– Jeden dyrektor z Urzędu Miasta Łodzi napisał na swoim profilu: "John Godson, wracaj do Afryki!". To było dla mnie porażające – mówi w rozmowie z naTemat John Godson, poseł PO, który zagłosował przeciwko związkom partnerskim.
Jest pan zaskoczony falą krytyki jaka wylała się na pana po głosowaniu w sprawie związków partnerskich?
John Godson: Tak, nawet bardzo. Szczególnie dlatego, że krytyka przychodzi od ludzi, których do tej pory uznawałem za oświeconych. Za takich, którzy wiedzą, o co w tym wszystkim chodzi. Muszę też powiedzieć, że obok masy krytycznych listów pojawiło się też sporo głosów poparcia.
Na pańskim facebookowym profilu nie widać jednak takich. Jest za to sporo emocjonalnych wypowiedzi, w tym wezwań, by zamienił pan rolę posła na rolę księdza.
No właśnie. I tym stylem krytyki też jestem zaskoczony. Oczekiwałem czegoś innego, szczególnie od tych ludzi, którzy w sporej części są moimi wyborcami. Zasmucił mnie poziom ich języka. Dotychczas przypisywałem ten język ludziom marginesu.Trudna jest dla mnie myśl, że osoby, które nazywają się wykształconymi, potrafią mówić w ten sam sposób jak tamci. Podam panu jeden przykład. Jeden dyrektor z Urzędu Miasta Łodzi, który kiedyś odpowiedzialny był za współpracę międzynarodową i kontakt ze społecznością żydowską, napisał na swoim profilu: "John Godson, wracaj do Afryki!". To było dla mnie porażające.
Posypały się również deklaracje, że niektórzy wyborcy więcej na pana nie zagłosują. Jak pan na to reaguje?
Takie deklaracje są normalne. Po każdym głosowaniu zdarzają się rozczarowani, którzy twierdzą, że nie zagłosowałem tak, jak oni by chcieli. Taka jest polityka, że wszystkich nie da się zadowolić. Nieważne jak głosuję.
Może ich rozczarowanie wynika z tego, że jest pan w Platformie Obywatelskiej, którą uznawano za liberalną?
Założenie o liberalizmie Platformy jest przesadzone, bo moja partia jest ugrupowaniem centroprawicowym. Przecież jeden z założycieli, Maciej Płażyński, był zdeklarowanym konserwatystą, dlatego też ideowe fundamenty są również konserwatywne. Chyba to media i opozycja fałszywie wykreowały wizerunek liberalnej Platformy, co teraz ma swoje skutki.
W komentarzach na pana profilu często pada pytanie: jak tu być tolerancyjnym dla posła, który nie jest tolerancyjny dla innych?
Czyli, że skoro doświadczyłem nietolerancji, powinienem lepiej rozumieć homoseksualistów? Przecież ja ich rozumiem, toleruję i akceptuję. Kolegujemy się nawet. Problem w tym, że nie mogę zaakceptować ich czynów. Nigdy nie kryłem, że przyjechałem do Polski jako misjonarz i jestem pastorem. Dlatego dziwię się, że mają mi za złe głosowanie w sprawie związków partnerskich, tak jakbym ich w jakiś sposób dyskryminował.
Po sieci krąży też obrazek, gdzie napisano, że sprzeciwia się pan "lawinie liberalnych zmian", a gdyby nie one, to "zbierałby pan bawełnę na garnitury innych posłów"…
Rasistowskie komentarze też się zdarzają. To stwierdzenie jest zresztą nieporozumieniem, bo w moim kraju nigdy nie było niewolnictwa. A nawet jeśli by było, to co z tego. To jest decyzja tych, którzy takie rzeczy wypisują. Trudno to komentować.
Może pan dziś powiedzieć swoim wyborcom, że zdania w sprawie związków partnerskich nigdy nie zmieni i zawsze będzie przeciw?
W takiej formie będę głosował przeciwko. Ale nie wiem, co będzie jutro… Jeśli powstanie ustawa, która ułatwi życie ludziom żyjącym w takich związkach, ale nie zalegalizuje związków homoseksualnych, będę skłaniał się ku decyzji o poparciu.
A partii też pan nie zmieni na PiS?
Nie ma mowy.
Reklama.
Bogdan
Były takie historie, kiedy posłowie opowiadali o tolerancji, domagali się równości, wspominali o tym, jak to byli pobici za swoją inność. Opowiadali o Jezusie i powoływali się na jego słowa, a potem podnosili zgodnie łapkę przy głosowaniu za brakiem tolerancji, za hipokryzją, za opresją.
Ryszard
Niestety panie pośle, tym razem pan poległ. Szkoda. Właśnie pan powinien najwięcej wiedzieć, jak się żyje przy braku tolerancji.
Paweł
Pan powinien być księdzem, a nie posłem. Nie dziwne, że głosował pan przeciwko ustawie. Szkoda tylko, że to, o czym pan pisze, nie przekłada się na pracę, bo zamiast pomagać innym, rzuca pan kamienie pod nogi.