– Pierwszy raz w życiu czułam się kompletnie bezradna – mówi naTemat Karina J. Chmielewski, która brała udział w bostońskim maratonie. Miała go zapamiętać jako pierwszy maraton w życiu. W jej pamięci zapisze się jednak jako ten, który mógł okazać się jej ostatnim. – Po powrocie do domu dzieci nie mogły przestać się do mnie przytulać. Kubuś w kółko wspominał o "BUM" i pytał czy wszystko ze mną dobrze... Jak tu nie płakać ze szczęścia, że są cali i zdrowi? – opowiada ze wzruszeniem.
Karina J. Chmielewski: Wspaniale! pogoda się udała, publiczność dopingowała niesamowicie. Był to mój pierwszy maraton i na pewno nie ostatni. Do czasu, aż dobiegłam do 1km przed metą.
Co się wtedy wydarzyło?
Już przy 40 km przejechało koło mnie trasą dla biegnących kilka samochodów policyjnych. Potem karetki. Niecały kilometr dalej na ulicach było pełno policji i ludzi zatrzymujący uczestników maratonu. Wtedy dowiedziała się, że na mecie wybuchły dwie bomby.
Jak reagowali ludzie?
Szok, ale paniki nie było. Wiele z nas biegnących próbowało pożyczać telefony i nawiązać kontakt z czekającymi na nas na mecie. Niestety komunikacja komórkowa została wyłączona. Policja bardzo szybko interweniowała i nie pozwoliła nikomu dostać się do mety, gdzie były wybuchy.
Jak daleko byłaś od miejsca wybuchu?
Około 1 mili w chwili wybuchu. Zanim dowiedziałam się, co się dzieje, byłam już mniej niż 0,5 mili od mety.
Czy widziałaś rannych?
Nie.
Co czułaś, gdy dowiedziałaś się o tragedii?
Szok, niedowierzanie, że coś takiego mogło się stać. Maraton Bostoński jest dla wielu sportowców symbolem, celem, do osiągnięcia którego trenują latami. Dla wielu mieszkających tutaj Patriot's Day [dzień, w który odbywa się maraton - red.] to najbardziej wyczekiwany dzień w roku. Ja też byłam w szoku.
Gdzie była wtedy twoja rodzina?
Moja cała rodzina, dosłownie wszyscy czekali na mnie na mecie. Potem usłyszałam, że trzy osoby nie żyją, a bardzo dużo zostało rannych. Dookoła była masa policji, karetek jadących w stronę mety. Nie mogłam się do nikogo dodzwonić przez ponad dwie godziny, nie wiedziałam czy komuś coś się stało. Metro było zamknięte, taksówki zajęte. Nikogo z rodziny i znajomych nie mogłam znaleźć. Pierwszy raz w życiu czułam się kompletnie bezradna...
Co dziś mówi się o tym zamachu?
Ludzie nadal nie mogą uwierzyć, że coś takiego mogło się tutaj wydarzyć. To szok dla całej społeczności...
Przez ten czas, gdy nie działały telefony, musiało dzwonić do ciebie mnóstwo ludzi, którzy obawiali się o twoje życie.
Dostałam setki e-maili od przyjaciół z całego świata, znajomych z pracy, rodziny, fundacji dla której biegłam. Wsparcie i oferty pomocy napływają z każdej strony nawet dzisiaj.
Który moment był dla ciebie najtrudniejszy?
Jak dowiedziałam się, że na mecie wybuchły dwie bomby i telefon mojego męża, który czekał na mnie na mecie z dziećmi, nie odpowiadał. Chodziłam po Bostonie zmarznięta do kości i płakałam przez prawie dwie godziny. Nie mogłam znaleźć taksówki. Jakaś obca kobieta oddała mi swoją kurtkę. Następna zatrzymała taksówkę i poprosiła pasażera, aby mi ją oddał. Po dwóch godzinach błąkania się po Bostonie w końcu zaczęłam wracać do domu. Taksówkarz dał mi swój telefon i wtedy dopiero udało mi się dodzwonić do męża.
To był pewnie najważniejszy, czy też najtrudniejszy telefon w twoim życiu...?
Wszyscy byli cali... Okazało się, że rodzina była przy mecie, ale tuż przed wybuchem, moim małym urwisom (Nella - 6 lat, Kubuś - 3 lata) zachciało się iść do Dunkin Donuts i przydusili tak babcię, że się zgodziła. To ich pewnie uratowało. Po powrocie do domu dzieci nie mogły przestać się do mnie przytulać. Kubuś w kółko wspominał o "BUM" i pytał czy wszystko ze mną dobrze... Jak tu nie płakać ze szczęścia, że są cali i zdrowi?
Czy był moment kiedy pomyślałaś sobie "dzięki Bogu to nie ja!"?
Nie. Martwiłam się o bliskich i przyjaciół, którzy na mnie czekali na mecie.
Czy ktoś w ogóle wygrał ten maraton?
Tak, ktoś z Kenii i Etiopii. Wybuch był w chwili, kiedy najwięcej tych bardziej wolnych (nie profesjonalistów) kończyło maraton. Z 24 tysięcy ludzi skończyło jakieś 18 tysięcy. Z tego co słyszałam, jakieś 4-6 tysięcy nie dobiegło ponieważ przerwali maraton.
Czy zastanawiałaś się, co mogło kierować ludźmi, którzy przygotowali zamach?
Nie wiem dlaczego to zrobili, ani kto to zrobił, ale tak naprawdę nie ma znaczenia, co było powodem. Mam nadzieję, że zostaną złapani i poniosą konsekwencje.