Osiedle przypominające starożytny Rzym powstanie pod Poznaniem. Ze strony architektów posypały się na projekt gromy – że brzydki i będzie szpecić przestrzeń publiczną. Rafał Mroczkowski, architekt, który obecnie zajmuje się projektem, stwierdza jednak: – Tego typu zadań podejmuje się od czasu do czasu większość architektów, ale mało kto się do tego przyznaje.
Colosseo – bo tak nazywa się rzymski projekt – ma powstać w Złotnikach pod Poznaniem. Również wśród Czytelników naTemat wzbudziło to spore kontrowersje. Nasz bloger Robert Konieczny, architekt, nazwał tę budowlę "kompromitacją". Czy aby na pewno? Czemu architekci zajmują się takimi "gargamelami" budownictwa? O blaskach i cieniach zawodu opowiada nam Rafał Mroczkowski, założyciel firmy Mroczkowski-Architekci, który obecnie zajmuje się Colosseo.
Wiele osób, również architekci, mówi "brzydkie", "szpeci przestrzeń". Pana zdaniem Colosseo jest ładne, brzydkie? A może nie powinniśmy tego oceniać, wedle zasady "o gustach się nie dyskutuje"?
Po pierwsze dyskutujemy o czymś, czego nie ma, o pewnej koncepcji i dla uściślenia o uliczce z 5 domkami jednorodzinnymi z każdej strony we wsi Złotniki! A więc nie w centrum Poznania, czy w Warszawie, nie o OSIEDLU mieszkaniowym. To spełnienie marzenia inwestora, co rozumiem doskonale, choć to może wydawać się faktycznie dziwne. Na ostateczny efekt zostaje nam jeszcze jednak zaczekać.
Nie bał się Pan takich krytycznych opinii pod swoim adresem, gdy decydował się Pan zająć tym projektem?
Większość moich kolegów to rozsądni, normalni ludzie, żyjący twardo na ziemi tu i teraz. Wszyscy znamy realia pracy architekta w Polsce. Ja, po wielu latach walki o idee doszedłem do wniosku, że wychowywać mogę moje dzieci, a inwestora nie zmienię. Nie mam na to czasu. Choć oczywiście znajdą się osoby, takie jak mój były wspólnik, kategorycznie przekonany o misji i nieomylności architekta, który uważa, że z powodu tej pracy powinienem wyprowadzić się z kraju lub zmienić zawód. Moim zdaniem to trochę mylenie życia zawodowego z samym życiem. Chętnych do krytyki, jak wiadomo w
naszym kraju, zazwyczaj znajdujemy natychmiast. Gdy trzeba powiedzieć dobre słowo, zdecydowanie trudniej przechodzi nam to przez gardło.
Na ile, w takim przypadku, efekt to pomysł inwestora, a na ile jest to autorskie wykonanie architekta?
Często jest tak, że nasza rola sprowadza się do adaptacji projektów czy koncepcji, które klient ma już gotowe. Jest to przypadek np. sieci handlowych, czy stacji benzynowych, a także projektów gotowych domów jednorodzinnych. Przypadek osiedla w Suchym Lesie to taka sytuacja. Nasza rola sprowadza się w takich przypadkach do roli rzemieślnika. Jesteśmy trochę jak aktorzy, którzy raz grają w lepszych, a raz w gorszych filmach.
Koncepcja Colosseo odzwierciedla całkowicie wizję inwestora i tak została przygotowana przez pierwotnego architekta.
Inwestor jest zdecydowanym klientem i od początku do końca realizuje własną wizję przedsięwzięcia. Moje zadanie to uzyskanie pozwolenia na budowę oraz wykonanie projektu wykonawczego budynków, które były już zaprojektowane, w oparciu o gotowe wizualizacje i plany mieszkań. Poszukujemy właściwych materiałów i właściwych proporcji. Jesteśmy na etapie projektu budowlanego, więc jaki będzie ostateczny efekt końcowy jeszcze nie wiadomo.
Robert Konieczny w komentarzu do tej sprawy stwierdził, że architekci robią takie rzeczy tylko dla kasy...
Tego typu zadań podejmuje się od czasu do czasu większość architektów. Mało kto się do tego przyznaje. Nie wszyscy i nie zawsze mogą wciąż stawiać sobie pomniki. Obecna sytuacja rynkowa nie sprzyja niestety realizacji naszych ideałów. Architekt to usługodawca i każdy kto zna naszą branżę doskonale wie, ile razy stawał przed dylematem: Zwalniać ludzi? Zamknąć biuro? Czy przyjmować zlecenia, które pozwolą nam przetrwać?
Pamiętajmy, ze architekt i jego wizje to jedno, a inwestor to druga, często bardzo skrajna strona. Należy więcej energii wkładać w projektowanie przestrzeni – to pewne. Jednak rządzą ci, którzy mają pieniądze, lub chcą zaryzykować kredytując swe przedsięwzięcia. A ci są często trudni do przekonania.
Czy w takim razie architekci powinni brać na siebie też odpowiedzialność za edukację, może wejść do polityki i stamtąd działać na rzecz poprawienia polskiego krajobrazu?
Mam 15 lat doświadczenia w zawodzie, a wcześniej przeszedłem francuską szkołę projektowania studiując w Paryżu. Miałem zajęcia z nauczycielami-ideowcami, dla których jedyna słuszna droga to projektowanie szczere – architektura powinna wynikać z funkcji i konstrukcji. Zatwardziali moderniści, których do dziś podziwiam.
Zaprojektowałem bardzo wiele fajnych obiektów, ale to nie jest zawsze możliwe. Zgadzam się z moimi, krytycznie wypowiadającymi się kolegami, że w Polsce porządkowaniem przestrzeni powinni zająć się przygotowani do tego ludzie. To faktycznie temat na szerszą, społeczną ale i polityczną dyskusję.
Edukacja estetyczna w naszym kraju pozostawia wiele do życzenia, począwszy od niepoważnego traktowania lekcji plastyki w szkołach podstawowych. Zrzucanie na architekta zatem zadania edukacji zazwyczaj dorosłego i ukształtowanego inwestora, wydaje się raczej utopią. Co nie oznacza, że architekt nie powinien próbować uświadamiać klienta.
Często słyszy się w przestrzeni publicznej krytykę wobec polskich miast, chociażby
stolicy, za brzydotę i brak spójności. Wini za to władzie, które ponoć nie przejmują się estetyką. Zgadza się Pan z takim surowym osądem?
Patrząc np. na Poznań, stojąc na Placu Wolności ma się dobitne wrażenie disneylandyzacji przestrzeni – wszystkie nowe budynki, które możemy stamtąd podziwiać powstały w 2012 i 2013 roku – jeden jest średniowiecznym zamkiem, drugi gmachem kojarzącym mi się z modernizmem lat 50-tych, a trzeci z pojazdem kosmicznym z serii Star Trek. Czy ta różnorodność jest zła? Moim zdaniem nie, choć czas oceni, który budynek przetrwa jego próbę.
A czy ktoś nad tym panuje? Wszystkie te realizacje poprzedzone były dyskusjami społecznymi czy konkursami. To cały złożony system. Kształt przestrzeni jest po trosze odzwierciedleniem dojrzałości społeczeństwa. Ale każde rozwinięte społeczeństwo ma też i brzydkie miasta. Na pewno jednak im więcej dyskusji i zaangażowania profesjonalistów, tym lepsze będą efekty.