Tomasz Rożek, doktor fizyki i szef działu naukowego "Gościa Niedzielnego" napisał w tym roku maturę. Co prawda ma już doktorat z fizyki, ale na tegorocznym egzaminie z polskiego pojawił się fragment jego książki, więc postanowił sprawdzić, ile punktów dostanie. Okazało się, że jego interpretacja tekstu nie pokrywa się z tym, czego oczekuje komisja egzaminacyjna przygotowująca klucz.
Jest pan zadowolony ze swojego wyniku maturalnego?
Nie rozwiązałem całej matury z języka polskiego, chciałem tylko sprawdzić, jak wyjdą mi pytania dotyczące mojego tekstu "Świat między 44 zerami". Odpowiedziałem więc na te pytania i porównałem odpowiedzi z jednym z kluczy dostępnych w internecie. To nie jest oficjalny wzorzec, bo te będą dostępne dopiero w czerwcu, ale klucz przygotowany przez jakiegoś polonistę. Więc po porównaniu moich odpowiedzi z jego odpowiedziami dostałem 65-70 procent punktów.
Co sprawiło panu największy problem?
Miałem właściwie dwie trudności przy rozwiązywaniu tego testu. Po pierwsze sam zdawałem maturę kilkanaście lat temu, więc część wiedzy zupełnie mi wyparowała. Nie potrafiłem więc odpowiedzieć na pytanie o to, jaki środek stylistyczny został zastosowany w tekście, musiałem sprawdzić definicje w internecie. Więc punkty straciłem tam, gdzie potrzebna była konkretna wiedza, a nie interpretacja.
Po drugie w kilku miejscach moja interpretacja nie pokrywała się z tym, co dostrzegł w tekście autor klucza. W przypadku jednego z pytań zupełnie nie zrozumiałem jego treści, więc nie udzieliłem odpowiedzi. W jeszcze innym pytaniu, o nawiązanie między dwoma akapitami, dostrzegłem je dopiero po czwartym przeczytaniu tych dwóch wskazanych akapitów. Jeśli rzeczywiście jest tam to nawiązanie, to raczej nie rzuca się ono w oczy.
Sądzi pan, że klucze odpowiedzi to generalnie zły pomysł, czy po prostu ten był źle przygotowany?
Jak wspomniałem od mojej matury minęło już sporo lat, sam pisałem jeszcze starą wersję. Dlatego nie wiem jak wyglądały pytania z poprzednich lat. Sądzę jednak, że generalnie w naukach humanistycznych klucz odpowiedzi to nieporozumienie. Kiedy ja pisałem egzamin liczył się pomysł i umiejętność jego uzasadnienia. Nawet jeśli egzaminator nie zgadzał się z tezą, to oceniał umiejętność argumentacji i obrony swojego zdania.
Sądzę, że celem edukacji nie jest wbicie młodym ludziom do głowy konkretnej opinii na jakiś temat, ale danie im wiedzy, która pozwoli samodzielnie wyrobić sobie zdanie. Wszystkie lektury, które czyta się w szkołach powinny służyć jako punkt wyjścia do dyskusji. Młody człowiek powinien móc zdecydować, czy swoją interpretację poprowadzić w tym kierunku czy w innym, oczywiście podając argumenty za takim wyborem. Tymczasem mam wrażenie, że teraz oczekuje się od młodych ludzi czegoś zupełnie innego, czyli wstrzelenia się w klucz.
Oczywiście czasem tylko jedna interpretacja jest możliwa i choćby się chciało nie da się na to pytanie odpowiedzieć inaczej. Jednak w tej grupie 14 pytań odnoszących się do mojego tekstu było też kilka takich, że można było przedstawić nawet 2-3 interpretacje. Poza tym, jeśli wyznaczone na odpowiedzi miejsce jest jedynym, gdzie można coś napisać i dopiski na odwrocie czy na marginesach nie są brane pod uwagę, to miałbym problemy, żeby się zmieścić. No ale największy problem to jednak ten klucz, który oducza samodzielnego myślenia.
Oceniana na podstawie sztywnego klucza matura jest powszechnie krytykowana.
Podstawa programowa pod półmetrową warstwą kurzu i maturalne festiwale konformizmu. Wiedza jako przykry obowiązek, a nie przyczynek do rozwoju. Coś nie wyszło, Houston, mamy problem. A wszystko można zmienić w prosty sposób: wystarczy wreszcie spojrzeć w kalendarz – jest rok 2013, nie 1913 CZYTAJ WIĘCEJ