Profesor Jan Hartman dał wyraz swojemu niezadowoleniu z sytuacji, do której doprowadziło przyjmowanie na studia niemal każdego chętnego. – Wprawdzie i dawniej bywało, że prości ludzie masowo szli na studia. Ale wtedy kazało im się czytać 50 stron dziennie i robiło ze dwa porządne egzaminy. Dziś tego nie ma. Baranem wchodzisz, baranem wychodzisz. Żadna sił tego nie zmieni, bo student nasz pan – stwierdził filozof w najnowszej "Polityce".
Hartman napisał na łamach "Polityki" o zjawisku "prostytucji akademickiej". Świadomie bądź nieświadomie parają się nią ci wykładowcy, którzy uparcie przemawiają do "nietkniętych małoletnich umysłów" w uczony, wysublimowany sposób.
– Opowiadasz o 'słabym kapitale społecznym' grupie 'studentów politologii' w Gorzowie, którzy nie czytają żadnych gazet, nie mówiąc już o książkach? (…). Jeśli tak, to jesteś profestytutką. Kalasz inteligencję jak miłość, dajesz zaliczenia jak nie powiem co i bierzesz stówkę z hakiem za godzinę – oświadczył filozof.
Profesor podkreślił, że wśród współczesnych studentów coraz trudniej znaleźć słuchaczy rozumiejących "język krytycznej refleksyjności". Uczelnie, przyjmując do grona żaków kogo popadnie i nastawiając się przede wszystkim na zysk, doprowadziły bowiem do sytuacji, w której myślący i wykształceni studenci giną w "tłumie wlewającym się z ulicy" do sal akademickich.
Hartman zaznaczył, że sam w przeszłości był profestytutką, ale się nawrócił. - Zamiast robić z siebie idiotę i dorabiać do tego heroiczną ideologię (…), wcielam się w rolę nauczyciela gimnazjalnego. I znowu gra muzyka!. Po prostu gimnazjaliści pięć lat starsi. (…). Grunt to znaleźć wspólny język. (...) I dość tego wymądrzania się! Pora na mowę prostą i uczciwą. Na temat i bez ściemy. Po bolszewicku. Żeby każdy zrozumiał – napisał Hartman.
Portret polskiego studenta. "Uczelnie działają w myśl zasady: im więcej studentów, tym więcej forsy"
Dawniej tytuł magistra oznaczał prestiż i dobrze płatną pracę. Czasy się zmieniły. Na studia idzie co drugi maturzysta, a o dyplom nie trzeba się specjalnie starać. Mamy nadmiar kierunków humanistycznych i przestarzały sposób prowadzenia wykładów. – Jeśli połowa rocznika studiuje, to nie ma się co oszukiwać, że jest to w całości grupa mniej ambitna – mówi w rozmowie z naTemat prof. Ireneusz Białecki, socjolog edukacji i kierownik Zakładu Ewaluacji i Studiów nad Edukacją w Instytucie Stosowanych Nauk Społecznych Uniwersytetu Warszawskiego. CZYTAJ WIĘCEJ