Studia dawno za nimi. Zegar biologiczny tyka, ale nie na tyle głośno, by przerwali swój sen o wiecznej młodości. Choć mają trzydzieści lat, to dopiero zaczynają myśleć o jakiejkolwiek stabilizacji. – Rodzice wciąż mnie "wychowują" i ochrzaniają, ale taka jest cena przedłużania sobie młodości – mówi 35-letnia dziś Edyta z Krakowa. Czy dzisiejsi trzydziestolatkowie popełniają błąd? Czy po prostu umieją żyć pełnią życia?
Kult piękna i wiecznej młodości od dawna nie jest już domeną Hollywood, czy okładek kolorowych magazynów. Aby go dostrzec, wystarczy się rozejrzeć na ulicy. Strój czy fryzura mają coraz mniej wspólnego z wiekiem, a stanowią raczej odzwierciedlenie naszego stylu życia i przekonań. Nikogo nie dziwią trzydziestolatkowie, wyglądający tak jak ich o 10 lat młodsi koledzy. I choć nie dotyczy to całej grupy, wielu trzydziestolatków nie zamierza łatwo rozstawać się z "dwójką z przodu".
Młodzieżowy strój to oczywiście jedynie wierzchołek góry lodowej. Pod nim kryją się ambicje, radość życia, gotowość do spełniania najskrytszych marzeń. W przeciwieństwie do pokolenia dwudziestolatków, które w dużej mierze nie potrafi się odnaleźć w wymagającej rzeczywistości, trzydziestolatek wiedział, jak spędzić czas po studiach. Bez zobowiązań, kreatywnie i w zgodzie z samym sobą.
Pokłosie dobrobytu
Edyta ma dziś 35 lat. Jej znajomi ze Śląska i Małopolski podobnie jak ona, zaczęli na poważnie "rozwijać się" dopiero po trzydziestce. Rozwój ten oznaczał nie tylko rozkwit w życiu zawodowym, ale także osobistym. – Człowiek dopiero po trzydziestce jest w stanie rozkminić, co tak naprawdę siedzi w jego głowie – twierdzi Edyta. Jej zdaniem, rzadko zdarza się, że człowiek od początku wie, co chciałby robić w życiu. – No chyba, że ktoś od zawsze interesował się roślinami i wie, że jego pasją jest ogrodnictwo. To jednak nie dotyczy wszystkich zawodów – twierdzi Edyta, która potrzebowała kilku lat na znalezienie swojej zawodowej drogi.
Po ukończeniu studiów, które jak wiadomo nie gwarantują zatrudnienia, ludzie odczuwają pustkę. Zamiast zacząć pracować, zastanawiają się, co chcieliby robić. – Ja nawet nie wiedziałam, czy jest mi wszystko jedno, co chcę robić, byle mieć pieniądze, czy może jednak potrzebuję czerpać satysfakcję ze swojej pracy – wspomina Edyta. Przez kilka lat podróżowała, mieszkała i pracowała za granicą. – Gdy masz rodzinę, nie możesz tego robić. Ja w ciągu dwóch tygodni potrafiłam zmienić całe swoje otoczenie, całe życie – mówi zadowolona trzydziestopięciolatka.
Jeszcze w latach dziewięćdziesiątych priorytety były inne. – Wcześniej był niższy poziom materialny i ludzie musieli się szybciej ogarniać, brać odpowiedzialność za siebie – uważa nasz bloger, trzydziestojednoletni Jarek Żyliński. – Moim zdaniem znacznie częściej mamy dziś sytuację, gdy można poczekać z poważną pracą. W tym czasie zaś więcej ludzi niż 20 lat temu może sobie pozwolić na bezpłatny staż, dodatkowe studia. – zauważa Jarek.
Albo dzieci, albo "życie"?
Edyta uważa, że wielu ludzi dopiero po trzydziestce zamierza robić to, można uznać za "prawdziwe życie". Choć sama nadal nie ma dzieci i nie czuje jeszcze, że powinna je mieć, to większość jej znajomych zdecydowała się na to właśnie po 30-tce, czyli jakieś pięć lat temu. – Nawet ci, którzy pobrali się wcześniej, to nie od razu mieli dzieci. W mojej ekipie niemalże w tym samym czasie urodziło się z dziesięcioro dzieci! Rodzice zaś twierdzą, że było to w stu procentach zaplanowane, a ich decyzja o zaczekaniu na rodzicielstwo była słuszna.
Takie "odkładanie dzieci na później" zdaniem wielu osób jest jednak błędem. Dominika Korzeniewska, z którą rozmawialiśmy kilka tygodni temu, urodziła dziecko jeszcze na studiach. – Teraz na pewno nie miałabym na to czasu. 9 miesięcy ciąży, później opieka nad niemowlęciem... Musiałabym przerwać swoją działalność – mówiła w rozmowie z naTemat. Odkładanie rodzicielstwa na "lepsze czasy" nie zawsze jest zatem dobrym rozwiązaniem.
Edyta czuje, że potrzebowała czasu dla siebie. Na to by się wyszaleć, zobaczyć kawałek świata czy zwyczajnie "pożyć". – Pięć lat po zakończeniu studiów moi znajomi przestali "szumieć" i poświęcili się dzieciom. Bo to przecież jest poświęcenie. Ja szczerze mówiąc nadal nie odnajduję się w tym scenariuszu – mówi Edyta.
Wieczne dzieci
Zbliżający się do trzydziestki młodzi ludzie często polegają na rodzicach. Nie tylko dlatego że muszą, choć i tak bywa, ale również dlatego, że jest im tak wygodnie. Pomoc rodziców ogranicza się często do zapewnienia z mieszkania trzydziestoletniemu "dziecku", które nie chce brać na siebie jarzma kredytu na 40 lat.
Większość znajomych Edyty nie kupiło własnych czterech kątów, nie zdecydowali się na wynajem, ale też nie mieszkają już z rodzicami. – Wielu z nich miało jakieś życiowe szczęście, dostawali mieszkania po wujkach czy babciach. Znam też osoby, które odkładają tę ciężką życiową decyzję ze względów finansowych. Nie dlatego, że nie mają możliwości kupna mieszkania, ale wolą egzotyczne wyprawy, dobre jedzenie i fajne ubrania – wymienia Edyta.
Zdaniem trzydziestojednoletniego Jarka Żylińskiego ludzie nie są zmuszeni do odpowiedzialności. – Myślę, że obniżył nam się poziom podejmowania odpowiedzialności. Właśnie to może być przyczyną późnego "wyfruwania z gniazda". Zdaniem Żylińskiego, ludziom po studiach po prostu brakuje odwagi do podejmowania decyzji o wieloletnich konsekwencjach. Ma to także wpływ na obniżenie wartości tradycyjnej rodziny.
Czysty hedonizm
Ludzi myślących w ten sposób co Edyta niektórzy nazywają po prostu hedonistami. Jej nie przeszkadza to określenie, gdyż nie widzi w nim pejoratywnego zabarwienia. – Myślę że za tym słowem kryje się pytanie o sens życia. Dla mnie nie jest nim przedłużanie gatunku – wyznaje szczerze Edyta.
Edyta nie żałuje, że właśnie w ten sposób kierowała swoim życiem. Najważniejsze jest dla niej to, aby robić wszystko w życiu zgodnie ze swoimi potrzebami, a nie z ogólnie przyjętym scenariuszem, który na każdym kroku okazuje się być coraz bardziej nieaktualny. – Czasem wiem, że być może powinnam zrobić coś inaczej, że robię to, co jest mi na rękę. Nigdy nie żałuję swoich decyzji, nawet gdy coś pójdzie nie tak. Ale wiem, że wtedy tego chciałam i nie postępowałam wbrew sobie – zapewnia Edyta.
Nagły pociąg do wiedzy?
W całej Polsce obserwuje się też nowe zjawisko, czyli modę na doktorat. Ania, robiąca właśnie doktorat z performatyki na Uniwersytecie Jagiellońskim wyznała w rozmowie z Karoliną Przewrocką, że kolejne studia nie są jedynie efektem naukowej pasji. – Przyjechałam ze stypendium zagranicznego, nie miałam na siebie pomysłu. Dość długo szukałam pracy, nie mogłam nic znaleźć. Nie lubię stać w miejscu, więc skorzystałam z propozycji promotorki – mówi doktorantka, która także nie zdecydowała się na stabilizację.
Edyta z Krakowa przyznaje, że pęd do zdobywania wiedzy nie wynika z nagłego oświecenie absolwentów wyższej uczelni. – Mój kolega zrobił doktorat, bo tego wymagał od niego pracodawca. Wielu moich znajomych robi to właśnie dlatego, że nie ma pracy i starają się zwiększyć swoje szanse. A wiadomo, że studia przedłużają młodość, również te doktoranckie – mówi Edyta.
Rodzice mówią: zrób coś ze swoim życiem
Osoby decydujące się na życie po swojemu nie mogą spodziewać się akceptacji rodziców. Ci najczęściej mają inny pogląd na świat, który powinien być bardziej i szybciej poukładany. Odkładanie stabilizacji i swego rodzaju dorosłości na "po 30-tce" bywa dla nich niezrozumiałe. Edyta przekonuje się o tym na każdym kroku, choć nie jest to dla niej zbyt wysoka cena za życie zgodnie z samą sobą.
– Mama cały czas powtarza: "Dziecko, jak długo jeszcze zamierzasz tak bimbać?" mówi ze śmiechem na ustach Edyta. Mama przekonuje ją na każdym kroku, że zabawa musi się wreszcie skończyć, że "czas dorosnąć" . Edyta zaś dostaje alergii na takie słowa, które w jeszcze większym stopniu skłaniają ją do tego, by pozostać "wieczną dwudziestoparolatką". – Gdy ktoś mi mówi, że to moje wspaniałe życie ma się skończyć i robi to pod hasłem "dorosłości", to tym bardziej chcę być wiecznym studentem – mówi Edyta.
Zatroskanym rodzicom dziwi się zaś Jarek Żyliński. – W dużej mierze brak odwagi w podejmowaniu odpowiedzialności jest efektem postawy rodziców – uważa. Według niego rodzicom zdarza się za bardzo pomagać swoim dzieciom. – Ani rodzice, ani szkolnictwo nie uczą dziś odpowiedzialności za siebie. Kiedyś starsze rodzeństwo musiało opiekować się młodszym. Teraz dzieci nie są nawet wypuszczane na podwórko. Może kapitalistyczny dobrobyt trochę nam zaszkodził? – zastanawia się Żyliński.
Rodzice traktują swoich trzydziestolatków jak dzieci, które nie umieją się odnaleźć w życiu. Tymczasem oni doskonale wiedzą, co robią, tylko przewartościowali "styl tradycyjny" na taki, który odpowiada ich czasom, ambicjom i marzeniom. – Są tego ciemne strony. Rodzice traktują mnie jak dziecko. Krzyczą na mnie za to, jak się ubieram i jaką mam fryzurę. Podczas rodzinnej Wigilii upominają i poprawiają nie tylko mnie, ale też mojego trzydziestoletniego brata. Cóż, takie są koszty, ale da się to znieść – podsumowuje trzydziestopięcioletnia Edyta.
Czytaj także: Perfekcyjna Pani Domu: „Młode kobiety w Polsce nie sprzątają. To wina feministek”