Obowiązki domowe zajmują dziś mężczyznom 9 minut dłużej dziennie niż w 1984 roku, a kobiety na przestrzeni 30 lat skróciły czas wykonywania takich prac o ponad godzinę – wynika z raportu "Time Budget Survey 2013" dotyczącego budżetu czasu Polaków. "To porażka feministek, które chcą na siłę wysyłać facetów do garów" – piszą internauci. – Nie, to porażka rządów, które od początku III RP wysyłały tam kobiety – przekonuje w rozmowie z naTemat prof. Magdalena Środa.
Prace domowe, takie jak pranie, sprzątanie i gotowanie wykonuje 85 proc. kobiet i 44 proc. mężczyzn. Dysproporcja w tym względzie się zmniejsza, ale bardzo powoli. Takie wnioski płyną z raportu "Time Budget Survey 2013" przygotowanego przez GfK Polonia.
Szczególnie ciekawie wypada porównanie, jak na przestrzeni ostatnich 30 lat zmienił się czas wykonywania domowej pracy. W 1984 roku kobiety pracowały 5 godzin i 9 minut, a mężczyźni 2 godziny 10 minut dziennie (dane GUS "Analiza budżetu czasu ludności Polski"). Obecnie kobietom domowe obowiązki zajmują 3 godziny 41 minut, a mężczyznom 2 godziny 19 minut.
Czytaj także: "Zmiennicy" – czy górnik może zostać kosmetyczką? Nietypowa akcja promująca równość szans mężczyzn i kobiet
O ile w tym pierwszy przypadku różnica nie może nikogo zaskawiwać, o tyle w drugim wypada wręcz rewolucyjnie. Przynajmniej tak uznali internauci, którzy dziwią się i śmieją, że trzy dekady temu przeciętny mężczyzna pracował tylko o dziewięć minut krócej. "Próbuje nam się wmówić, że kobiety są uciskane przez mężczyzn", "Pokażcie te dane feministkom!" – piszą komentatorzy w gorącej dyskusji na Wykop.pl.
Pralka "Frania" 30 lat później
Joanna Kluzik-Rostkowska, posłanka PO i była minister pracy i polityki społecznej, także jest zaskoczona tymi dziewięcioma minutami. – To dosyć miało, ale w ogóle myślę, że bardzo trudno jest patrzeć na obowiązki domowe z perspektywy 30 lat. Skąd taka różnica? Zapewne stąd, że wtedy nie mieliśmy zmywarek, nie wszystkie gospodarstwa domowe miały sprzęty automatyczne, a więcej czasu spędzało się też chociażby na zrobieniu zakupów. Nie dziwię się więc, że czas pracy kobiet skrócił się o godzinę – mówi w rozmowie z naTemat.
Na podobne przyczyny wskazuje feministka i pisarka Agnieszka Graff. Podkreśla jednak, że tych dziewięciu minut nie należy bagatelizować: – To nie jest taka mała zmiana. Dziewięć minut dziennie to prawie godzina tygodniowo, więc nie obśmiewałabym tego. Oczywiście chodzi tutaj o technologię, bo przecież obsługa pralki "Frani" była bardziej czasochłonna niż obsługa pralki automatycznej. Z tym, że chcę podkreślić: to nie mężczyźni przejęli od kobiet obowiązki, a zrobiły to maszyny.
Nie zmienia to jednak faktu, że to wciąż "tylko", a nie "aż" dziewięć minut. Rozczarowania i rozgoryczenia nie ukrywa za to prof. Magdalena Środa. – Niestety, musimy powiedzieć wprost, że w czasach PRL-u była mocna promocja kobiet i względna emancypacja, natomiast od 1989 roku spotykamy się z wielką blokadą tych procesów. Dekomunizacja wiązała się z powrotem do tradycyjnych ról. Politycy wysłali kobiety do domów, a jednocześnie nie podjęli żadnych działań edukacyjnych nakierowanych na podział obowiązków – zaznacza.
O tym się nie mówi?
Czy można mówić więc o porażce środowisk i organizacji, które taki podział intensywnie promują? Można odnieść przecież wrażenie, że o tych problemach dyskutuje się głośno, choćby przy okazji kampanii takich jak ta Instytutu Spraw Publicznych z października ubiegłego roku, której hasło zachęcało: "Dzielcie się obowiązkami, by nie musieć dzielić się majątkiem".
– A skąd! O tym się w ogóle nie mówi w przestrzeni publiczne. Owszem, może te organizację krzyczą, ale one nie mają władzy, nie mają finansowania i nie są w stanie zmienić obecnego stanu rzeczy. To nie one są winne - winę ponoszą wszystkie rządy od 1989 roku, które wciskały kobiety w tradycyjne ramy – dodaje Środa.
Obowiązki na pół czy inaczej?
Moje rozmówczynie różnią się także w ocenie tego, jak powinien wyglądać optymalny podział domowych ról. – Optymalnie byłoby po równo. Na szczęście są optymistyczne badania mówiące o tym, że faceci coraz chętniej chcą robić więcej w domu – podkreśla Agnieszka Graff. Rzeczywiście, na przykład badania przeprowadzone dwa lata temu przez dr Danutę Duch-Krzysztoszek z Instytutu Filozofii i Socjologii PAN wskazują, że większość mężczyzn (63 proc.) uważa, iż powinni uczestniczyć w wypełnianiu obowiązków domowych.
Czytaj także: Sylwia Gruchała: Kobieta powinna zajmować się domem, a mężczyzna przynosić pieniądze
Joanna Kluzik-Rostkowska przestrzega jednak przed sztucznym wymuszaniem równouprawnienia w przestrzeni domowej. – Nie zamierzam wtrącać się w życie poszczególnych rodzin, w ustalanie, kto powinien wynosić śmieci czy odkurzać. Natomiast osiągnięcie pewnej równowagi w pracach domowych bardzo pomaga kobietom na rynku pracy: zdejmuje z nas odium drugiego etatu – mówi.
Podobnie uważa prof. Środa: – Trzeba to załatwiać po partnersku, w drodze negocjacji. Problem w tym, że wciąż wielu mężczyzn traktuje obowiązki w domu jako zadania niezgodne z ich powołaniem... – kończy.