– Jeśli społeczność studencka uważa, że to dobra zabawa, to znaczy, że szkoły wyższe przestały wypełniać jakąkolwiek rolę wychowawczą czy elitotwórczą – uważa Krzysztof Bosak, oburzony erotycznym zabarwieniem imprezy na wyższej uczelni. Zgadzają się z nim sami wykładowcy, którzy zrzucają winę za upadek uczelnianego etosu na własne środowisko. – Porno utorowało sobie drogę na uniwersytety i to w szerokim kontekście kulturowym – uważa Mateusz Klinowski z Uniwersytetu Jagiellońskiego.
"Niechaj żyją wszystkie panny, przystępne i piękne" – śpiewają od wieków studenci w pieśni "Gaudeamus Igitur". Jednak to, co od wieków rozbrzmiewa na uniwersytetach, nie budzi niczyjego niesmaku. Studenci wzięli sobie do serca coraz bardziej rozluźniające się obyczaje i postanowili cieszyć się "pięknem panien" przy nieco bardziej frywolnych rytmach.
Studentki tańczące w szpilkach, gorsecie i podwiązkach wywołały prawdziwą burzę nie tylko w mediach, ale i całym środowisku uczelnianym. Wśród wykładowców trudno znaleźć osobę, która by nie potępiła "burleski" podczas wyborów miss SGGW. Zdaniem Pawła Łukowa, etyka z Uniwersytetu Warszawskiego, w dużej mierze to wykładowcy właśnie są winni temu, co wydarzyło się w Szkole Głównej Gospodarstwa Wiejskiego.
– Nie tylko na SGGW, ale w całym środowisku akademickim doszło do pewnego rozluźnienia relacji, między studentami a wykładowcami – mówi naTemat Paweł Łuków. – Dziś jest mniej miejsca na zachowania o charakterze oficjalnym, budującym. Obserwuję coraz więcej relacji bezpośrednich między studentami a wykładowcami. To może prowadzić do rozluźnienia także w innych sferach – uważa etyk z Uniwersytetu Warszawskiego.
Podobne zdanie na ten temat ma wykładowca z Uniwersytetu Jagiellońskiego Mateusz Klinowski. – Najbardziej przykre jest to, że uczestniczy w tym kadra profesorska i to w różnych rolach, na przykład jurora. Brzydziłbym się brać udział w czymś takim. To wyraz opresyjności naszej kultury wobec kobiet – mówi Klinowski.
Zmiana w charakterze relacji student - wykładowca jest z pewnością jedynie jedną z przyczyn, która wpływa na zmianę postaw na polskich uczelniach. Zdaniem Krzysztofa Bosaka, straciły one swoją niezwykle cenną rolę wychowawczą, która jeszcze kilka lat temu stanowiła trzon tego, co można nazwać prestiżem studiów wyższych. Bosak napisał na swoim profilu na Facebooku:
Wyrazem trafności stwierdzenia "dziki kraj" może być wkroczenie kultury porno na uniwersytety, co zaobserwował Mateusz Klinowski. – Żyjemy w kulturze porno i dlatego organizuje się takie imprezy również na uczelniach. Ten sposób prezentowania kobiety trafił do świadomości studentek, które chcą być przedstawiane w taki właśnie sposób. Kultura eksponuje wątki seksualne, ale na uczelniach nie powinno dochodzić do takiej sytuacji – uważa wykładowca.
Czu uczelnia jest odpowiednim miejscem na wybory miss? – Jeśli uczelnia ma być miejscem kulturalnym, to w naszych czasach nie oznacza to jedynie konkursów wiedzy, koncertów. Wszelkiego rodzaju "występy" to kultura, wybory miss również – mówi naTemat Michał z Warszawy, student dwóch warszawskich uczelni. Po chwili dodaje jednak: – Ale to, że zrobili na SGGW burleskę, to już co innego.
– Wykładowcy odpowiadają za to, że uniwersytet nie jest poważnym miejscem – mówi Paweł Łuków. – Nie musimy się zachowywać jak w pruskiej armii, ale wystarczy dbać o maniery, bo pod tym względem nie jest najlepiej. Dziś studenci wychodzą z sali podczas wykładu bez zapytania. Dwadzieścia lat temu byłoby to nie do pomyślenia. To pozornie drobiazgi, ale składają się one pewną całościową atmosferę – mówi etyk.
"Szkoła Główna Gry Wstępnej"
Wiele osób doszukuje się przyczyn "wydarzeń" na SGGW w specyfice "rolniczej" uczelni. Wykładowcy z innych uniwersytetów dalecy są jednak od tak jednoznacznych ocen i ostracyzmu. – Czy mogło się to wydarzyć tylko na tej uczelni? Wątpię, aby to była sytuacja wyjątkowa – mówi Paweł Łuków. Twierdzi jednak, że mało prawdopodobne, aby do wyborów miss, balansujących na granicy erotycznego pokazu, mogło dojść na Uniwersytecie Warszawskim. – Staramy się dbać o decorum. Wydaje mi się jednak, że wykładowcy SGGW również mogli czuć się zaskoczeni tym, co zobaczyli – mówi etyk.
– Takie uczelnie odbywają się na wielu imprezach, a nie tylko w jednej SGGW – mówi Mateusz Klinowski. Nasz rozmówca od lat obserwuje podobne wybory na Uniwersytecie Jagiellońskim. – U nas nazywa się je "wyborami najmilszej studentki". Co roku pojawiają się opnie, że te imprezy odbiegają od tradycji uniwersyteckich – mówi wykładowca prawa.
– Jak na to patrzyłam, pomyślałam, że można by zmienić nazwę Szkoły Głównej Gospodarstwa Wiejskiego na Szkołę Główną Gry Wstępnej, chociaż momentami wyglądało to nie na grę wstępna, ale zupełnie zasadniczą – powiedziała Joanna Senyszyn na antenie TVN24 . Profesor nauk ekonomicznych stwierdziła, że studentki mogą w przyszłości mieć problemy w pracy na poważnych stanowiskach. – Roznegliżowane, młode kobiety, w wyzywających pozycjach, ja miałam wrażenie, że to był casting do domu publicznego – mówi dwukrotna dziekan Wydziału Zarządzania Uniwersytetu Gdańskiego.
Czy sprawa SGGW cokolwiek zmieni?
Szum medialny wokół "afery na SGGW" jest zrozumiały. Czy jednak dyskusja która toczy się w wielu środowiskach cokolwiek zmieni? Zdaniem blogera naTemat i wykładowcy UJ, absolutnie nic. – W środowisku akademickim nie toczy się żadnych dyskusji na ten temat i raczej nie będzie się toczyć. Środowisko akademickie nie ma wystarczającej wrażliwości, aby dostrzec w tym jakiś problem. Porno utorowało sobie drogę na uniwersytety i to w szerokim kontekście kulturowym – uważa Mateusz Klinowski z Uniwersytetu Jagiellońskiego.
Pierwszym efektem "wydarzeń na SGGW" jest list Barbary Kudryckiej do rektora uczelni Prof. dr hab. Alojzego Szymańskiego. Minister wyraża w nim swoje zdumienie doniesieniami medialnymi o przebiegu wyboru miss, który był pozbawiony dobrego smaku, wybiegał poza granice powagi akademickiej, ale jest też przykładem wykorzystania młodości i łatwowierności młodych kobiet.
Jeśli społeczność studencka uważa, że to dobra zabawa, to znaczy, że szkoły wyższe przestały wypełniać jakąkolwiek rolę wychowawczą czy elitotwórczą i uległy naporowi kultury masowej, przed jakim przestrzegał w "Buncie mas" José Ortega y Gasset około sto lat temu. "Dziki kraj" - jak zauważył pewien geszefciarz z rządu PO.