"Mam 30-lat i nic nie mam" - te słowa ostatnio trzydziestolatki powtarzają jak mantrę. Nic, czyli co? Czyli nie mają własnego mieszkania, a wynajmują, własnego samochodu, oszczędności. Czy to dziwne? Czy słusznie oczekują, że będą to wszystko mieć? O to, co mieli w wieku 30-lat, pytamy ich rodziców i dziadków. – Teraz jak młodzi mają dwa pokoje z kuchnią, to uważają, że mają zły start. Są inaczej wychowani, ale dobrze, że starają się mieć jak najwięcej i najlepiej – mówi nam kwiaciarka, która bogata poczuła się, gdy kupiła sobie telewizor Rubin.
Panią Barbarę Bytomską spotkałem na warszawskim Polu Mokotowskim. Pytam ją, czy za czasów swojej młodości też zmagała się z podobnymi rozterkami, co dzisiejsi 25 i 30-latkowie. – Ja nie miałam słodkiego życia i nie mogłam sobie na wiele pozwolić – mówi naTemat.
Sen o mieszkaniu
Pani Barbara podobnie jak dzisiejsze pokolenie 25, 30, czy 35-latków marzyła o swoim własnym mieszkaniu, które zapewniłoby jej wygodę i odpowiedni standard życia. Rzeczywistość jednak zweryfikowała jej marzenia i upatrzyła ją sobie w dwupokojowym mieszkaniu, w którym mieszka od urodzenia. Nigdy nie miała własnych czterech kątów. Mieszkała z ojcem. – Był wdowcem i musiałam się nim zająć. Mieszkanie odziedziczyłam dopiero jak tata zmarł, ale swojego nigdy się nie dorobiłam. Miałam wtedy 48 lat – wspomina nasza rozmówczyni.
Wcześniej o mieszkaniu nie było mowy, bo pensja nauczycielki na to nie pozwalała. – Mieliśmy 42 metry, to były dwa pokoje. Ojciec mieszkał w jednym, a ja z mężem i dwójką dzieci w drugim, nieco większym. Dopóki dzieci były małe było fajnie. Później zaczęło robić się coraz ciężej i ciaśniej. Chciałam zawsze mieć ten swój kąt – mówi nam mieszkanka Mokotowa.
Synowie pani Barbary są w lepszej sytuacji niż ona za młodu, bo – jak mówi – "pożenili się z mieszkaniami". Mowa tu oczywiście o żonach, które cztery kąty odziedziczyły po rodzicach lub dziadkach. – Dawniej ludzie przeważnie mieszkali z rodzinami bez obecnej dzisiaj presji. Nie było tak, że każdy chciał swoje mieszkanie i samochód – słyszymy. 65-latka przyznaje jednak, że za jej młodu zdarzało się, iż rodzice kupowali dzieciom mieszkania. – Ale w mojej robotniczej rodzinie nie było tak lekko – wyznaje pani Barbara.
Młodzi zawsze marzyli o własnym mieszkaniu, a kłopoty, z którymi musieli się mierzyć są bardzo podobne do tych dzisiejszych. – Przedtem nie było możliwości by posiadać mieszkanie, choćby nie wiem jaką kto by miał pracę – mówi pan Janusz, 49-letni taksówkarz.
– Nie było mowy, aby kupić sobie mieszkanie, nawet na kredyt. A teraz to tylko właściwie, gdy ktoś ma pracę i zarabia powiedzmy cztery tysiące, kupi mieszkanie właśnie na kredyt – mówi taksówkarz. Zapytany przeze mnie, co miał naprawdę swojego w wieku trzydziestu lat odpowiada: – Nic. Wtedy nawet samochodu nie miałem. Nie było takiej możliwości. A mieszkanie było najwyżej z przydziału – wspomina pan Janusz, który przyznaje, że nawet nie przeszło mu przez myśl, żeby kupować mieszkanie.
Wranglery, Rubin i Syrenka
– Gdy ja miałam trzydzieści lat, to już niczego nie potrzebowałam – mówi z kolei pani Jadwiga, sprzedająca kwiaty przy śródmiejskim skrzyżowaniu. I choć dziś pracuje w pocie czoła, grubo wysmarowana kremem przeciwsłonecznym, to kilkadziesiąt lat temu miała wszystko to, o czym marzyli współcześni dwudziestoparolatkowie. – Kiedyś marzyło się o wranglerach z Ameryki, tych Lee i innych. Stało się po nie parę godzin, a ich kupno oznaczało sukces – mówi.
Pani Jadwiga nie musiała marzyć o mieszkaniu mając 30-tkę, bo sama odziedziczyła je siedem lat wcześniej. – Miałam 23 lata, gdy zmarli mi rodzice, więc szybko startowałam w dorosłość. Ale dziś jest inaczej. To, co kiedyś nas zaspokajało, teraz nie wystarcza młodemu człowiekowi. Samochód miałam w wieku 24 lat, bo ciężko pracowałam w handlu. To była Syrenka Trójka, taka z drzwiami "kurołapkami". To było coś pięknego, coś o czym ludzie marzyli – wspomina.
– Dziś samochód może mieć każdy, bo stoją niemalże na ulicy – dodaje warszawski taksówkarz, pan Janusz. – Kiedyś nie myślało się nawet, żeby mieć coś na własność. Nieźle zarabiałem, ale wystarczało na zwykłe przeżycie. Nic nie dało rady odłożyć – mówi. Niemniej jednak, jego zdaniem mimo większych możliwości, teraz wcale nie jest tak różowo. – Ludziom brakuje pieniędzy już w połowie miesiąca. Kiedyś przynajmniej spokojnie można było przeżyć, ale nie było widoków na nic bardziej luksusowego – wspomina taksówkarz.
– Teraz jak młodzi mają dwa pokoje z kuchnią, to uważają, że mają zły start. Są inaczej wychowani, ale dobrze, że starają się mieć jak najwięcej i najlepiej – mówi nam kwiaciarka, która przyznaje, że wraz z możliwościami wzrosły też oczekiwania. – Dawniej były inne potrzeby. Teraz zarabiają powiedzmy trzy tysiące złotych, ale ich potrzeby są czterokrotnie większe. Kiedyś jak kupiłam sobie telewizor Rubin to już byłam bogata, a teraz? Pan pewnie nie widział w życiu Rubina, a ja się wtedy naprawdę cieszyłam, że mogę go mieć – dodaje nieco nostalgicznym głosem mieszkanka stolicy.
Marzenia na raty
Emerytowana nauczycielka nie zarobiła co prawda na własne mieszkanie, ale wystarczało jej na wakacje. I to naprawdę długie. – Wyjeżdżałam z dziećmi już w czerwcu i wracaliśmy na wrzesień – mówi pani Barbara, która przyznaje jednak, że wymagało to pewnej rachunkowej gimnastyki. – Wszystko kupowałam na raty, aby przyoszczędzić na wyjazd nad Morze lub do Zakopanego – tłumaczy.
A kupować było co. – Telewizor, chyba marki Ametyst. Meble, a właściwie regały trzeba było nie tylko kupić, ale i swoje po nie wystać. Poza tym wystarczało na bieżące życie, aby wyjść gdzieś na miasto – mówi emerytowana nauczycielka. Jej zdaniem dużo łatwiej jest także o samochód, który można kupić już za kilkaset złotych. – Przy odrobinie zdolności technicznych jeździć będzie praktycznie każdy. Wtedy nie było takich możliwości, choć o czterech kółkach marzył każdy – uważa pani Barbara.
Sama jednak przez większość życia musiała dawać sobie radę bez auta. Pierwszy samochód w jej rodzinie pojawił się dopiero, gdy miała 42 lata. – Dostaliśmy go w spadku od brata męża, któremu lepiej się powodziło i dał nam go w prezencie – opisuje z uśmiechem Warszawianka, która była bardzo szczęśliwa z tamtego Fiata 126p.
Teraz albo nigdy
– Wszystkim młodym życzę dobrze – mówi na koniec rozmowy pani Barbara Bytomska. – Ludzie narzekają na młodych, że chcieliby od razu dom, samochód i wszystko. Nie możemy się ciągle cofać! Co było, to było. Za komuny były dobre rzeczy i złe rzeczy, tak jak i teraz. Nie można zawsze mówić, że oni chcą dużo. Takie są w tej chwili już czasy! Widzimy co się dzieje w Ameryce i to, że ludzie żyją tam na poziomie. My jako Polacy też tak chcemy żyć. Sama robię co mogę i pomagam swoim dzieciom. Zapraszam na obiady, zajmuję się wnuczką, aby synowa mogła pójść do pracy. Chce zarobić pieniądze i latem wyjechać do Chorwacji. Zrobię wszystko, by mogli jechać, bo ja sama za mało zarabiałam i nie mogłam – mówi napotkana podczas spaceru z wnuczką pani Barbara.
– Jak pan w młodym wieku nie wystartuje, to później będzie bardzo ciężko – dodaje na pożegnanie.
– Ja nie czułam nigdy takiego ciśnienia – mówi zaś pani Jadwiga zaznaczając, że ludzie przyzwyczaili się, iż na wszystko trzeba ciężko zapracować. – To normalne, że młodzi narzekają. Jak się człowiek za młodu nie dorobi, jak pan nie zyska do czterdziestki, to później nie będzie pan miał. Uczciwie panu mówię, jak matka. Trzeba jak najwięcej zarabiać, najwięcej dać z siebie, bo później nic człowiek z tego nie będzie miał – mówi pani Jadwiga, sprzedający kwiaty przy warszawskiej ulicy.
– Ja do dziś nie uzbierałem na własne mieszkanie – mówi szczerze pan Janusz, który nadal żyje w komunalnych czterech kątach. Tak jak kiedyś nie jeździł na wycieczki zagraniczne, dziś też podziwia najwyżej polski Bałtyk.