
"Może w tym roku będą gorsze tytuły, ale to ten jest największym rozczarowaniem" – napisał po premierze "Wielkiego Gabtsby'ego" magazyn "The Rolling Stone". "Gdzie leży niepowodzenie nie-tak-wielkiego Gatsby'ego? Myślę, że to może być film, który nie bardzo wie, co ze sobą zrobić" – stwierdził recenzent "The Holywood Reporter". Wielki Gatsby nie taki wielki?
Wyrzuca Lurhmannowi między innymi to, że zdjęcia zrealizowano w Australii, a Nowy Jork został odtworzony cyfrowo, co na pewno nie przenosi widza w klimat lat 20. XX wieku. "Nic też nie tworzy klimatu retro tak jak hip-hop Jay-Z" – pisze ironicznie. Na koniec dodaje jeszcze, że co prawda tego lata możemy się spodziewać jeszcze gorszych filmów, ale skali rozczarowania nic nie jest w stanie przebić.
Podobne opinie znaleźć można także na polskim podwórku. Bloger naTemat Marcin Zwierzchowski umieścił film gdzieś między największym gniotem Lurhmanna, czyli "Australią", a lepszymi obrazami w rodzaju 'Romea i Julii" i "Moulin Rouge". "Jeden z najbardziej oczekiwanych filmów roku nie jest tak dobry, jak się spodziewano. Scenografia i muzyka są perfekcyjne, DiCaprio wyciska z roli, ile się da, po świetnym otwarciu tempo i napięcie wyraźnie jednak siadają, historia po prostu nie porywa, okazuje się nadmiernie rozbuchana, pusta" – pisze.
Po seansie w pamięci zostają więc trzy rzeczy: scena pierwszego przyjęcia, zaskoczenie, że Tobey Maguire jednak potrafi grań i w sumie wypada lepiej niż Carey Mulligan, oraz trzymający wszystko w swych ramionach DiCaprio - to nie jest wielka rola, ale trzeba przyznać, że wiele więcej aktor z nią zrobić nie mógł: jeżeli przydarzy się nominacja do Oscara, to raczej w wyniku braku konkurencji, niż faktycznej zasługi. CZYTAJ WIĘCEJ
Komentujący pod tekstem Tomasz Raczek po seansie też ustawia się bardziej na "nie". Jak twierdzi, jest malowniczo, ale pusto i bezrefleksyjnie. "Czasem pięknie, a czasem pretensjonalnie. Mam wrażenie, że Baz Luhrmann, który poznał książkę F. Scotta Fitzgeralda w postaci audiobooka, gdy jechał przez tajgę koleją transsyberyjską, słuchał jej nie w dobrej interpretacji aktorskiej lecz czytaną drętwym głosem lektora" – podkreśla.
Wypadałoby zaznaczyć, że nie jest to ani dobry film, ani udana adaptacja powieści F. Scotta Fitzgeralda. Luhrmann i Jay-Z przetaczają się po jej niuansach z gracją buldożera – miażdżą kolejne aspekty „Gatsby’ego”, robiąc miejsce dla ogromnej sceny i wystawnych dekoracji, a następnie rozstawiają między nimi orkiestrę, tancerki i spadające z nieba konfetti. CZYTAJ WIĘCEJ
Widownia jest na "tak"
Potwierdza to Richard Corliss, recenzent tygodnika "Time". Jak pisze, "nieziemski chłód [Tobeya] Maguire'a pasuje do zarysowanej w historii postaci obserwatora. DiCaprio jest przekonujący jako mały chłopiec zagubiony przez zgrywanie twardziela, a [Carey] Mulligan znalazła sposób, by wyrazić jednocześnie magnetyzm i słabość Daisy".


