Stanisław Kociołek, wicepremier rządu PRL nie jest winny masakry robotników na Wybrzeżu w Grudniu 1970 roku – orzekł sąd. Rodziny ofiar są oburzone. "Ten wyrok zwalił nas z nóg".
"Krwawy Kociołek, to kat Trójmiasta / Przez niego giną dzieci, niewiasty / Poczekaj draniu, my cię dostaniem / Janek Wiśniewski padł" – tak śpiewała Krystyna Janda w poruszającej "Balladzie o Janku Wiśniewskim" (ostatnio odświeżonej na potrzeby filmu "Czarny Czwartek" przez Kazika).
Główny bohater tej zwrotki, Stanisław Kociołek, wicepremier rządu PRL, przez lata był wskazywany jako współwinny masakry na Wybrzeżu w grudniu 1970 roku. Miał nakłaniać robotników stoczni Gdynia do tego, by ci poszli do pracy. Mimo tego, że był świadomy, iż następnego dnia stocznia będzie zablokowana przez wojsko. Dowodem jego winy było dla historyków między innymi przemówienie telewizyjne.
Wielu z tych, którzy Kociołka posłuchali, zginęło przed bramą w strzelaninie, która wywiązała się następnego dnia rano. Wydarzenia z 17 grudnia rozpoczęły falę strajków na Pomorzu. Później nastąpiła ich krwawa pacyfikacja.
Od 17 lat przed warszawskim Sądem Okręgowym w Warszawie toczyło się postępowanie w sprawie masakry. Wczoraj sąd orzekł, że Stanisław Kociołek jest niewinny zarzucanych mu czynów. Uznał jednocześnie, że strzelanie do protestujących robotników było zbrodnią komunistyczną, a decyzja o użyciu broni – przestępcza i bezprawna. Zdaniem sądu, proces był potrzebny. Skazano tylko dwóch byłych wojskowych.
Sprawę na Twitterze emocjonalnie skomentował dziennikarz TVN Krzysztof Skórzyński.
Na łamach "Rzeczpospolitej" oburzenie wyrazili też członkowie rodzin osób, które zginęły podczas pacyfikacji strajków na Wyborzeżu. "[Wyrok - red.] Zupełnie nas zwalił z nóg. Myślałam, że pójdziemy dziś na grób Zbyszka i powiemy mu, jaka kara dosięgła sprawców, a tymczasem to żadne kary" – mówiła 87-letnia Izabela Godlewska.
Według sądu na podstawie materiału dowodowego nie da się udowodnić winy Stanisława Kociołka. Prokuratura zapowiada jednak apelację.