Nękanie nieletnich – taki zarzut usyszał pan Leszek Kolorz, który został aresztowany podczas wakacji w Tunezji. Doszło do sytuacji, w której nie miał jak wyjaśnić, że to pomyłka, bo w międzyczasie on i jego rodzina trafili na naciągaczy. Spędził ponad dwa miesiące w tunezyjskim więzieniu.
Reklama.
Podobają Ci się moje artykuły? Możesz zostawić napiwek
Teraz możesz docenić pracę dziennikarzy i dziennikarek. Cała kwota trafi do nich. Wraz z napiwkiem możesz przekazać też krótką wiadomość.
Kulisy tego bulwersującego incydentu pokazała "Interwencja". Pan Leszek Kolorz ze Śląska w sierpniu wybrał się z rodziną na urlop do Tunezji. All inclusive miało być okazją do odpoczynku, ale już drugiego dnia zaczęły się poważne problemy.
– Byłem na basenie, żona siedziała ze szwagierką z drugiej strony, tam z przodu były dziewczyny. Muzułmanki, bo poowijane w chustach i zaczęli puszczać pianę. Z piany zrobił mi się taki słupek na głowie, chciałem go zrzucić i spadł mi razem z okularami. Jak szukałem tych okularów, to pływałem i może dotknąłem, ale nie specjalnie – opowiedział 59-latek.
W nocy po pana Leszka przyszła policja. Zabrali go, o czym nawet nie wiedziała jego rodzina, bo był w osobnym pokoju. – Filmy z monitoringu wzięli. Chwyciłem dziecko, trzy razy do góry podrzuciłem, to mi powiedzieli, że się bawiłem z siedmioletnim dzieckiem na plaży. A ja im tłumaczę, że to wnuczka była. Ich to nie interesowało: pedofil i do aresztu. Piętnaście lat dostałem na pierwszym procesie. Nogi mi się ugięły – nie ukrywał mężczyzna.
Z all inclusive w Tunezji prosto do więzienia
W "Interwencji" opisał dokładnie, jak wyglądały warunki w tunezyjskim więzieniu. Jak mówił, sala była 11 metrów długa, 5,80 m szeroka. Było trzynaście łóżek trzypiętrowych, a spało ich sześćdziesięciu. Pan Leszek miał dostać łóżko dopiero po 53 dniach.
Sprawa była o tyle skomplikowana, że mężczyzna nie miał jak się bronić przed zarzutami. Bliscy sami szukali tłumacza i adwokata, jednak trafili na naciągaczy. Stracili pieniądze. Dopiero później trafili na odpowiednią prawniczkę, działać zaczął także konsul w Tunisie.
– Za trzecim razem jak tam pojechałam, to znalazłam innego adwokata, któremu zależało nie na pieniądzach, a na uwolnieniu niewinnego człowieka. Jak ona pokazała zdjęcia taty z wnukami i dowody, to sędzia powiedział: jesteś niewinny – relacjonowała pani Magdalena, córka pana Leszka.
Mężczyzna wyszedł na wolność po ponad dwóch miesiącach i mógł wrócić do kraju. Ale bliscy pana Leszka mają pretensje przede wszystkim do rezydentki i biura podróży. Ich zdaniem pomoc w tej sytuacji była niewystarczająca.
Z biurem podróży skontaktowali się dziennikarze "Interwencji", ale dostali tylko anonimowy komentarz. Wynika z niego, że przedstawiciele biura nie mają sobie nic do zarzucenia. – Strona klienta myśli, że rezydent to jest jego sługa i za niego będzie pewne rzeczy robił. No niestety tak nie jest – przekazano.