Są pewne osoby albo książki, filmy, których fenomenu nie potrafię zrozumieć. Nie wiem, co ma takiego w sobie dziennikarstwo Janiny Paradowskiej, nie widzę też w filmie "Miś" niczego, co pozwoliłoby nazwać go dziełem kultowym. Albo inny polski film - "Zmruż oczy" - zupełnie mi się nie podobał, chciałem wyjść z kina mimo że lubię filmy trudne, zmuszające do myślenia. Podobny stosunek ma do Howarda Webba. Piłkarski sędzia z Sheffield od lat wyznaczany jest do prowadzenia największych spotkań w Anglii i Europie, tymczasem ciężko wskazać mecz, w którym nie popełnił poważnego błędu. Wczoraj znów dał popis, przyznając Manchesterowi United dwa rzuty karne z kapelusza.
Chelsea prowadzi z Manchesterem 3-0 i wydaje się, że jest już po meczu. Ale właśnie wtedy daje o sobie znać tajna broń zespołu gości. Najpierw obrońca Chelsea delikatnie dotyka Francuza Patrice'a Evrę w swoim polu karnym. Webb dyktuje karnego. Mija kilka minut, kolejny piłkarz United - tym razem Danny Welbeck - bez żadnej pomocy rywala pada w jego jedenastce jak rażony piorunem. Co się stało? Skurcz? Nie, świetnie ustawiony Webb znowu dyktuje rzut karny.
Nasza rada dla obrońców, których mecz sędziuje policjant z Sheffield. W polu karnym zachowajcie odstęp od rywala. Co najmniej dwa metry. Jak na autostradzie w czasie ulewy.
Mecz, wydawałoby się wygrany przez londyńczyków, kończy się remisem 3-3, który może mieć decydujące znaczenie w walce o tytuł. Ale Chelsea to nie jedyny zespół, któremu nazwisko Webb kojarzy się ze wszystkim, co najgorsze. Pamiętacie ten dzień, ten pamiętny mecz? Tę jego końcówkę?
Zbigniew Boniek stwierdził zaraz po tym meczu, że jeżeli to jest rzut karny, to w każdym meczu powinno się ich dyktować około dwudziestu. Nic dodać, nic ująć. Jakiś czas później, na konferencji prasowej Anglika, Piotr Żelazny, dziennikarz "Przeglądu Sportowego", zadał Webbowi pytanie: - "How do you feel as a public enemy number 1 in Poland?". Też trafne, bo polski Internet zaroił się od filmów porównujących sędziego do największy zbrodniarzy w historii. A premier Donald Tusk zasugerował nawet, że chętnie ukróciłby jego żywot.
Zapomnielibyśmy. Wcześniej w tym meczu Anglik uznał Polakom gola. Zdobytego ze spalonego.
Webb jest też bohaterem bardzo ciekawego dokumentu "Les Arbitres", na polski tłumaczonego jako "Zabić sędziego". Tyle tylko, że film, ciekawie, od kulis ukazujący niełatwy zawód sędziego, zbytnio go idealizuje. Szkot Hugh Dallas, nadzorujący z ramienia UEFA pracę arbitrów mówi mu, że decyzja przeciwko Polakom była właściwa. Widzimy wściekłego po meczu Beenhakkera, który mówi że to było "fucking disgrace". A sam Webb? Stalowe nerwy, opanowanie i angielskie poczucie humoru. Gdy wchodzi na stadion by poprowadzić swój kolejny mecz, pyta oficjeli, czy kibice nie wnieśli wąglika. No i to zakończenie. Sędziowie, koledzy, bliscy zapewniający go, że nigdy nie będzie podążał sam. Wzruszające.
Minęły dwa lata. Kolejna wielka impreza, kolejny wielki mecz. Tym razem finał mundialu, Holandia - Hiszpania. Nigel de Jong atakuje Xabiego Alonso tak, że oprócz czerwonej kartki powinien też z miejsca otrzymać czarny pas w karate. Ale na boisku zostaje. Hiszpania próbuje grać w piłkę, Holandia nieustannie, bardzo ostro fauluje. Bo sędzia pozwala, jest bardzo łagodny. Pierwszy Holender wylatuje z boiska dopiero w dogrywce. Mecz jest brzydki, co rusz przerywany faulami. Cały świat mógł zobaczyć piękną piłkę, ale sędzia bał się podejmować trudne, niepopularne decyzje.
Ale i w Anglii Webb nie ma najlepszej prasy. Ciężko w zasadzie przypomnieć sobie jakiś ważny mecz Premier League, we którym się nie pomylił. United przegrywa u siebie 0-2 z Tottenham. Carrick szarżuje na bramkę rywala, ale golkiper "Kogutów" wygarnia mu piłkę sprzed nóg. Webb jest na posterunku, dyktuje karnego. Potem United idzie za ciosem i wygrywa 5-2.
Zresztą Webba uważa się na Wyspach za cichego zwolennika Czerwonych Diabłów. Manchester wygrywa z Liverpoolem 1-0 w Pucharze Anglii. Po mocno kontrowersyjnym karnym. Mecz się kończy, piłkarze wracają do domów, siadają przed komputerem. Ryan Babel z Liverpoolu na swoim Twitterze umieszcza zdjęcie Howarda Webba w koszulce United. I pisze: "Ten gość jest jednym z najlepszych sędziów? To jakiś żart". Żartem podyktowany na początku meczu rzut karny nazwał też Kenny Dalglish, trener Liverpoolu.
W internecie krąży nawet zdjęcie trenera Manchesteru Alexa Fergusona, ubranego w strój arbitra, zamierzającego założyć na twarz maskę Howarda Webba.
Jakiś mecz, za który można go pochwalić? Który poprowadził właściwie, bez błędów? Do głowy przychodzą mi dwa. Grecja - Hiszpania na Euro 2008, tyle że nikt nie grał tu o nic. Jedni szli dalej, a drudzy byli już poza turniejem. Drugi na mundialu, grupowy, Hiszpania - Szwajcaria. A spotkań, które prowadził, oglądałem pewnie ze trzydzieści.
Dzwonię do Sławomira Stempniewskiego i informuję, go o czym chcę napisać. Odpowiada: - Niestety, nawet jakbym bardzo chciał się wypowiedzieć, to nie mogę. Jestem teraz obserwatorem z ramienia UEFA i po prostu nie mogę oceniać zagranicznych arbitrów. Co innego polskich. W ich sprawie może pan zawsze dzwonić.
W grudniu ubiegłego roku UEFA ogłosiła listę dwunastu sędziów, którzy jako główni poprowadzą mecze na Euro 2012. Howard Webb oczywiście się na niej znalazł.