Monika Jaruzelska wraz z ojcem, generałem Wojciechem Jaruzelskim.
Monika Jaruzelska wraz z ojcem, generałem Wojciechem Jaruzelskim. Fot. Sławomir Kaminski / AG
Reklama.
17 kwietnia ukaże się nowa książka Moniki Jaruzelskiej "Towarzyszka panienka", w której dziennikarka opisuje, jak pracowała na swoje własne nazwisko. W rozmowie z "Newsweekiem" przyznaje, że nie drażni jej określenie "córka dyktatora", bo jest w zasadzie prawdziwe. Jednak zaznaczyła, że nigdy nie miała zamiaru wyrzekać się ojca, ale postanowiła stworzyć swoją własną tożsamość, swoją własną "niepodległość". Najlepszym sposobem na uniknięcie wpływów ojca wydało jej się dziennikarstwo i moda.

To była bezpieczna nisza. Przestrzeń, w której nikt nie mógł powiedzieć, że cokolwiek zawdzięczam ojcu. No i ojciec nie za bardzo mógł w to ingerować. Nie bez znaczenia był również fakt, że tam się nie rozmawiało o polityce. CZYTAJ WIĘCEJ


Monika Jaruzelska podkreśliła, że nie znosi rozmawiać o stanie wojennym, a temat ten prędzej czy później wypływa. Jak przyznaje, dla niej ten okres też był traumą. Dziennikarka zaznaczyła, że "dzieci nienawiść dziedziczą po rodzicach". To, co obciąża ojca, spadnie również na jego potomstwo. Córka gen. Jaruzelskiego wyznała, że nie miała idealnych kontaktów z ojcem, rzadko się widywali, nie dzielili uczuciami czy emocjami, swoje sprawy każde z nich zatrzymywało dla siebie.

Dla mnie to również był okropny czas. No, bo pod domem stał skot. Ojciec w telewizji mówił jakieś dziwne rzeczy, których nie rozumiałam. Mama była rozbita i zdezorientowana. A ja kompletnie nie wiedziałam, o co chodzi. A jednocześnie czułam, że to się ściśle wiąże z moją rodziną. CZYTAJ WIĘCEJ


Cały wywiad w najnowszym "Newsweeku"