Media społecznościowe w połączeniu ze smartfonami wpędziły nas w niewolę. Kiedy możemy także poza domem sprawdzić, czy ktoś do nas napisał albo dał „lubię to” naszym zdjęciom, robimy to co chwilę. Ciągłe patrzenie w telefon powoduje, że ludzie omijają wiele rzeczy wokół siebie i zamiast cieszyć się pięknym widokiem lub ciekawą sytuacją, przeżyć dany moment, zastanawiają się tylko pod jakim kątem zrobić zdjęcie, żeby jak najlepiej wypadło na Instagramie. Czy to nie najwyższa pora żeby się wyłączyć?
Siedzisz przy stoliku ze znajomymi. Powoli się niecierpliwią, bo zanim zrobisz check-in na Foursquare, pstrykniesz zdjęcie kawy, zamieścisz je na Instagramie, napiszesz status na Facebooku i odczytasz maile minie trochę czasu. Ok, gotowe. Już możesz wrócić do rozmowy, którą jednak ciągle przerywają krótkie dźwięki z telefonu. Nowy komentarz, nowe „lubię to”, nowy mail. Przerywasz zdanie w połowie i sprawdzasz. Nie do końca wiesz o czym siedzący obok Ciebie znajomi w danej chwili mówią.
Idziesz z dziewczyną przez miasto i widzicie piękny zachód słońca. Chwila jest jednak mało romantyczna, bo starasz się zrobić niebu jak najładniejsze zdjęcie. Przecież Twoi znajomi na pewno nie widzieli takich pięknych różowych chmur i pomarańczowego słońca. Dziewczyna próbuje Cię chwycić za rękę, powiedzieć coś miłego, jednak nie zwracasz uwagi. Wrzucasz zdjęcie na Facebook, przez dalszą część spaceru sprawdzasz co jakiś czas kto dał „lajka”.
Znajomi przestają powoli pamiętać jak wyglądasz en face, bo ciągle widzą Cię schylonego nad komórką.
FOMO? Nie, odwrotnie.
I nawet nie chodzi tu o FOMO (Fear of Missing Out), czyli strach polegający na obsesyjnym sprawdzaniu tego, co inni zamieścili, aby mieć pewność, że nic nas nie omija i nie dzieje się za naszymi plecami. W tym wypadku to my wrzucamy do sieci relacje z fragmentów naszego życia, a dokumentując wspomnienia sami je osłabiamy. Pokazywanie swojego jedzenia, spotkań i sytuacji, które przeżyliśmy po prostu psuje te momenty, bo skupiamy się wtedy na swoim telefonie.
Dr Dominika Urbańska-Galanciak, medioznawca i socjolog zapytana o to, dlaczego ludzie tak wiele czasu spędzają używając komórek odpowiada: – Nie mamy na nic czasu, jest nam łatwiej utrzymywać kontakty poprzez media społecznościowe. Staramy się ciągle być zalogowani i sprawdzać co się dzieje, jednak nie nazwałabym tego uzależnieniem. To dobrze, że ludzie sięgają po narzędzia, które pozwalają na kontakty z ludźmi. Nie wszyscy muszą być tak samo wrażliwi na otoczenie, zatem jeżeli świadomie decydują, że coś może ich „omijać”, niech tak będzie.
Kontakt face to face na pierwszym miejscu
Natomiast zupełnie niekulturalne jest wpatrywanie się w telefon w trakcie rodzinnego obiadu lub wizyty u znajomych. – Nie należy się zachowywać w taki sposób. Ludzie jednak często to robią z nawykowo. Kiedy ciągle jesteśmy w kontakcie online w pracy, trudno zrezygnować z tego w domu. Musi jednak do nas dotrzeć, że kontakt face to face jest zdecydowanie ważniejszy – mówi Dominika Urbańska-Galenciak.
W takim razie czy trzeba się ograniczać? Dorośli muszą mieć własny rozum i wiedzieć gdzie jest limit – mówi socjolog. Natomiast problem mogą mieć dzieci. Ubolewam, że nie ma czegoś takiego jak program edukacji medialnej w szkole. Dzieci należy uczyć, że z mediów można korzystać dopiero wtedy, kiedy wypełnią wszystkie obowiązki szkolne. Trzeba im także pokazać jak istotne jest utrzymywanie realnych kontaktów z rówieśnikami, których internet nam nie zastąpi – dodaje Dominika Urbańska-Galenciak.
Jednak my coraz częściej zastępujemy internetem kontakt z ludźmi, którzy są tuż obok i uciekamy w interakcje online. Potrafimy rozmawiać z kimś godzinami przez komunikator, a kiedy widzimy go na żywo nie umiemy się odezwać. To znak, że trzeba coś zmienić w życiu i skupić się głównie na realnych kontaktach. Do Facebooka przecież nie da się przytulić.