"Może w tym roku będą gorsze tytuły, ale to ten jest największym rozczarowaniem" – napisał po premierze "Wielkiego Gabtsby'ego" magazyn "The Rolling Stone". "Gdzie leży niepowodzenie nie-tak-wielkiego Gatsby'ego? Myślę, że to może być film, który nie bardzo wie, co ze sobą zrobić" – stwierdził recenzent "The Holywood Reporter". Wielki Gatsby nie taki wielki?
"Wielki Gatsby" trafił na ekrany polskich kin dwa dni po premierze, która odbyła się w środę na 66. Międzynarodowym Festiwalu Filmowym w Cannes. To zrealizowana przez Australijczyka Baza Lurhmanna ekranizacja kultowej powieści Francisa Scotta Fitzgeralda z lat 20. ubiegłego wieku. W głównych rolach reżyser obsadził takie gwiazdy, jak Leonardo DiCaprio, Carey Mulligan czy Tobey Maguire. Nic więc dziwnego, że przez wielu film był zapowiadany jako największe filmowe wydarzenie 2013 roku.
Poprzeczka za wysoko?
Pierwsze recenzje wskazują jednak na to, że pompowany od dłuższego czasu balonik oczekiwań z hukiem pękł. "Cicho. Posłuchajcie. To F. Scott Fitzgerald przewraca się w grobie" – od takich słów zaczął swoją recenzję Peter Travers, krytyk filmowy od lat współpracujący z "Rolling Stone". Jego ocena jest wręcz miażdżąca. "Z wyjątkiem kostiumów Catherine Martin nic tutaj nie gra" – pisze.
Wyrzuca Lurhmannowi między innymi to, że zdjęcia zrealizowano w Australii, a Nowy Jork został odtworzony cyfrowo, co na pewno nie przenosi widza w klimat lat 20. XX wieku. "Nic też nie tworzy klimatu retro tak jak hip-hop Jay-Z" – pisze ironicznie. Na koniec dodaje jeszcze, że co prawda tego lata możemy się spodziewać jeszcze gorszych filmów, ale skali rozczarowania nic nie jest w stanie przebić.
Nieco bardziej delikatny w krytyce jest Kirk Honeycutt, recenzent "The Hollywood Reporter". Pisze on o "nie tak wielkim Gatsbym", który niewiele ma wspólnego z książką Fitzgeralda. "Ten film z każdą minutę odbiera coraz więcej Fitzgeralda" – stwierdza. Jego zdaniem najnowsza ekranizacja bestselerowej powieści ma w sobie blask i jest pełna przepychu, ale niestety brak jej duszy. Technologia 3D tylko podkreśla tę sztuczność.
"Reżyser, który z nadmiaru uczynił fetysz, a ze sztuczności religię, w filmie dodaje tyle brokatu, że z trudem łapiemy powietrze. W tym całym chaosie umyka nawet fakt, że na ścieżkę dźwiękową składają się anachroniczne utwory XXI-wiecznych artystów jak Jay-Z czy Lana del Rey" – komentuje z kolei Kenneth Turan, dziennikarz "Los Angeles Times".
Malowniczo, ale pusto
Podobne opinie znaleźć można także na polskim podwórku. Bloger naTemat Marcin Zwierzchowski umieścił film gdzieś między największym gniotem Lurhmanna, czyli "Australią", a lepszymi obrazami w rodzaju 'Romea i Julii" i "Moulin Rouge". "Jeden z najbardziej oczekiwanych filmów roku nie jest tak dobry, jak się spodziewano. Scenografia i muzyka są perfekcyjne, DiCaprio wyciska z roli, ile się da, po świetnym otwarciu tempo i napięcie wyraźnie jednak siadają, historia po prostu nie porywa, okazuje się nadmiernie rozbuchana, pusta" – pisze.
Komentujący pod tekstem Tomasz Raczek po seansie też ustawia się bardziej na "nie". Jak twierdzi, jest malowniczo, ale pusto i bezrefleksyjnie. "Czasem pięknie, a czasem pretensjonalnie. Mam wrażenie, że Baz Luhrmann, który poznał książkę F. Scotta Fitzgeralda w postaci audiobooka, gdy jechał przez tajgę koleją transsyberyjską, słuchał jej nie w dobrej interpretacji aktorskiej lecz czytaną drętwym głosem lektora" – podkreśla.
Suchej nitki na Luhrmannie nie zostawia za to Piotr Pluciński, krytyk filmowy i bloger Polityka.pl. "Film zachowuje subtelność hip-hopowego teledysku: jest hałaśliwy, przesiąknięty kiczem, pełen nic nieznaczącego przepychu" – ocenia.
Widownia jest na "tak"
Przez falę krytyki przebijają się też pozytywne komentarze. Tak jak najczęściej wytyka się "Gatsby'emu" blichtr, sztuczność, chaos czy niedopasowanie do powieści, tak chwali się go m.in. za choreografię i rolę DiCaprio. "Jego Gatsby jest po prostu bezbłędny. W pierwszej części nosi maskę tajemniczego dżentelmena równie wytwornie, jak statyści stroje z epoki. W drugiej sukcesywnie odsłania prawdziwe ja. Czterdziestoletni prawie aktor staje się znienacka chorobliwie nieśmiałym chłopakiem, żyjącym jedynie fantazją o miłości doskonałej. To świetna rola, w starym, klasycznym stylu" – zachwala Karolina Pasternak z portalu Stopklatka.pl.
Potwierdza to Richard Corliss, recenzent tygodnika "Time". Jak pisze, "nieziemski chłód [Tobeya] Maguire'a pasuje do zarysowanej w historii postaci obserwatora. DiCaprio jest przekonujący jako mały chłopiec zagubiony przez zgrywanie twardziela, a [Carey] Mulligan znalazła sposób, by wyrazić jednocześnie magnetyzm i słabość Daisy".
Jak między tymi skrajnymi opiniami krytyków odnajdują się widzowie? Zarówno na portalu Filmweb, jak i na amerykańskim IMDB, ocena "Wielkiego Gatsby'ego" oscyluje wokół 7,5/10. To oznacza, że według nich nie tylko nie jest tragicznie, ale wręcz więcej niż dobrze.
Po seansie w pamięci zostają więc trzy rzeczy: scena pierwszego przyjęcia, zaskoczenie, że Tobey Maguire jednak potrafi grań i w sumie wypada lepiej niż Carey Mulligan, oraz trzymający wszystko w swych ramionach DiCaprio - to nie jest wielka rola, ale trzeba przyznać, że wiele więcej aktor z nią zrobić nie mógł: jeżeli przydarzy się nominacja do Oscara, to raczej w wyniku braku konkurencji, niż faktycznej zasługi. CZYTAJ WIĘCEJ
Piotr Pluciński
bloger Polityka.pl
Wypadałoby zaznaczyć, że nie jest to ani dobry film, ani udana adaptacja powieści F. Scotta Fitzgeralda. Luhrmann i Jay-Z przetaczają się po jej niuansach z gracją buldożera – miażdżą kolejne aspekty „Gatsby’ego”, robiąc miejsce dla ogromnej sceny i wystawnych dekoracji, a następnie rozstawiają między nimi orkiestrę, tancerki i spadające z nieba konfetti. CZYTAJ WIĘCEJ