Zapewne każdy artysta marzy o takim wyniku. Piosenka "Gentleman", najnowszy hit PSY - twórcy Gangnam Style - w 6 dni został wyświetlony na YouTube 162 miliony razy. To absolutny rekord, o którym niektóre gwiazdy mogą tylko pomarzyć.
"Gangnam Style" niektórych śmieszyło, innych żenowało. Ja zawsze należałem do drugiej grupy - uważałem, że słuchanie "GS" to katorga, a oglądanie teledysku PSY to strata czasu. Ale gdy okazało się, że nowa piosenka tego zespołu - "Gentleman" - w 6 dni pobiła rekord i ma ponad 160 milionów wyświetleń, nie mogłem przejść obok tego obojętnie. Musiałem się dowiedzieć, za co ludzie tak bardzo kochają PSY.
Funny, catchy
Dla porównania: inny megahit minionego roku "Call me maybe" na oficjalnym profilu ma niecałe 450 milionów wyświetleń. A przecież też słuchano go na całym świecie. PSY ze swoim "Gentleman" osiągnął więc ponad 1/3 wyniku "Call me maybe" w raptem 6 dni. Komentarze pod nowym teledyskiem PSY pojawiają się w zasadzie co sekundę.
Większość jest zdecydowanie zachwycona "Gentlemanem". Po przejrzeniu kilkunastu stron komentarzy łatwo można zauważyć, że najczęściej pojawiają się tam określenia: funny, catchy, czyli zabawne i chwytliwe. Ale jak przekonuje dziennikarz muzyczny i nasz bloger Marcin Gnat, "Gentleman" sam w sobie nie przyciąga, a raczej korzysta z sukcesu "Gangnam Style". - Popularność tej piosenki wynika z siły rozpędu "Gangnam Style". Wszyscy chcą zobaczyć kolejny klip tego śmiesznego gościa. Ze zwykłej ciekawości - wyjaśnia Gnat. I dodaje: - Ten nowy teledysk nie zdobyłby takiej popularności bez swojego poprzednika "Gangnam".
Fenomen Azjaty
Skąd więc wziął się fenomen "Gangnam Style"? - Teledysk był po prostu przekomiczny i egzotyczny. Pamiętam pierwsze komentarze do niego na Facebooku. Znajomi pisali, że jest przezabawny - wspomina Marcin Gnat i dodaje, że "sama piosenka była okej", ale nic ponad to.
Sukcesu PSY nie należy więc upatrywać w samej muzyce, a raczej całości jako czymś zabawnym i dziwnym dla Zachodnich odbiorców. Nie da się bowiem ukryć, że malutki Azjata, który wywija w smokingu i robi dziwne rzeczy, a do tego śpiewa K-Pop, po prostu wzbudzał wesołość i ciekawość.
Ale śmiesznie tańczy
Również dziennikarz "The Wall Street Journal" Evan Ramstad upatrywał popularności "Gangnam" w dużej dawce humoru. Ostatnim elementem, który chwycił za serca internautów, jest taniec PSY - charakterystyczny, zabawny, powtarzany później przez wielu aktorów i piosenkarzy. Z PSY tańczyła m.in. Madonna, naśladowała go Britney Spears, a w Polsce m.in. Maryla Rodowicz.
Sam PSY był zaskoczony takim obrotem spraw. - Kiedy zobaczyłem, że niektóre największe gwiazdy mówiły o mnie, czy zatweetowały o mnie, myślałem, że to żart, że to się nie dzieje - cytował wokalistę "The Chronicle Herald".
Sukces poza muzyką
Niewątpliwie bez azjatyckiej egzotyki PSY nie odniósłby więc takiego sukcesu. - Gdyby Gangnam Style został zrobiony w USA i zaśpiewany po angielsku nie zdobyłby takiej popularności - stwierdza Marcin Gnat.
Nasz rozmówca wskazuje też, że po prostu nie docenialiśmy do tej pory potencjału krajów Azjatyckich. W Korei Południowej mieszka około 50 milionów ludzi, ale jak podkreśla nasz rozmówca - tam to się zaczęło. Niemniej jednak to nie Koreańczycy nadali takiego rozpędu teledyskowi PSY. "Gangnam" spodobało się, bo oferowało unikatowe połączenie humoru i kulturowej - dla Zachodu - odmienności.
Sama muzyka była w tym wszystkim najmniej ważna. Marcin Gnat, zapytany czy stricte muzycznie ktoś mógłby dziś odnieść sukces na miarę "Gangnam Style" zdecydowanie odpowiada: nie. - "GS" stało się hitem, bo wykroczyło poza świat ludzi słuchających muzyki - podkreśla nasz rozmówca.
Bieber vs PSY
Rekord "Gangnam Style" nie byłby jednak możliwy, gdyby nie… Justin Bieber. Jak wskazuje Marcin Gnat, gdy "GS" miało już około 700 milionów wyświetleń i zbliżało się do rekordu piosenki "Baby" Biebera, antyfani młodego piosenkarza wzięli się do roboty.
- Justin Bieber, choć miał dużo wyświetleń, zbierał bardzo dużo negatywnych opinii. Zauważono, że PSY może pokonać Biebera. Gdy już Koreańczyk doganiał Amerykanina, zaczął się wyścig o to, kto będzie popularniejszy. Ludzie się zmobilizowali, by pokonać nielubianego Biebera. Potem zaś, gdy to się już udało, pojawiła się ambicja, by dobić do miliarda i to przed Sylwestrem - wspomina Marcin Gnat. I faktycznie, miliard PSY stuknął tuż przed końcem 2012 roku, czyniąc "Gangnam" niekwestionowanym liderem w historii YouTube'a. Tak jest do teraz, bo "Baby" Biebera wciąż ma raptem niecałe 850 mln wyświetleń.
Ciężka droga do sukcesu
Zanim jednak PSY dostał się na szczyt, przez wiele lat był znany tylko w Korei Południowej. Park Jae-sang, bo tak naprawdę nazywa się PSY, pochodzi z Gangnam
- bogatej dzielnicy Seulu, którą wyśmiewa w piosence. Rodzina Parka była zamożna, jego ojciec prowadzi dużą firmę produkującą półprzewodniki. Spółka jest notowana na koreańskiej giełdzie.
Ojciec chciał, by Park przejął po nim firmę, ale nadzieje te okazały się złudne. Młody Koreańczyk dostał pieniądze na to, by uczęszczać na uniwersytet w Bostonie, ale wydał wszystko na komputer i klawiaturę MIDI. Zapisał się też do Berklee College of Music, ale szybko ją rzucił, uznając, że nauczył się tam już wszystkiego, czego do sukcesu potrzeba.
PSY zadebiutował w 2001 roku pierwszą płytą "PSY from the PSYcho World!". Muzyka nie ujęła słuchaczy, ale wokalista stał się znany dzięki kontrowersyjnemu stylowi bycia. Następny jego krążek był jeszcze bardziej absurdalny, na dodatek sprzedawano go tylko tym, którzy ukończyli 19 lat. Muzycznie PSY wybił się dopiero trzecim albumem, z którego koreańskie piosenki media nadawały całkiem chętnie. Potem jednak musiał pójść do wojska i zawiesił karierę. Wrócił w 2006 roku, wydał kolejny - tym razem wielokrotnie nagrodzony w Korei - album. Wciąż jednak nie mógł podbić całego świata.
Jak stać się globalnym
Dopiero, gdy PSY podpisał umowę z wytwórnią YG Entertainment, jego kariera ruszyła z kopyta. Co prawda, pierwszy album tam wydany nie odniósł sukcesu - jego sprzedaż została zakazana ze względu na zbyt ostre teksty - ale już "PSY 6, Part 1" okazał się strzałem w dziesiątkę. To właśnie na tym krążku znajduje się "Gangnam Style".
PSY nie tylko dzięki temu zarobił i zdobył światową popularność, ale pomógł też firmie ojca, której notowania na giełdzie skoczyły na skutek popularności klipu. Jednocześnie Koreańczyk przybliżył całemu światu azjatyckie klimaty popowe i jak widać po "Gentleman" korzysta z rozpędu. Jak podsumowuje Marcin Gnat: - W ostatnich latach okazuje się. że pop-kulturę mogą robić nie tylko Amerykanie. Gość z Korei też podbija świat i wzbudza większe zainteresowanie niż Justin Bieber czy Madonna.