Mimo oporu Donald Tusk jest zdeterminowany, by doprowadzić sprawę związków partnerskich do końca.
Mimo oporu Donald Tusk jest zdeterminowany, by doprowadzić sprawę związków partnerskich do końca. Fot. Sławomir Kamiński / Agencja Gazeta

Na posiedzeniu klubu PO w środę miało dojść do kolejnej odsłony wojny o związki partnerskie – członkowie zespołu, powołanego do wypracowania kompromisu między liberałami a konserwatystami pokłócili się ze sobą i nie będą kontynuować prac. Ale Donald Tusk jest zdeterminowany, by zmiany wprowadzić, nawet wbrew części partii i Bronisławowi Komorowskiemu.

REKLAMA
Donald Tusk miał zapowiedzieć na środowym spotkaniu z klubem parlamentarnym PO, że kwestia związków partnerskich będzie uregulowana pomimo sprzeciwu części partii. To reakcja na fiasko zespołu, który powołano po pamiętnym głosowaniu, w którym odrzucono projekt ustawy regulującej tę kwestię. W jego skład weszli zarówno partyjni konserwatyści, jak i liberałowie. Wydaje się jednak, że podziały są tak głębokie, że nie uda się wypracować porozumienia między nimi.

Liberałowie są przekonani, że zaostrzenie stanowiska przez konserwatystów to efekt odwołania z rządu Jarosława Gowina. – W ich interesie jest teraz wyostrzanie różnic światopoglądowych wewnątrz partii – mówi nam jeden z czołowych polityków Platformy. Ale wielu posłów jest zdziwionych, że premier na nowo postanowił otworzyć konflikt o związki partnerskie. Na posiedzeniu klubu Donald Tusk oświadczył bowiem, że konsultował się z konstytucjonalistami, którzy uznali, że po poprawkach liberalny projekt Dunina będzie zgodny z konstytucją. CZYTAJ WIĘCEJ

Źródło: "Rzeczpospolita"

Jednak przeciwko temu mogą być nie tylko stronnicy Jarosława Gowina, którzy po jego dymisji mogą zacząć pogrywać ostrzej, ale i Bronisław Komorowski. Prezydent wielokrotnie już sygnalizował, że PO powinna być ostrożna we wprowadzaniu zmian, jeśli oczekuje, że prezydent podpisze ustawę. Komorowski sprzeciwia się między innymi ustawowym usankcjonowaniu związków partnerskich – zamiast nich w projekcie ustawy miałyby się znaleźć "umowy partnerskie" zawierane u notariusza.
Sprawa związków partnerskich to jeden z najgorętszych tematów politycznych w ostatnich miesiącach.
Wielkie zwycięstwo w sprawie związków partnerskich

Tytuł nie jest żadną prowokacją. A zawarta w nim teza wcale nie przekreśla mojego piątkowego stwierdzenia, że doszło w Sejmie do wielkiego skandalu. Jakże więc skandal może być zwycięstwem? Pomyślmy przez chwilę nad alternatywami. Załóżmy na moment, że PiS, SP PSL i tzw. konserwatyści z PO mieliby jakieś elementarne poszanowanie dla obywateli żyjących w związkach partnerskich i dla fundamentalnego poczucia smaku plus odrobinę cynizmu. Co by się wówczas stało? Projekty trafiłyby do komisji, w której byłyby przez lata mielone, mniej więcej tak samo jak projekty w sprawie in vitro. O tym, że z mielenia nic poza mieleniem nie wynika, przypomniałby ktoś tuż przed wyborami. I tyle. CZYTAJ WIĘCEJ

Źródło: "Rzeczpospolita"