wzięła górę. Włamywacze zaczęli bić kobiety. Szelest jako pierwszy pociągnął za spust, oddając w tył głowy strzał niemalże "katyński" (jak to później mieli określić śledczy). Pozostałe zakładniczki również zabito.
Tego dnia warszawska filia nr 6 Kredyt Banku nie przyjęła ani jednego klienta. Sytuacją zaniepokoił się mężczyzna, który umówił się na spotkanie z jedną z kasjerek. Na Żelazną zajechała więc policja, która po wybiciu szyby banku odkryła w jego piwnicy zwłoki dwóch 29-latek i jednej 33-latki. Ciało 50-letniego strażnika znaleziono w studzience znacznie później.
Oprócz ofiar funkcjonariusze dostrzegli, że z sejfu wykradziono m.in. 76 tys. 44 zł, 4 tys. 914 dolarów i 405 brytyjskich funtów (w przeliczeniu na polską walutę zabrano łącznie kwotę w wysokości 105 tys. zł). Rozpoczęło się pilne poszukiwanie sprawców, które zakończyło się dopiero w lipcu 2001 roku, czyli cztery miesiące po brutalnym zdarzeniu.
Tuż po kradzieży i zabójstwie pracowników Kredyt Banku przestępcy udali się do oddalonego 56 km od stolicy Łochowa, by wziąć udział w uroczystości złożenia przysięgi wojskowej przez ich kolegę. Później Matusik wykorzystał zaprzysiężenie jako swoje alibi, na szczęście śledczy woleli dmuchać na zimne, dlatego na wszelki wypadek podłożyli mu podsłuch. Nadmieńmy, że strażnika wzięto pod uwagę w trakcie dochodzenia, ponieważ biegli przyglądali się każdemu pracownikowi filii nr 6.
Psycholog policyjny dokonał analizy nagrać z odpowiedzialnymi za zbrodnię mężczyznami i wskazał, że Rafalik może być najsłabszym ogniwem podejrzanej grupy. Po przesłuchaniu go policjanci z jednostki antyterrorystycznej od razu zatrzymali Matusika oraz Szelesta.
Proces dotyczący trójki odpowiedzialnej za napad na filię nr 6 Kredyt Banku
Ówczesna rzeczniczka Prokuratury Okręgowej w Warszawie Małgorzata Dukiewicz mówiła w oficjalnym oświadczeniu, że zatrzymani opisywali przebieg marcowych wydarzeń tak, jakby streszczali kryminał. Pistolet i krótkofalówki wyrzucili do Bugu, a brata jednego z nich poprosili o spalenie ubrań. Na co wydali skradzioną gotówkę? M.in. na biżuterię ze złota, samochód i alkohol.
Matusik, Rafalik i Szelest zostali oskarżeni o cztery zabójstwa ze szczególnym okrucieństwem i kradzież około 100 tys. zł. Zarzuty usłyszeli też partnerka Rafalika, Kamila Maniecka, u której schowano część łupu, i jej ojciec (oskarżenie dotyczyło paserstwa). Głośny proces wystartował na początku marca następnego roku.
– Oskarżeni dopuścili się zbrodni nieznanej polskiemu wymiarowi sprawiedliwości. W najdrobniejszych szczegółach zaplanowali i zabili cztery niewinne, przypadkowe osoby – skwitował w mowie końcowej prokurator Wojciech Groszyk.
Ostatecznie w czerwcu 2002 roku przestępcy zostali skazani na karę dożywocia z ograniczoną możliwością starania się o przedterminowe zwolnienie warunkowe. Szelest będzie mógł starać się o wypuszczenie po 40 latach, Matusik po 35, zaś Rafalik po – 25 latach.
"Napad" Gazdy różni się fabularnie od prawdziwej sprawy z 2001 roku tym, że (SPOILER!) na ekranie wszyscy sprawcy tytułowego przestępstwa giną. Film nie jest wiernym odwzorowaniem tej historii, a jedynie luźną inspiracją.