Jeszcze nie powstał, a już wywołał mocną dyskusję. Kontrowersyjny pomnik Ignacego Paderewskiego, który stanie przed aulą poznańskiej Akademii Muzycznej ma kosztować 1 mln złotych. To drogo jak na "powiększony bibelot z nadmorskiego sklepu z pamiątkami" – jak go określił krytyk architektury, Jakub Głaz. Poznaniacy są już przerażeni samym projektem realizacji. Niestety tego typu koszmary nawiedzają nie tylko Poznań, ale całą Polskę. Prawie każde miasto ma swoją "makabryłę" i żenujący pomnik. Dlaczego zatem artyści tak często krzywdzą przestrzeń miejską?
– To coś uwłacza jego twórczości, przedstawia Paderewskiego w sposób komiczny, co najwyżej na poziomie grajka weselnego – mówi o pomniku Monika, studentka ASP. W swojej niepochlebnej opinii nie jest sama. – Kojarzy się z rączką z Rodziny Adamsów – twierdzi radny Poznania, a anonimowi komentujący na forach prześcigają się w wymyślnym krytykowaniu pomnika.
Po prostu horror
Złe jest w nim właściwie wszystko. Dziwaczna kompozycja stanowiąca połączenie popiersia, kolumny, schematycznego fortepianu, zapisu nutowego i lewitujących rąk na klawiaturze budzi raczej śmiech niż podziw. Dominuje sztampa, niepotrzebny patos i rażąca dosłowność.
Nowy pomnik Ignacego Jana Paderewskiego to karykaturalny przykład infantylnego myślenia o przestrzeni publicznej – mówi Andrzej Brzózka, członek załogi popularnego Powojennego Modernizmu. – Co znamienne, wcześniejszy konkurs nie został rozwiązany bo żaden projekt nie spełnił kryterium "łatwej identyfikacji pomnika z Paderewskim". Myślenie o przestrzeni publicznej jako o planszy złożonej z czytelnych i prostych symboli jest szkodliwe – uniemożliwia dialog, a często tworzy makabry, jak już wspomniany pomnik. Innym przykładem może być warszawski pomnik Korczaka, a przecież pomysł Pawła Althamera o postawieniu w jego miejscu placu zabaw byłby przejawem zupełnie innego myślenia. Upamiętnienie w formie prostej alegorii (bo domyślam się, że głowa ma symbolizować talent kompozytorski, a dłonie na klawiaturze – pianistyczny), szufladkuje pamięć, a przez to infantylizuje wyobrażenie o danej postaci – dodaje Andrzej Brzózka.
Papież nad Częstochową
Pomnik Paderewskiego jeszcze nie powstał, natomiast w innych miastach koszmarki już straszą. Do najbardziej niesamowitych projektów należą między innymi pomnik psa Dżoka i Pomnik Dzieci Poczętych i Nienarodzonych w Ząbkowicach, przy którym naprawdę bardzo długo można się zastanawiać, co autor miał na myśli.
Park Miniatur sakralnych planuje dziś odsłonić największą na świecie, mierzącą czternaście metrów figurę Jana Pawła II, która będzie od teraz górować nad Częstochową, czemu sprzeciwia się Stowarzyszenie Architektów Polskich uznając rzeźbę za zagrożenie dla miasta. Papieżowi jednak dużo brakuje do rozmachu świebodzińskiego Chrystusa, chyba najbardziej kontrowersyjnego polskiego pomnika, który od dawna jest zarówno obiektem kultu, jak i niewybrednych żartów.
Czy podobny los spotka pomnik, który wkrótce stanie przed poznańską Akademią Muzyczną?
Zamek Gargamela
"Paderewski na katafalku" nie jest jedynym kontrowersyjnym elementem poznańskiej przestrzeni miejskiej. Od mieszkańców mocno obrywa się także nowemu dworcowi, galerii handlowej MM, oraz odbudowywanej od 2010 roku, południowej części Zamku Królewskiego, która jest przez nich nazywana "Zamkiem Gargamela". – Rozumiem, że chcą przywrócić wspomnienia i odbudować coś, co wcześniej się tam znajdowało i może kiedy się postarzeje to będzie ładne, ale teraz wygląda jak skansen, a ta biała fuga razi z każdego miejsca Poznania – mówi Aleksander, student Uniwersytetu Adama Mickiewicza.
Budynków, które drażnią oczy mieszkańców jest w polskich miastach sporo. Wystarczy przejrzeć tegoroczne zestawienie Makabryły Roku, by przekonać się, że fantazja rodzimych architektów jest niestety nieograniczona. Koszmary z polskich miast zbiera także fanpage POLISZ ARKITEKCZER. Popularność strony trochę nas zaskoczyła, bo przecież nie może być aż tylu złych budynków w Polsce...ale jednak - mówi administratorka fanpage - Cały czas dostajemy od fanów zdjęcia i ciągle przecieramy oczy ze zdziwienia. O ile na domy prywatne można przymknąć oko i trochę obśmiać, to najbardziej bolą nas makabryły, które powstały za duże pieniądze, często publiczne, jak np. nowy budynek TVP w Warszawie. Bolą też przejawy polskiej megalomanii. Jednak cieszy nas to, że coraz więcej ludzi interesuje się architekturą i tym co dzieje się w przestrzeni miejskiej. Zmienia się świadomość i podejście do estetyki, ludzie chcą o tym rozmawiać, co często dzieje się na naszym fanpage'u. Mamy nadzieję, że idzie nowe.
Mimo faktycznie większego zainteresowania architekturą, kontrowersyjne realizacje ciągle powstają, a ich największym problemem nadal jest to, że nikt nie pyta mieszkańców, którzy codziennie obok tych miejsc przechodzą, widzą je ze swoich okien, które stają się nawet czasami wizytówką ich miasta, czy coś takiego im odpowiada.
W dodatku o przestrzeni miejskiej myśli się coraz bardziej infantylnie. – To nie tylko problem pomników, taka naiwność spowodowała też rozwój pasteliozy, czyli pokrycia bloków nowymi, pastelowymi barwami, co niejednokrotnie doprowadziło do zniszczenia oryginalnych form i utrudniło orientację w terenie, jak choćby na warszawskich Jelonkach – mówi Andrzej Brzózka.
Oczywiście w Polsce także buduje się, przeprowadza rewitalizacje i stawia pomniki dobrze, powstaje piękna, dobrze dopasowana do przestrzeni miejskiej architektura. W naszym kraju nie brakuje świetnych architektów i artystów, którzy mogliby upiększyć nasze otoczenie. Niestety ich projekty z reguły dużo kosztują i nie są "łatwe w identyfikacji", co przeszkadza lubującym się w dosłowności radnym, których gust jest zwykle niewyrobiony. Dopóki decydowaniem o nowych realizacjach nie zajmą się prawdziwi artyści i mieszkańcy (do których powinna należeć ostateczna decyzja) koszmary w naszych miastach wciąż będą się mnożyć.