Rosja i Chiny zawetowały kolejną rezolucję Rady Bezpieczeństwa ONZ ws. Syrii. Tymczasem reżim Baszara al-Assada nie ustaje w próbach zniszczenia rebelii. Bastion opozycji, Hims, znajduje się pod stałym ostrzałem.
- Jest strasznie, rakiety cały czas spadają. Eksplozje wstrząsają budynkami, nie wiemy, co robić – opisywał rano al-Jazeerze sytuację w Hims syryjski aktywista Abu Abdo Alhomsy.
Korespondent BBC powiedział, że w pewnych momentach pociski moździerzowe wybuchają co trzydzieści sekund. Rebelianci twierdzą, że siły rządowe próbują zniszczyć szpital, w którym opatrywani byli ranni buntownicy i cywile.
Dziś zginąć miało już 15 osób. Gdy ogień ustaje, mieszkańcy miasta przeczesują zgliszcza w poszukiwaniu kolejnych ofiar. Łączna liczba zabitych jest nieznana, dostępne dane wahają się od 60 do ponad 200.
Kto strzela?
Rozpoczęta w piątek rządowa ofensywa jest być może najostrzejszą od początku 11-miesięcznego konfliktu. Świadkowie obawiają się, że wojsko używa nowej broni, być może ciężkiej artylerii. - Odgłos tych wybuchów jest bardzo specyficzny. Nigdy nie słyszeliśmy takich przed Bab al-Amr [dzielnica na południu Hims, zbombardowana na początku ataku – red.], a słyszeliśmy tutaj już sporo eksplozji – powiedział Guardianowi jeden z mieszkańców.
Reżim Baszara al-Assada zapewnia, że odpowiedzialność za sytuację w Hims ponoszą „zbrojne grupy terrorystów” (to rządowy synonim na wszystkich buntownikow). - Muszą być głupi, żeby myśleć, że w ogóle mamy tak potężne moździerze – kpił w rozmowie z Guardianem jeden z członków partyzanckiej Wolnej Armii Syryjskiej, składającej się w większości z dezerterów, którzy opuścili rządową armię zabierając jedynie podręczne wyposażenie.
Reporter BBC opisywał, że w poniedziałek rano rebelianci odpowiadali na bombardowanie jedynie ogniem z kałasznikowów, co było raczej „daremnym gestem”.
13 do 2
W sobotę Rada Bezpieczeństwa ONZ głosowała nad rezolucją potępiającą Baszara al-Assada i wzywającą go do przekazania władzy swojemu zastępcy. Wśród 15 państw Rady tylko Chiny i Rosja były przeciwko. Mają jednak prawo weta, więc cała rezolucja przepadła.
Decyzja Pekinu i Moskwy wywołała oburzenie wśród zachodnich dyplomatów. Hillary Clinton określiła ją jako „kpinę”, a francuski minister spraw zagranicznych nazwał ją „moralną plamą”. - W obliczu niemocy Rady Bezpieczeństwa musimy podwoić nasze wysiłki poza ONZ, by wesprzeć prawo Syryjczyków do lepszej przyszłości – dodała Sekretarz Stanu USA.
Unia Europejska, Ligia Arabska i Stany Zjednoczone zapowiedziały, ze zaostrzą sankcję wobec syryjskiego rządu. Dotychczasowe zakładały m.in. embargo na zakup ropy i zamrożenie aktywów określonych członków reżimu.
Moskwa jest sojusznikiem Damaszku od lat 70., gdy Syrią rządził jeszcze ojciec dzisiejszego prezydenta. Rosja ma tam nie tylko bazę wojskowa, lecz dostarcza też syryjskiej armii uzbrojenie warte miliardy dolarów.
Pekin tymczasem regularnie sprzeciwia się rezolucjom potępiającym inne kraje za łamanie praw człowieka.
Oba kraje już wcześniej wetowały oenzetowskie plany wobec Syrii. [Czytaj dlaczego]
Jak donoszą korespondenci największych mediów, mieszkańcy Hims są przerażeni decyzją Rady Bezpieczeństwa. Obawiają się, że reżim al-Assada uzna odrzucenie rezolucji za „zielone światło” do ostatecznego rozprawienia się z opozycją.