Oburzają was nagrody w ministerstwach rządu Donalda Tuska? Fakt, są wysokie. Sprawdźmy jednak, czy poprzednie rządy były mniej łaskawe dla urzędników? Okazuje się, że na tle Beaty Szydło czy Mateusza Morawieckiego, lider PO jest jak na razie premierem najoszczędniejszym. Za rządów PiS urzędnicy dostawali o wiele wyższe nagrody.
Reklama.
Podobają Ci się moje artykuły? Możesz zostawić napiwek
Teraz możesz docenić pracę dziennikarzy i dziennikarek. Cała kwota trafi do nich. Wraz z napiwkiem możesz przekazać też krótką wiadomość.
Jak pisaliśmy wczoraj w naTemat.pl, rząd Donalda Tuska jest niezwykle hojny dla swoich urzędników. W tym roku (do października) na nagrody wydał prawie 52 miliony złotych. Prawie połowę dostali spece z ministerstwa finansów.
Porównajmy to z kwotami, jakimi nagradzali swoich urzędników poprzedni ministrowie i premierzy. W 2017 roku dokonano na przykład podsumowania nagród, jakie wypłacono za czasów Beaty Szydło.
Wtedy (jak wyliczył "Super Express") w 2 lata na premie w resortach poszło ponad 200 mln złotych. Tylko w podlegającym Mateuszowi Morawieckiemu Ministerstwie Finansów na nagrody wydano 71 mln zł. Ówczesny minister spraw zagranicznych Witold Waszczykowski rozdał 60 mln zł. W podległym wówczas Antoniemu Macierewiczowi ministerstwie obrony narodowej na nagrody poszło ok. 12,7 mln zł (ale to dane nie za cały okres).
Tusk mniej hojny od Szydło
Drobne zastrzeżenie: mówimy o sumach bez uwzględnienia inflacji i spadku wartości pieniądza. Musimy pamiętać o tym, że milion złotych dziś i 8 lat temu, to zupełnie inne pieniądze. Obecnie taka sama kwota jest warta o wiele mniej.
Przypomnijmy, że w 2017 roku inflacja wyniosła 2 proc. W roku 2022 sięgnęła 14,4 proc. A w 2023 zatrzymała się na poziomie 11,4 proc.
Rząd Tuska wydał na nagrody 52 miliony w 10 miesięcy. Wychodzi 5,2 mln zł miesięcznie. Rząd Szydło wydał 200 mln w niecałe 2 lata, a więc ok. 8,3 mln zł miesięcznie. W ten szybki sposób możemy porównać hojność obu rządów.
Co ciekawe, i za Szydło, i za Tuska, najhojniej byli nagradzani urzędnicy z tych samych ministerstw. Na czele był resort finansów, zdecydowanie odstający sumą od MSZ-u, trzecie miejsce zajmował MON.
Zależy to w dużej mierze od zapisów umów urzędników z ministerstwami. W jednych są ustalone zasady nagradzania, w innych nie. Zauważmy też, że Ministerstwo Finansów jest od lat resortem największym. Skoro zatrudnia najwięcej osób, to i na nagrody wydaje najwięcej.
Warto też zaznaczyć, że premie wypłacane w resortach są regulaminowe. To znaczy, że są stałym składnikiem wynagrodzeń pracowników niebędących członkami korpusu służby cywilnej. Mowa tu np. o pracownikach administracji, kierowcach, personelu sprzątającym czy portierach.
Na tle Morawieckiego Tusk to skąpiec
Rząd Beaty Szydło to odległa historia. Po niej przyszedł Morawiecki. Rzućmy więc okiem, jak hojny dla urzędników był jego rząd. Okazuje się, że tylko w 2023 roku administracja Morawieckiego wydała na nagrody prawie... 160 milionów złotych.
Samo ministerstwo finansów nagrodziło urzędników kwotą... 56 milionów złotych. Ponad połowę kwoty, bo aż 31 mln zł, resort finansów wypłacił w czwartym kwartale ubiegłego roku. Bonusy dostało wtedy blisko 3 tys. pracowników, przeciętnie więc na osobę wypłacono w tym okresie ponad 11 tys. zł. Do tego dochodzą premie, które sięgnęły niemal 5,5 mln zł – ustalił Business Insider Polska.
Rząd Morawieckiego w 2023 na premie przeznaczał więc średnio prawie 13,5 miliona złotych miesięcznie.
Co ciekawe, nagrody dla urzędników rządu Morawieckiego rok wcześniej były o wiele niższe. W 2022 roku sięgnęły one kwoty 75 milionów złotych. Wygląda więc na to, że były premier postanowił z przytupem pożegnać się z urzędnikami, którzy dla niego pracowali i hojnie obdzielił ich pieniędzmi polskiego podatnika.